wtorek, 28 października 2014

Rozdział 9

Zaproszenie

„Dom – to nie miejsce, gdzie mieszkasz, ale miejsce, gdzie cię rozumieją.”  Christian Morgenstern

Maggie nie wiedziała co powiedzieć. Przełknęła głośno ślinę, bo wiedziała, że to co mówi Julie jest prawdą. Musiała wiedzieć i odnaleźć Emily.
Minęło trochę czasu, stosów było kilka i tylko jeden adres rodzinnego domu jej ojca. To był koszmar, który musiała przeżyć. Kosztowało ją to dużo wysiłku, gdyż musiała wrócić do wspomnień. Szczególnie do tych z Justinem. Justin i Emily byli oczkiem w jej głowie, nie mogła odpuścić. Musiała się poświęcić dla nich.
W końcu Julie znalazła adres, następnego dnia po katastrofie. Wyrwała ten kawałek gazety, po czym obie wybiegły błyskawicznie z biblioteki, bez pożegnania. Stanęły przed nią, aby złapać oddech, a Julie zaczęła szperać na mapie w telefonie gdzie to jest.
– Jesteś pewna, że to właściwy adres? – zapytała blondynka, przeczesując ręką włosy. Chciała upewnić się, że to dobry adres.
Julie była w stu procentach pewna.
– Tak – kiwnęła głową. – To na pewno ten.
– Zadzwonię do Justina i zapytam jak się czuję – westchnęła.
– Nie! Nie, nie teraz. Teraz musimy jechać!
– Julie, Justin teraz jest najważniejszy. Jest w ciężkim stanie, muszę przy nim być...
Julie odpuściła. Stwierdziła, że powinna wraz z nią pojechać i poinformować o tym Luke’a i Justina. Oboje pewnie bardzo się martwili, więc nie zdziwiłoby Julie, gdyby Maggie znalazła się w ramionach Justina, który całowałby jej całą twarz, a Luke odetchnąłby z ulgą na widok siostry i pojechaliby do domu. Rzeczywistość była inna. Chciała im pomóc i starała się robić to najlepiej jak może. Z resztą zauważyła, że między nimi zaczynało się psuć, a nie chciała patrzeć jak ta miłość się rozpada, bo przecież zbyt mocno się kochali.
Schowawszy telefon do kieszeni, złapały taksówkę i z powrotem udały się w kierunku szpitalu. Julie przy okazji poinformowała Luke’a, aby zjawił się pod szpitalem. Tak też się stało. Luke zjawił się na swoim motocyklu błyskawicznie, Maggie po przywitaniu się z kuzynem natychmiast udała się z karteczką owego adresu zamieszkania Jamesa, gdy był dzieckiem. Uważała, że powinna pokazać to Justinowi i oboje tam pojechać. Taki przecież był ich cel.
Zapukała w drzwi, które były otwarte, a Justin leżał na łóżku odkryty. Usiadł twarzą do okien, tyłem do blondynki, po czym starał się ostrożnie postawić bose stopy na zimnej podłodze. Syknął i głośno odetchnął, czując przeszywający ból w udzie. Był jednak mniejszy niż wtedy, gdy został postrzelony. Jego klatka piersiowa szybko się unosiła i opadała. Miał poczochrane włosy. Postanowił usiąść, bo ból był zbyt silny.
Maggie podeszła do niego ostrożnie i położyła dłoń na jego ramieniu. Raptownie odwrócił głowę ku niej, ale wcale się specjalnie nie cieszył. Znała ten wyraz twarzy. Był wciąż zły.
Przestań się złościć, proszę szepnęła, całując go delikatnie w policzek. Był lodowaty. Dotknęła opuszkami palców drugiego i zaczęła leniwie masować. Jest wszystko dobrze. Powinieneś się cieszyć, że żyję.
Kochanie jak? Odpowiedz mi. Cieszę się, że żyjesz, ale cieszyłbym się bardziej, gdybyś była jak najbliżej mnie. Wiesz co mogło ci się stać, nie posłuchałaś.
Jego ton głosu wcale nie wskazywał, że mógłby być zły. Wręcz przeciwnie. Był taki jak rok temu czuły, romantyczny, a chrypka w jego głosie bardzo podniecająca.
Nie mam szesnastu lat, Justin. Jestem dorosła, chcę odzyskać córkę i wrócić z wami do domu. Do Los Angeles. Tam gdzie powinniśmy być. Cały czas. Patrzeć jak dorasta. Emily pewnie nie chciałaby, abyśmy się kłócili, więc staraj się nie być nadopiekuńczy, dobrze?
Justin zwrócił usta ku jej twarzy i chwycił zębami malinowe wargi dziewczyny. Całował ją z pasją, z troską. Tak jak kiedyś. Wiedział co ma na myśli jego ukochana, lecz świadomość i strach, że mógłby ją stracić było silniejsze niż zdrowy rozsądek. Nie wybaczyłby sobie tego. Utraty Maggie i Emily.
Maggie odwzajemniała każdy pocałunek i wsunęła rękę na jego tors i zaczęła masować klatkę piersiową oraz obojczyki.
Kocham jak mnie dotykasz warknął w usta Maggie. Złapał jej dłoń i ucałował. Uśmiechnęła się, następnie wyjmując z tylnej kieszeni spodni kartkę.
Mam coś dla ciebie. Kartka owinięta była między palcami dziewczyny, a Justin chwycił ją sprytnie i odczytał.
To jakiś adres zauważył.
Tak, to adres domków gdzie wydarzyła się ta katastrofa. Z Julie się dzisiaj naszukałyśmy, ale chyba warto tam pojechać i czegoś się dowiedzieć.
Jaki to ma związek z Emily? prychnął.
Pomyśl. Tam gdzie jest James, jest i Emily. Julie to geniusz, musisz to przyznać pstryknęła złośliwie.
Justin wywrócił oczami.
Ja też coś mam dla ciebie.
Pochylił się w stronę szafki i wyjął z niej kopertę.
Dostaliśmy zaproszenie od jakiegoś prezesa na urodziny jego syna. Pewnie znajomy Scootera. Nie muszę go pamiętać, ale sądzę, że powinniśmy pójść. Jest za tydzień. Oznajmił.
Po pierwsze, mój drogi to masz odpoczywać. Po drugie, jak tylko wyjdziesz ze szpitala jedziemy do Petersburga, a po trzecie to nie mam w co się ubrać, ale mnie to nie obchodzi, bo przyjechałam tutaj po córkę, nie na darmowe drinki uniosła brew, a potem wstała. Pójdę po coś do picia.
Skinął głową, odłożywszy na szafkę kopertę i położył się wygodnie na łóżku. Zanim dziewczyna wyszła, krzyknął za nią.
Poproś Julie, może jest z niej taka dobra wróżka za jaką się uważa i ci coś wyczaruje. Sądzę, że w małej czarnej seksownie byś wyglądała.
Maggie odwróciła się i zauważyła na twarzy szatyna zawadiacki uśmiech. Domyśliła się co chodziło mu po głowie. Wywróciła teatralnie oczami i zamknęła drzwi. Na korytarzu widziała idącą w jej stronę lekarza Justina. Gdy tylko ją zauważył od razu zwrócił się do niej:
Pani Bieber, prawda?
Kiwnęła twierdząco głową.
Mam dla pani dobrą informację. Blizna goi się w błyskawicznym tempie, ale pani mąż musi rozchodzić nogę, aby była już na tyle sprawna, żebyśmy mogli wypisać go ze szpitala powiedział z lekkim uśmiechem na ustach. Jego angielski był dobry, ale słychać było rosyjski akcent.
Właśnie u niego byłam. Sam próbuje stanąć na nogi to dobry znak. Cieszę się, że jest lepiej odparła i w tym samym czasie zostawiła go na korytarzu.
Na parterze znalazła kilka automatów z kawą. Wsypała cukier z dwóch saszetek i pomieszała. Popiła kilka łyków, aż w końcu zadzwonił do niej Scooter. Po tak długim czasie, odezwał się do niej.
Scooter? Wow, nie wiedziałam, że jeszcze żyjesz powiedziała sarkastycznie. A tak serio, czemu dzwonisz?
Mogę wiedzieć do cholery, co się u was dzieje? Justin jest ostatnio nieludzki westchnął.
Może ty mi powiesz co się dzieje? Dlaczego mój ojciec ma zostać szefem wytwórni, a nie ty? odpowiedziała pytaniem.
To już wiesz? Justin to papla, przysięgam na Boga.
Ja się z tego nawet cieszę, że mi powiedział. Jakim prawem dopuściliście Jamesa do głosu? warknęła i ugryzła plastikowy kubek. Wiesz jakie on piekło na was sprowadzi, to był błąd, wielki błąd, Scooter.
Nie powinienem był tego mówić, ale twój ojciec postawił naprawdę wysoką cenę. Życie za życie. Krótka piłka. Znasz to, zapewne. Wspominał o Emily przez większość czasu, szczególnie mi. Że to ja jestem jak dziadek dla małej, a nie on.
Maggie zmarszczyła czoło.
O czym ty mówisz? warknęła cicho.
Tak naprawdę, handlował życiem twojego dziecka za życie Justina. Musieliśmy wybierać. Nie miałem na nic wpływu, Meg, jest mi tak wstyd. Wszystko powiedział mi Ryan. Był przy tym. Nie wiem dokładnie o co chodzi, nikt nie wie. To jest zbyt skomplikowane, ale podejrzewam, że to wszystko było ukartowane. Nie chciał, bym został następcą Reida, bo wiedział, że pozwoliłbym Justinowi na częste powroty do domu, a on właśnie tego nie chciał. Emily była przynętą, dość przydatną, skoro wciągnął w to wszystko niewinne dziecko.
Dziewczyna nie wierzyła własnym uszom. Mimowolnie łzy napłynęły jej do oczu, lecz szybko powstrzymała przez ich wypłynięciem z powiek. Zacisnęła zęby i przegryzła nerwowo wargę. Zasłoniła ręką usta i oczy. Nie mogła wydusić z siebie żadnego dźwięku przez dłuższy czas, póki z cichym westchnięciem, Scooter dodał: „Przykro mi”, a potem rozłączył się.
Teraz poczuła się sama, zupełnie sama. Serce bolało ją, głowa i ramię. Nie chciała dzwonić do Julie, bo potrzebowała to wszystko poukładać w całość, po czym opowiedziałaby jej to wszystko. Julie miała rację. Po raz kolejny miała rację.
Maggie przeczesała ręką włosy, wstała i wyrzuciła kubek do śmietnika. Skierowała się ku schodom, po czym do pokoju Justina, w którym zasnął jak małe dziecko. Tak spokojnie i niewinnie, że aż uwolniła uśmiech przez szklane oczy. Usiadła ostrożnie po drugiej stronie łóżka, biorąc do ręki kartkę z zaproszeniem.
Kobieta w pomarańczowej masce ze starszym mężczyzną ubrany w gustowny smoking na szczycie ogromnych schodów. Pełno ludzi, którzy mijali mnie obojętnie. I zjawa zakrwawionej dziewczynki przede mną ze wzrokiem zabójcy.
Maggie? Usłyszała śpiący głos Justina. Odwróciła ku niemu wzrok. Coś się stało?
Nie, czemu pytasz? Szybko otarła oczy wierzchem dłoni.
Wyczułem twoje zimno. Zdaje mi się, czy ty drżysz?
Gwałtownie usiadł i pogłaskał ją po głowie. Miała spuszczoną głowę, jednak palcem wskazującym uniósł jej głowę, aby mogła spojrzeć mu prosto w oczy. Maggie było ciężko to zrobić, iż wiedziała, że Justin ujrzy słone łzy na jej policzkach.
Przyjrzał się jej dokładnie i zacisnął zęby.
Dowiedziałaś się czegoś? Nie okłamuj mnie, proszę.
Kiwnęła niechętnie głową.
Scooter powiedział mi dlaczego to wszystko wygląda tak, a nie inaczej. Mój ojciec handlował twoim życiem i Emily. Nikt nie wie dlaczego, ale jeśli Scooter zostałby szefem wytwórni, zapewne zrobiłby jej krzywdę, a tak to poświęcił stanowisko dla nas, Justin. Nie wiem co jeszcze, mam taki mętlik w głowie.
Rozpłakała się i wtuliła głowę w zagięcie szyi szatyna, który zrobił się cały czerwony na twarzy, niczym burak. Był zły.
Jak tylko go dorwę, urwę mu łeb. I nie żartuję!
Spojrzawszy na siebie, Maggie podała mu przed nos zaproszenie.
On tam będzie. Owego wieczoru zjawi się wraz z Seleną, wtedy będziemy wiedzieć czy jest z nimi Emily powiedziała cicho. Przysięgam, że go zabiję. Przysięgam.
Otarł jej kryształowe łzy z policzka i głęboko spojrzeli sobie w oczy. Kiwnął lekko głową i uniósł kącik ust. Wiedzieli do kogo się zwrócić i co zaplanować.

Julie usiadła obok Luke’a, który dopiero teraz zauważył dwa, świeże siniaki pod kolanami z poprzedniego wieczoru. Popijał gorzką kawę i patrzył w martwy punkt gdzieś w głębi domu. Było niebywale cicho, choć oboje mieli coś do powiedzenia; nie wiedzieli tylko jak zacząć. Aż w końcu Luke zaczął pytaniem:
Jak Justin?
Zanim Julie odpowiedziała, połknęła łyk kawy.
Chyba dobrze, lekarz mówi, że jeszcze trochę i wyjdzie jak nowonarodzony wzruszyła ramionami, obejmując kubek w dłoniach. Znalazłam ten jebany adres, tego dupka Jamesa.
Jestem w szoku, że nic wam się nie stało uniósł brwi i podrapał się po skroni.
Pieprzenie, Luke. Poszłam z nią tam, bo ktoś musiał, James nie zaatakowałby Maggie zbyt szybko. Znam takich jak on, gra jest prosta. Dowie się wystarczająco o nim, wtedy dokona wyboru co z tą wiedzą zrobi uniosła ręce w górę, ale Luke szybko uspokoił siostrę.
Nikt nie mówi, że jest inaczej. Wierzę w to, że tak jest, ale on nie jest jedyny, który próbuje ich zabić.
Julie spojrzała na niego jak na uciekiniera ze szpitala psychiatrycznego.
Luke pstryknął palcami przed jej oczami.
Halo, obudź się. Sama sobie zaprzeczasz. To co było w hotelu, już ci mówiłem. Ktoś gra na czas. Ktoś wykorzystuje zaufanie Jamesa, bo nie kupiłby sobie przecież morderców.
W tych czasach kupisz wszystko, drogi bracie posłała mu krzywy uśmiech. Jeżeli tak faktycznie jest, to mamy problem.
My nie. Maggie i Justin mają. Wszystko kręci się wokół ich córki. Nie zauważyłaś tego? westchnął głośno z frustracji.
Patrzę na to przez pryzmat mojej dalekiej kuzynki, którą poznałam zaledwie tydzień temu, a nie jej dziecka. Emily nie jest pierwsza wyjątkowa, jest taka jak ja. Julie spiorunowała brata, przekonując go do swojej racji.
Luke wiedział o tym, była to ich rodzinna tajemnica. Nie mogli jednak pogodzić się z tym, że cały świat miał zaraz o tym się dowiedzieć.
Więc jeżeli jest ktoś kto węszy i gra na zwłokę, to my mamy problem. Nie pozwolę, żeby Maggie zginęła, zbyt długo czekałam, aby ją poznać.
Wstała, biorąc dwa kubki i wrzucając je do zlewu. Serce biło jej zbyt szybko, bo właśnie uświadomiła sobie prawdę. Choć nie całą, ale prawdę. Oparła się o blat, rozłożyła ramiona i zamknęła oczy.
Luke, widząc w tym stanie siostrę, szybko zareagował. Przytulił ją mocno i pocałował w czoło. Zgarnąwszy jej rude włosy za ucho, spojrzał prosto w oczy:
Spokojnie, nikt się nie dowie, Jul. Obiecuję ci to.
W pewnym momencie odsunęli się od siebie, a telefon Julie zawibrował w jej kieszeni. Była to Maggie.

Od: Meg
Treść: Masz ochotę iść za tydzień na nudną imprezę z nudnymi ludźmi?

Na twarzy Julie zawitał uśmiech. Podała telefon bratu, który uniósł brew i przez gęste rzęsy posłał zaciekawione spojrzenie.
Co ona kombinuje? zapytał prawie niesłyszalnie.
Julie wzruszyła ramionami.

Do: Meg
Treść: Brzmi obiecująco.

Od: Meg
Treść: Ulyana Sergeenko*. Mówi ci to coś? Albo Valentino. Tylko to przychodzi mi do głowy.

Do: Meg
Treść: Od kiedy ty się znasz na modzie?

Od: Meg
Treść: Od kiedy ma się dwie przyjaciółki, które są fanatyczkami mody, nie ważne jakiej. Spędź z nimi kilka godzin w sklepie, a wymienią ci wszystkie części garderoby, które znasz lub nie. Marry i Jessica musisz je poznać.

Do: Meg
Treść: Zaczynam się bać. Kiedy i gdzie?

Od: Meg
Treść: Naprawdę? Sądziłam, że trochę coś wiesz o tym mieście. Dom mody, jak myślisz?

Do: Meg
Treść: Nie pamiętam kiedy ostatni raz byłam na zakupach. Zaraz podjadę pod szpital, pojedziemy razem.

Od: Meg
Treść: Czekam.

Luke siedział rozłożony na kanapie, jedząc śledzia i oglądając telewizję. Niespodziewanie Julie zasłoniła mu oczy swoimi rudymi włosami i ucałowała w policzek. Jej nastrój go zdezorientował. Był zmieszany.
Idziesz się spotkać z Maggie?
Tak, zaprosiła mnie na zakupy. Wrócę za kilka godzin, jakby coś się wydarzyło, dzwoń zawołała, idąc w kierunku drzwi.
O ile będę żyć powiedział sarkastycznie.
Zaraz będziesz martwy, jak nie przestaniesz tak gadać.
Usłyszał zamykające się drzwi i odpuścił sobie ciętą ripostę, wiedząc, że gdyby usłyszała ją siostra zapewne rzuciłaby się na niego z nożem. Zaśmiał się pod nosem na tę myśl i wrócił do jedzenia swojego śledzia. Brakuje tylko dobrej, rosyjskiej wódki, pomyślał.


„Nie wierzę, że i on wiedział o wszystkim

*
Ulyana Sergeenko: to rosyjska projektantka mody, bodajże jedna z tych ważniejszych. 

wtorek, 6 maja 2014

Rozdział 8

Historia Benetich

„Nie wiem już kim naprawdę jestem...”

Maggie spanikowała; słyszała w tle krzyki i piski przerażonych ludzi. Rozłączyła się i czym prędzej powiedziała o tym Julie, która potem zawołała Luke’a. Od razu wyjechał starym polonezem przed dom i czekał na towarzyszki.
Blondynka miała łzy w oczach, serce łomotało jej niemiłosiernie szybko. Brakowało jej tchu. Miała różne myśli: co jeśli nie żyje? Może to pułapka? Obwiniała się za to co się dzieje, nie tak planowała sobie życie z Justinem. Żałowała, że wybaczyła Jamesowi przeszłość. Teraz tak bardzo go znienawidziła, że nie zawahałaby się nacisnąć spust w jego stronę.
Po chwili poczuła w kieszeni brzęczący telefon. Odebrała go, mając nadzieję, że Justin żyje.
– Tak słucham?
– Dzień dobry, czy dodzwoniłem się do pani Bieber? – odezwał się głęboki głos.
– Tak, to ja.
– Dzwonię z komisariatu, by poinformować panią o wypadku pani męża, Justina Bieber’a. Stało się to dziś przed lotniskiem o godzinie szóstej trzydzieści, teraz pani mąż znajduje się w pobliskim szpitalu w Moskwie.
– Ach, o wypadku wiem. Rozmawiając z mężem usłyszałam poniekąd straszne rzeczy. – Maggie ciężko było powstrzymać łzy. – Czy on... czy on żyje?
Julie zacisnęła usta, gdy jej kuzynka zadała policjantowi to pytanie.
– Pan Bieber stracił sporo krwi. Teraz prawdopodobnie ma operację, ale o szczegóły proszę pytać lekarzy. Do widzenia.
Maggie załamała się. Dała upust łzom, a Luke spojrzał na nią współczującym spojrzeniem. Julie po chwili ciszy odezwała się:
– Myślę, że to ludzie Jamesa.
Maggie po chwili otarła łzy i odwróciła w jej stronę głowę. Julie miała w oczach złość i przekonanie, że to James. Luke patrzył na drogę, ale wiedział o czym myślała Julie, jakby jego umysł łączył się z jej umysłem.
– Mówiłaś, że Justin był podpisać kontrakt. – Maggie kiwnęła twierdząco głową. – Jamesowi chodziło o to, by was poróżnić. Że gdyby miał go przy sobie jak kukiełkę, w pewnej chwili by go zabił, tylko zastanawiam się dlaczego on wam to robi?
Maggie zaczęła się zastanawiać nad tym co mówiła jej kuzynka. Julie nie była głupia, miała łeb do wielu rzeczy. Gdyby nie ona, w ogóle nie wiedziałaby o niczym i cierpiałaby jeszcze bardziej.
Moskwa.
Luke skręcił w podziemny parking, w którym znajdowały się przeróżne samochody. Między dwoma zaparkowali. Maggie wyskoczyła z samochodu jak poparzona, jeszcze gdy był w ruchu, chcąc dostać się do środka i móc zobaczyć się z Justinem. Najgorszą myślą było zobaczenie go zakrwawionego, serce, które przestało bić. Wtem stanęła przez moment, a serce zabiło w jej pierś dwa razy mocniej. Zamknęła oczy.
Stałam nad grobem, na którym leżały biało-czerwone róże. Grób był posypany śniegiem, lecz wokół mnie było zielono. Podniosłam wzrok i ujrzałam dziewczynkę z zakrwawionymi policzkami.
Julie potrząsnęła ramieniem blondynki kilka razy, która ocknęła się po tej przerażającej wizji. Pamiętała te stare, sprzed roku, które w większości się spełniły. Przypomniała sobie dopiero teraz, że będąc w Polsce, po śmierci babci Gabrieli, razem z Justinem kładła takie róże na grobie. Było wtedy ciepło, to czemu leżał śnieg na grobie?
– Wszystko w porządku, Meg? – zapytała zaniepokojona dziewczyna, patrząc swoimi niebieskimi oczami. Spojrzały na siebie, ale Maggie posłała jej dość smutny, dobijający wręcz wzrok. Wiedziała, że będzie pytać, więc powie jej w zamian za milczenie. Justin nie wiedział o jej wizjach i chyba nie chciałaby, żeby się dowiedział.
Kiwnęła twierdząco głową, a Luke jako pierwszy przekroczył próg drzwi prowadzących do szpitala. Wszędzie pisało po rosyjsku, na szczęście dwójka rodzeństwa świetnie komunikowała się ze społeczeństwem. Maggie pociły się dłonie i cały czas miała przed oczami dziwne myśli dotyczące starych wizji i tych co do tej pory je spotkały. Przez siedem miesięcy je nie miewała, więc czemu teraz nagle je ma? Od kiedy Harry wyjechał ze Stanów, Emily stała się bardziej odporna na wszystko. Było dobrze, ale nie tak jak wtedy gdy był Harry. Maggie zastanawiała się, czy w ogóle Harry o czymkolwiek wie, czy może okłamał ją, mówiąc, że wraca do Londynu, a tak naprawdę zakradł się po Emily, będąc w zmowie z Seleną i Jamesem. Wszyscy teraz stali się bardzo podejrzani, nie wolno nikomu ufać. Robiło się coraz bardziej niebezpiecznie.
Siedziała razem z Lukiem w poczekalni, pijąc małymi łykami kawę, czekając na odpowiedź od Julie. Luke od czasu do czasu spoglądał na blondynkę.
– Mogę cię o coś zapytać? – zaczął Luke po długiej ciszy.
Inni ludzie czasem patrzyli na nią, na znaną mediom twarz.
Odwróciła głowę ku niemu, odkładając na stolik kawę.
– O co?
– Chodzi o twoją więź z Justinem. Zastanawiałem się od pewnego czasu, czy coś się dzieje między wami. Mówiłaś, że byłaś sama przez siedem miesięcy kiedy on koncertował. Sama z Emily...
– Wiesz, od kiedy urodziła się Emily, byliśmy szczęśliwi do końca świąt, ale rozumiałam, że on ma pracę, bo w końcu to ja go namówiłam na to wszystko. Był stworzony do tworzenia muzyki, więc dałam mu wolną rękę mimo tego, że kontakt z małym dzieckiem od narodzin jest bardzo ważny na przyszłość. Nie było go, czułam się sama, ale czasem dzwonił. Mój przyjaciel Harry jednak często bywał w Los Angeles tylko by widzieć się z Emily. Mają dobry kontakt, Emily dziwnie przyciąga do siebie ludzi, a czasem ich odstrasza.
Więź między mną a Justinem jest skomplikowana od urodzenia. Mimo, że jestem starsza, ale Justin był pierwszy jeżeli chodzi o talent. Ja natomiast pierwsza zaczęłam się uczyć. Miałam z nim świetny kontakt do czasu, gdy wyjechał. Przez czternaście lat byliśmy nierozłączni, ale potem wszystko się popsuło. James odszedł od mojej mamy rok później, przeżyła to dość mocno, ale on od zawsze nienawidził Justina. Nie wiem czemu, nigdy nic nie mówił.
– Harry? Ten z One Direction? Ach, no tak! Julie mówiła o waszym rocznym nieszczęśliwym związku. Nadal masz z nim kontakt?
Maggie wzruszyła ramionami i założyła ręce na piersi.
– Bądźmy szczerzy – on ma syna, ma trasę, ma swoje sprawy, nie odezwał się po powrocie Justina do domu.
– Wyjechałaś z nim następnego dnia na Wyspy Dziewicze, nie podejrzewasz go, że dzień później, Emily zniknęła z jego rąk?
Ponownie wzruszyła ramionami.
– Nie mam go o co oskarżać – stwierdziła otwarcie.
Po chwili do pomieszczenia weszła Julie. Teraz jej włosy wydały się rude. Oboje wstali momentalnie. Popatrzyła na nich znacząco.
– Dowiedziałam się niewiele – westchnęła, patrząc na brata, to na kuzynkę. – Justin będzie miał rehabilitacje, aż blizna się zagoi. Pocisk, którym dostał pochodziło od snajpera, a z racji, że postrzał był niesłyszalny, nastawili na niego tłumik. Justin teraz leży na trzecim piętrze w Sali 43C, powinnaś do niego iść, lekarz powiedział, że Justin pytał się o ciebie, więc pewnie chce się z tobą widzieć.
Maggie po jej wypowiedzi, wzięła głęboki oddech i szybko wyszła z poczekalni, nie czekając na dodatkowe informacje. Miała na sobie popielaty płaszcz, rozpięte guziki, a pod płaszczem widać było koszulę w czarno-czerwoną kratkę, dżinsy, oraz czarne buty na koturnie. Wyglądała bardzo elegancko jak na nastolatkę.
Weszła po schodach, iż nie chciało jej się czekać na windę. Serce znowu zaczęło jej łomotać tak jak poprzednio; dwa lata temu. Przymknęła powieki, a w głowie usłyszała i zobaczyła ten sam wybuch domu rodziny Jamesa, za czasów, gdy był dzieckiem. Kiedy spadała ze schodów, w szpitalu głos Jamesa i Seleny. Wiedziała na pewno, że z wielką rozkoszą zabije ich oboje, mszcząc się za przeszłość na Jamesie.
Idąc wzdłuż korytarzu, zauważyła numer Sali, o której wspominała Julie, ujrzała pielęgniarkę wychodzącą z niej. Kobieta skinęła głową, witając się po rosyjsku, lecz Maggie nic nie zrozumiała. Wchodząc do środka, jeszcze szybciej zaczęło bić jej serce. Usiadła na krześle, przy łóżku Justina, który wzrok miał wbite w okno, jakby w ogóle nie miał ochoty się z nią widzieć. Dziewczyna założyła nogę na nogę i ręce na piersi.
– Dziwisz się dlaczego nie chcę byś była sama? Dziwisz się dlaczego jestem nerwowy? – zaczął Justin, po chwili odwracając głowę w jej stronę. Ich spojrzenia były różne. Jej był tajemniczy, a jego jakby miał wielki żal do niej. – L.A Reid jest w to zamieszany, jestem na sto procent pewien tego co się dzieje. Pewnie już nie żyje, skoro James nasłał na mnie snajperkę.
Maggie przełknęła głośno ślinę.
– Nie dziwię się, ale mam świadomość tego co się dzieje. Nie potrzebuje twojej ciągłej opieki nade mną – powiedziała stanowczo. Ostatnio oboje czuli do siebie większą złość i rozczarowanie niż wsparcie w jakiejkolwiek sprawie.
– James chce nas poróżnić, a ty chcesz być z dala ode mnie.
– Nigdy nie byłam od nikogo zależna – stwierdziła, unosząc brew. – Jak się czujesz?
– Jakbym miał nóż w nodze – pobladł nagle i przełknął ślinę. Nawet gdy to robił, czuł ból. – A ty?
– Nijak. Martwię się o ciebie.
Maggie tak naprawdę czuła pewien niepokój. Od dłuższego czasu, czuła jak coś ją ściga, śledzi... obserwuje każdy jej ruch, lecz Justin nie panikował z powodu ojca jego żony, jednak nie zmieniało to faktu, że czuł jego obecność wszędzie. Oboje byli niepewnie swoich uczuć.
Dziewczyna wstała, a szatyn spojrzał na nią dość zdziwiony.
– Gdzie idziesz? – zapytał dość nerwowy.
– Pojadę z Lukiem do hotelu po twoje rzeczy. Przy okazji po moje, bo pewnie już ktoś wie o tym gdzie mamy swoje rzeczy.
– Masz broń na wszelki wypadek? – dopytał.
– Luke ma, czekaj na mnie.
I wyszła, nawet nie czekając na obawy Justina. Nie chciała go słuchać, wolała zrobić wszystko po swojemu, bo to chodziło o jej rodzinę; Justin był tylko ofiarą.
Na korytarzu stali Julie i Luke, oparci o wyblakłą ścianę. Odwrócili głowy w jej stronę, po czym podeszli.
– I co? – zapytala.
– Nijak, idź do niego, ktoś musi z nim pogadać. Ja z Lukiem pojedziemy po nasze rzeczy, przy okazji wymeldujemy się z hotelu – rzuciła stanowczo w ich stronę, patrząc na Luke’a. Kiwnął tylko głową. Julie skrzywiła się, ale nic nie powiedziała, gdyż nic ją nie powstrzyma.
Wraz z Lukiem popędzili w stronę parkingu, aż znaleźli swój samochód, wsiedli do niego, po czym odpalili. Nie było zbyt wiele czasu, robiło się coraz ciemniej.
Luke instynktownie wyjął broń, którą miał pod tylnym siedzeniem. Podał dziewczynie, która schowała za plecy. Spojrzeli na siebie ostatni raz i po chwili odjechali.
Po drodze, Maggie przypomniała sobie co mówiła jej Julie podczas ćwiczeń. Dziękowała jej za to, ale Julie spodziewała się wiele strasznych rzeczy, które mogą spotkać ich czwórkę. Kiedy dotarli, było już na tyle ciemno, by ciężko dostrzec swój czubek nosa. Maggie weszła do środka, a Luke stanął na czatach, w holu. Boy hotelowy podał kluczyk do pokoju dziewczynie, weszła na górę i było cicho. Groźnie cicho. Jednak dwoje mężczyzn stali przy jednym z ostatnim pokoi na tym piętrze i rozmawiali. Kątem oka, jeden spojrzał na blondynkę. Był to łysy, wysoki facet, o tygrysim spojrzeniu jak przy polowaniu. Kojarzyła go skądś. Stanęła przy drzwiach, chcąc je otworzyć, jednak gwałtownie została uderzona czołem o nie. Została złapana za włosy, jednak obcasem, uderzyła go po wewnętrznej stronie uda, tuż przy kroczu. Puścił ją, ale po chwili wyciągnął broń. Maggie nie czekała i także wyciągnęła. Schowała się za framugą do wejścia. Gangsterzy podeszli, gdy ona wyskoczyła i jednego z nich zastrzeliła.
Ręce jej drżały, po raz drugi, ale po raz pierwszy wdała się w „bójkę”, więc była zdziwiona swoją celnością.
Łysy mężczyzna podszedł do niej bez skrupułów i złapał ją za nadgarstki, kiedy Maggie chciała go kopnąć w krocze. Uścisk był bardzo mocny i zbyt bolesny. Odwrócił ją, plącząc jej ramiona na piersi i mocno ścisnął.
– Zgnijesz tutaj, suko – jego akcent był rosyjski, aż krzywdził język angielski.
W holu panowała cisza, a Luke czuł zaniepokojenie. Zauważył dwóch facetów stojących przy recepcji. Wiedział kim są. Odwrócił się i czekał na windę. Oboje zaczęli podchodzić w stronę Luke’a. Kiedy winda się otworzyła, wszedł do niej, ale w mgnieniu oka weszli do niej obaj inni. Spojrzeli tylko na siebie. Jeden wyciągnął nóż. Gdy miał zaatakować, Luke szybko złapał jego kolegę i popchnął w stronę drugiego. Nóż wbił mu się głęboko, opadł na ziemię i zaczął krwawić.
Maggie opadła na ziemię z wielkim hukiem. Wiedziała skąd go zna. Był z Seleną pod klubem. Broń upadła obok, ale nie zdążyła złapać, iż nadepnął jej na dłoń. Krzyknęła z bólu. Zachichotał zadowolony. Wycelował lufą w jej stronę.
– Selena będzie szczęśliwa widząc cię martwą.
– Nie byłabym tego taka pewna – syknęła i złapała jego podeszwę, odmachnęła do tyłu i kopnęła. Mężczyzna strzelił, trafiając ją w ramię. Krzyknęła, ale mimo bólu chwyciła za broń.
Luke uderzył pięścią w nos w gangstera, gdy ten chciał wbić mu zakrwawiony nóż w jego stronę, odsunął się, rzucając na ścianę. Wymachiwał nożem na wszystkie strony, Luke miał refleks i unikał uderzenia. Złapał go za nogę, po czym napastnik opadł na ziemię. Wyjął drugą broń zza pleców i strzelił w głowę mężczyzny. Winda się otworzyła i ujrzał swoją kuzynkę na ziemi, gdy łysol cieszył się z jej cierpienia. Nie zauważył go, więc po prostu strzelił w klatkę piersiową. Drugi raz strzelił w głowę. Upadł na ziemię, leżąc następnie w wielkiej kałuży krwi.
Brunet podbiegł do kuzynki, która złapała się za krwawiące ramię.
– Wszystko w porządku? – zapytał, pomagając wstać. Chwycił broń z podłogi i spojrzeli oboje na dwóch leżących na korytarzu i dwóch leżących w windzie. Maggie syknęła z bólu. – O mój Boże, ty krwawisz.
Złapał za jej ramię, czując po chwili w palcach ciepłą krew.
– Uważaj, to naprawdę boli.
– Wiem. Chodź.
Przekręcił klucz w drzwiach, weszli do pokoju, Luke wyjął z pod łóżka walizki i otworzył.
– Co z ciałami? – zapytała.
– Idę się ich właśnie pozbyć. Czekaj na mnie, zaraz pomogę ci z tą raną. Ściągnij płaszcz – powiedział stanowczo.
Maggie po raz pierwszy zaznała inny ból. To był okropny ból, gorszy niż wszystkie, które do tej pory zaznała. Wstała do łazienki, szukając apteczki. Był w niej bandaż i woda utleniona, ale nie była pewna, czy tak to powinno wyglądać. Przemyła ranę, czując po chwili pieczenie w danym miejscu. Zauważyła metalową rzecz tuż pod skórą, którą wyjęła rozszerzając ranę. Wzięła między palce zakrwawiony pocisk. Odłożyła przy umywalce, po czym wzięła w zęby początek bandaża, a resztę sobie zawinęła wokół ramienia. Wzięła dwa spinacze i przyczepiła. Wtedy wszedł Luke, uśmiechając się lekko.
– Ciał już nie ma, teraz lepiej się pakujmy.
Widział jej dzieło na ramieniu. Był pod wrażeniem. Wiedział też, że teraz musi ją trochę odciążyć. Wyjął z szuflady wszystkie rzeczy, Maggie wszystkie kosmetyki. Spakowali wszystko w dwie walizki, następnie wychodząc i zamykając pokój na klucz. Dziewczyna nadal była w szoku.
– Dzięki, że mi pomogłeś. Tak to leżałabym już martwa.
– Nie ma sprawy, ale Julie przewidywała to. Jest strasznie uprzedzona. – Zaśmiał się. Maggie skrzywiła lekko usta. – W sensie, że domyśla się pewnych rzeczy. Zna się na ludziach. Nie jest jakąś tam wiedźmą, nie?
Ponownie się zaśmiał, a Maggie mu wtórowała, choć dość niepewnie. Będąc w recepcji, oddali klucz, a Luke podziękował. Miał świetny rosyjski akcent.
Maggie syknęła z bólu, gdy wsiadała do samochodu, na twarzy była blada, a księżyc rozświetlał jej twarz. Wiedziała, że Justin będzie zły, wiedziała, że pewnie bardzo się martwi.

Tej samej i chłodnej nocy, w tym samym hotelu pojawiło się więcej ludzi, których spotkali Maggie i Luke. Byli oni bardziej uzbrojeni niż ci, którzy ich napadli. Stali jednak przed hotelem, obserwując okolicę. Dwa samochody stały na podjeździe, a z jednego wyszedł wysoki brunet. Był ubrany w czarny jak smoła garnitur z bronią w ręku, którą następnie schował w wewnętrznej kieszeni. Jeden z ludzi podał mu kopertę, po czym brunet wszedł do lobby hotelu.
W pokoju hotelowym, w którym się znalazł panowała cisza. Ściany były ciemnoczerwone, w kącie znajdował się komin, a na nim dziewiętnastowieczny zegar. Na środku pokoju znajdowały się dwa skórzane fotele koloru nudle, między nimi ciemny drewniany stolik na kawę, a na nim wełniana, ręcznie szyta serwetka obok porcelanowej filiżanki z kawą.
Na jednym z foteli siedziała również brunetka, patrząc na wysokiego mężczyznę, jakby oczekiwała na niego. I rzeczywiście tak było.
– Mark, miło, że wpadłeś – powiedziała, uśmiechając się delikatnie. Spojrzał na nią. – Usiądź.
Podszedł do niej, po czym zajął miejsce obok.
– Myślałem, że zastanę tu Jamesa zamiast ciebie – odparł, krzywiąc lekko usta.
– James się spóźni, nie mówił ci? Ma pewne sprawy do załatwienia jeżeli chodzi o robotę papierkową – zachichotała pod nosem. Rzuciła włosami na bok, poprawiając swoje długie nogi. – Masz zdjęcia?
Przysunął kopertę w jej stronę, biorąc filiżankę kawy, następnie popił. Obserwował ją z wyraźnym zaciekawieniem. Gdy wyjęła z koperty zdjęcia, po jej minie wiedział, że zrobił to co trzeba.
– No, no... widzę, że córeczka Jamesa nie jest sama.
Na zdjęciach widniała postać Maggie i Luke’a, wychodzących z hotelu dzisiejszego ranka. Justina przed lotniskiem w Moskwie, który leżał w kałuży krwi. Jednak i ona poczuła ucisk w klatce piersiowej. Odchrząknęła i zwróciła się ku brunetowi.
– Masz jakieś informacje, prócz dzisiejszych wydarzeń?
– A owszem mam. Panna Blue i jej niesforny kuzyn, zostawili niespodziankę dla ciebie i Jamesa o ile to cię zainteresuje, Seleno...
Po chwili dwaj nieznani uzbrojonych ludzi, rzuciło czterema workami na dywan. Selena spojrzała na niego spod byka, chcąc już wyciągnąć pistolet.
– To nie będzie konieczne. Trzeba było dać im szansę iść po walizki, może trzeba było spalić dom Osbourne’ów. Byliście zbyt przewidywalni dla tej geniuszki Julietty – zaśmiał się brunet, popijając kolejnym łykiem kawy. – A teraz ja zadam ci pytanie: Gdzie jest Emily?
– Oczywiście, że ze swoim dziadkiem. Ja bym prędzej ją zabiła, za bardzo mi przypomina Justina i Maggie – powiedziała opryskliwie.
– Mała ma świetny kontakt z ojcem twojego syna – dodał. Wiedział, że bardzo zirytuje tym Selenę. Liczył na to. Gwałtownie wyjęła broń, a lufa prawie dotykała jego czoła.
– Po co te nerwy? Po co wyciągnęłaś broń, kochana? – w drzwiach pojawiła się postać wysokiego, siwiejącego mężczyzny.
Oboje spojrzeli na niego. Selena w oczach miała łzy, a Mark patrzył tajemniczo na jego twarz. James spojrzał na cztery worki, domyślając się, że są to ciała jego byłych ludzi. Machnął tylko ręką.
– Spalić ciała. Nie ma po co ich jeszcze tutaj trzymać. Zaraz będzie cuchnąć trupami – odparł ostrym tonem. Ludzie Jamesa wzięli ciała, wychodząc z pokoju, po czym zamknęli drzwi. Została cała ich trójka. James podszedł do kominka, rozpalając ogień. – Och, Seleno... gdybyś była jednak milsza dla naszego gościa, może nie bawiłby się twoimi uczuciami do Edmunda, prawda?
– Twoja córka zabiła twoich ludzi, James. Czas chyba przestać się bawić w kotka i myszkę – stwierdziła, podając mu zdjęcia. – Chciałabym spojrzeć jej w oczy i powiedzieć co o niej myślę.
– Twoja nienawiść do mojej córki jest taka sama, co moja do Bieber’a.
– Chyba nawet gorsza – syknęła przez zaciśnięte zęby. – Gdzie twoja wnuczka?
– Pod opieką niani. Nie lubi jej, śmieję się czasem, bo Emily patrzy na nią jakby chciała ją pożreć – zachichotał, po czym odłożył obok zegara zdjęcia.
Mark patrzył przed siebie, pijąc kawę, a gdy w końcu dopił ją, odłożył na stolik i wytarł kąciki ust serwetką.
– Ach, zapomniałbym o tobie, Mark! – uśmiechnął się sztucznie. – Jak miewa się moja córka?
Selena skrzywiła usta, mając nadal zaciśnięte zęby.
– Najwidoczniej nienajlepiej. Młoda matka, która obwinia się o zgubę siedmiomiesięcznego dziecka, nie może czuć się dobrze – stwierdził. – Ale macie konkurencję. Justin nie podpisał kontraktu, wpadł w pułapkę. Ktoś go postrzelił.
– Dziękuję, że mi powiedziałeś, bo chciałem cię właśnie o to spytać, dlaczego ten idiota leżał na ziemi w kałuży krwi, ale wiesz? Sądzę, że mój zięć ma mnóstwo wrogów, którzy chcą się go pozbyć, więc winszuje temu kto to zrobił – uśmiechnął się. Mark nie był pewien, czy się uśmiechnąć, nie odwzajemnił gestu.
– Dlaczego po prostu ich nie zabijecie? – zapytał.
– To nie twoja sprawa, Thompson – warknęła Selena. James gestem rozkazał się jej uciszyć.
– Moja córka ma dziewiętnaście lat, chciałbym by dowiedziała się czegoś o swoim ciekawym ojcu. Chciałbym żeby coś zrozumiała zanim znienawidzi mnie naprawdę – odparł szczerze.
– Skąd wiesz, że już tak nie jest? – brunet uniósł brew.
James westchnął.
– Wolałbym się pobawić jej uczuciami.
Mówiąc to, Mark skinął głową, a potem wyszedł bez pożegnania. Wychodząc z hotelu, uśmiechnął się tajemniczo, czekając na dobry moment, aż sprawa z Emily ucichnie.

Rano, gdy słońce zawitało w Sali, w której leżał Justin, Maggie przytulona do ramienia ukochanego, spała głęboko, lecz ból nadal był nie do zniesienia. Od kiedy wróciła po nocnej przechadzce po hotelu, tylko pragnęła się przytulić do szatyna i powiedzieć jak bardzo tęskni za ich wspólnym dzieciństwie. Chciałaby wrócić do przeszłości bez cierpień i bez płaczu.
Tutaj było inaczej. Było dobrze. Byłam szczęśliwa. Uśmiechnięta. Siedziałam na trawie i robiłam ze stokrotek wianek, moje włosy mieniły się na słońcu, a obok siedziała osoba, która była moim oczkiem w głowie. Patrzył się na mnie z szerokim uśmiechem. Kiedy nałożyłam wianek na głowę, chwycił moją dłoń. Wstaliśmy oboje, po czym krzyknął: „Berek!” Cała zabawa polegała na tym, że biegłam za nim, roześmiana. Tam gdzie był on, tam byłam ja. W tym Wyjątkowym Miejscu, gdzie istniała tylko nasza miłość.
Poczuła jak ktoś głaszcze ją po głowie. Niechętnie otworzyła oczy, mruknęła coś pod nosem. Zauważyła lekko uśmiechniętą twarz Justina, który już od dawna chciał dotknąć ją w sposób, jak robił to kiedyś.
Kiedy się wyprostowała, poczuła kłucie w karku. Syknęła lekko, lecz Justin nie wiedział, że jest zraniona na ramieniu.
– Dzień dobry, kochanie – ziewnęła i musnęła jego usta.
– Dzień dobry – mruknął i popatrzył na jej twarz. – Jak się czujesz?
– Dobrze się czuję, dziękuję – uśmiechnęła się – a ty?
– Nawet dobrze. Noga już prawie nie boli, myślę, że rany prawie się już zagoiły – odparł. – Um... a jak w hotelu? Coś się działo?
Maggie westchnęła i dotknęła jego policzka, całując go ponownie. Kiwnęła przecząco głową. Justinowi kamień spadł z serca, odetchnął z ulgą.
– Pójdę po coś do jedzenia, dobrze? – Justin przytaknął głową, lecz ujrzał na dłoni Maggie plamy krwi. Zbladł i od razu rozkazał jej się zatrzymać. Odwróciła się.
– Co to za krew na twoich dłoniach? – syknął w jej stronę. Maggie spojrzała na swoje dłonie. Zapomniała wymyć dokładnie krew z rąk. Wiedziała, że będzie musiała się wytłumaczyć ze wszystkiego. Nie odpowiedziała jednak. – Dlaczego mnie okłamałaś?
– Bo nie chcę byś się zamartwiał tym. To nic, jest już wszystko w porządku. Luke był ze mną – próbowała go uspokoić.
– I co z tego?! Gdyby nie on, ciebie już by tutaj ze mną nie było! Wiedziałem! Podejrzewałem, że jeżeli mnie zaatakowali musieli uwziąć się również na ciebie! – krzyknął. Serce biło mu szybciej niż powinno. Łzy cisnęły mu się do oczu, jednak nie zaczął płakać. – Musisz być tutaj, ze mną. Jeżeli będziemy się trzymać razem, będzie dobrze...
Nagle rozległ się dźwięk telefonu Justina. Maggie podała mu telefon, po czym wyszła, chcąc iść po śniadanie. Jej także łzy cisnęły się do oczu. Otarła oczy, a gdy wyszła, zauważyła, że Julie śpi na dwóch krzesłach, okryta cienkim, wełnianym kocem. Maggie podeszła do niej, szturchnęła ją w ramię, gdy ta gwałtownie spadła z krzeseł na podłogę. Maggie cicho się zaśmiała.
– Czy coś się stało tak ważnego, że musiałaś mnie budzić? – zapytała sarkastycznie, po czym ziewnęła.
– Dlaczego spałaś tutaj, a nie wróciłaś razem z Lukiem do domu? – odpowiedziała pytaniem.
– Ktoś musi w końcu pilnować domu. Co by było gdyby przyszła jakaś banda dewiantów i chciała spalić jego cenny złom? – uniosła brew i rozciągnęła się. – Justin się obudził?
– Tak, obudził, teraz rozmawia przez telefon – westchnęła, zakładając ręce na piersi.
– Aha – po raz kolejny ziewnęła. – Mam do ciebie prośbę. Pojechałabyś ze mną do starej biblioteki? Nie mam ostatnio co czytać.
Maggie poczuła się zmieszana.
– W takich chwilach chce ci się iść do biblioteki?
– Zaufaj mi, znajdziemy tam coś naprawdę ciekawego. Tam są świetne książki – powiedziała z aprobatą Julie.
Weszły obie do Sali, a Justin właśnie siedział i jadł śniadanie, które przyniosła mu pielęgniarka. Kiedy ujrzał Maggie, krew w żyłach stała się gęstsza. Żyła na jego szyi była bardzo widoczna i popatrzył na nią jak na skazańca.
– Kto dzwonił? – zapytała, siadając przy łóżku.
– Scooter. Powiedział, że jakiś koleś z banku ma przyjść, bo ostatnie miliony mają wpłynąć na nasze konto – wzruszył ramionami.
– W porządku. Ja jadę z Meg do biblioteki, a ty masz cały zajęty dzień, bo rehabilitacje i te sprawy – powiedziała z entuzjazmem Julie, uśmiechając się do szatyna. Spojrzał na nie spode łba.
– Po jaką cholerę? – prychnął, biorąc do buzi kawałek tosta z miodem. Maggie wzruszyła ramionami, naśladując swojego ukochanego. Justin już nic nie powiedział, tylko zajął się jedzeniem.
Wyjątkowo jechały taksówką do najstarszej biblioteki w Moskwie. Maggie nadal myślała, że po książkę dla Julie. Gdy wysiadły, ujrzały niewielki, kamienny budynek, od zewnątrz wyglądał całkiem jak nowy, ale od zewnątrz już trochę inaczej. Jak za czasów Carycy Katarzyny, co bardzo podobało się blondynce. Julie rozmawiała z bibliotekarką po rosyjsku, dlatego Maggie nie miała pojęcia o czym rozmawiają. Przeglądała książki filozoficzne, oraz romanse. Pałętała się między szeregami bez celu.
– Hej, Julie, znalazłam ciekawą książkę! – krzyknęła. Szybko została skarcona przez drugą bibliotekarkę, która kazała jej być ciszej. Wzięła książkę i popędziła szukać kuzynki. Nigdzie jej nie znalazła, zaś starsza pracownica biblioteki poprowadziła ją w dół schodów. Szły chwilę, a potem zamknęła drzwi. Julie znajdowała się przy stosie wycinków z gazet. Było chłodno, a Maggie od razu dostała gęsiej skórki. Była w szoku.
W tym świetle włosy Julie wydawały się ognistorude.
– 1940, 1954, 1875... – mruczała pod nosem daty starych gazet. Raptownie zauważyła, że obok stoi blondynka. – Och, a więc jak widzisz i się zastanawiasz, po co tu jesteśmy.
– Jak ty dobrze wiesz, o co mi chodzi – wywróciła oczami.
– Szukam gazety, kiedy wydarzyła się ta katastrofa. Wcześniej o tym nie pomyślałam, sądziłam, że mama będzie pamiętać, ale po śmierci nie miałam okazji jej zapytać. Potrzebujemy adres, Justin powinien tu być, ale z racji, że oboje kompletnie nie znacie języka, postanowiłam jechać z tobą – powiedziała, nadal szukając odpowiedniej daty.
– Nie rozumiem po co...
– Gdybym była twoim ojcem, który nigdy nie mówił o swojej przeszłości i miałabym dzieci, chciałabym żeby wiedziały o przeszłym życiu swojego taty. Czy to nie jest logiczne? Czas byś w końcu poznała prawdy o Jamesie, Meg...


„Kto kontroluje przeszłość, ten ma władzę nad przyszłością.” George Orwell

wtorek, 22 kwietnia 2014

Rozdział 7

Odmowa

„Wszystko było zaplanowane.”


Następnego dnia, po przykrym wieczorze, gdy małżonkowie mieli kolejną kłótnię, Justin o świcie wstał i pojechał białym ferrari na lotnisko. Po wczorajszym był na siebie zły, jak potraktował własną żonę. Wiedział, że zachował się bardzo nie w porządku wobec niej. Najgorsze dla niego było to, że stoi między młotem a kowadłem i każdy wybór jaki dokona, będzie niósł konsekwencje za sobą. Wybrał jednak młot.
Maggie wiedziała, że budząc się, nie zastanie ukochanego w łóżku. Dostała wczesną porę wiadomość od Julie, iż za niecałą godzinę Luke zjawi się, aby ją zawieść na ich pole. Cieszyła się, że w końcu zrobi coś w dobrą stronę. Stanąwszy na nogi, szybko ubrała się w najwygodniejsze rzeczy i lekkie jakie miała przy sobie. Spięła włosy w wysoki kok, a gdy telefon zaczął wibrować, wiedziała, że Luke stoi ze swoim motocyklem przed hotelem. Zauważyła go, ubranego zupełnie jak typowy Bad Boy. Może należał do takiej grupy ludzi.
– Gdzie Justin? – zapytał, gdy jego daleka kuzynka wsiadała na miejsce pasażera z tyłu.
– Musiał na chwilę nas opuścić z powodu pracy – oznajmiła dość smutnym tonem. Tylko kiwnął głową i sam chwycił jej nadgarstki, kładąc na swoją talię.
Motocykl wydał swój swojski dźwięk z rury wydechowej. Po kilku chwilach znaleźli się już na głównej drodze.  

Justin wyczuł przez telefon głębokie zmartwienie swojej troskliwej mamy. Bał się jej reakcji, gdy powie co się dzieje. Bał się nawet powiedzieć, dlaczego tak jest. Wziął głęboki wdech, siedząc w samochodzie, parkując przed studiem.
– Justin, co się dzieje, powiedz mi – nalegała matka, lekko zirytowana.
– Mamo, proszę. Nic się nie dzieje, mam dziewiętnaście lat, chcę sam decydować o swoim życiu – westchnął już zmęczony.
– Ale chociaż chciałabym wiedzieć czemu. – Pattie wciąż nalegała.
– Po prostu... jestem zmęczony, chcę sobie zrobić przerwę od tego – westchnął. – Muszę kończyć, kocham cię.
Gdy rzucił słuchawką, rzucił telefon na tylne siedzenie, wyszedł z samochodu, po czym go zamknął. Bał się tam iść, jednak był pewien swojej decyzji. Chciałby wrócić do rodziny, odzyskać córkę, a przy okazji zabić Jamesa.
Wchodząc do studia, żołądek skręcił mu się o sto osiemdziesiąt stopni, a serce zaczęło go bić mocno w pierś, aż bolało. Po drodze spotkał Kenny’ego, któremu posłał lekki uśmiech, witając się z nim. W środku, zastał nikogo innego jak L.A. Reida, Scootera i Ushera, który wyjątkowo będzie przypatrywał się rozmowie o kontrakt. Słowa plątały się na języku Bieber’a, nie pisnął jednak, za to żołądek i serce byli nieznośni.
L.A Reid spojrzał na szatyna dość przyjaznym spojrzeniem, jakby miał nadzieję, że lekkomyślne podejście do sprawy mu przeszło.
– Miał być tydzień, nie dwa dni. – Justin po chwili ciszy odezwał się, jakby miał zaraz wystrzelić. Scooter zacisnął usta w wąską linię, nie wiedząc co jego prawie były podopieczny powie.
– Niestety, ale twój przyszły menager i ogółem szef nie zgodził się na dłuższe przemyślenia. Musisz podjąć decyzję teraz.
– To niesprawiedliwe! – warknął. Raptownie, gdy Justin chciał podejść bliżej biurka Reida, Scooter mocno ścisnął przed ramię Justina. Spojrzeli na siebie. Justin popatrzył na niego wściekłym wzrokiem ze zmarszczonymi brwiami, a Scooter proszącym wzrokiem powiedział:
– Uspokój się, usiądź.
Justin niechętnie zajął miejsce na fotelu, a obok stał Usher, którego wyraz twarzy ciężko było odczytać. Miał na sobie duże, czarne okulary przeciwsłoneczne.
– A więc... – westchnął Antonio – myślałem, że wydoroślałeś, przemyślałeś pewne sprawy i zrozumiałeś, że życie każe nam podejmować wiele trudnych decyzji i ich konsekwencje, ale po ostatniej wizycie trochę się na tobie zawiodłem, mój drogi. Nie wiem co myśleć. Masz w końcu już dziewiętnaście lat.
Justin zacisnął zęby, jego mięśnie na twarzy się napięły. Nie lubił jak ktoś wypominał mu ile ma lat i próbował kierować się jego przyszłością. Scooter obserwował go kątem oka, pilnując, aby nie dał upust swoim emocjom. Zrobił się bardziej agresywny w ciągu tygodnia. Scooter wiedział co się dzieje, ale mimo wszystko trzymał język za zębami. Teraz wszyscy w wytwórni stali się wrogami.
Chwycił do ręki kilkustronny kontrakt. Czytał i czytał, początek był dobry i w miarę ogarnięty, lecz reszta brzmiała, jakby była wyrokiem śmierci. Żyła na szyi szatyna była coraz bardziej widoczna. W tym momencie, chciał wstać, podejść do świeczki stojącej na stoliku za plecami Scootera i spalić. Wiedział, że jednak kontrakt był zgodny z prawem, więc gdyby to zrobił, upokorzyłby ich wszystkich (czego bardzo chciał, a w szczególności L.A. Reida). Nie zrobił tego. Odłożył i groźnym tonem zapytał:
– Wspominałeś o przyszłym menagerze i twoim szefie. Scooter nim nie zostanie. Wywiązał się ze wszystkiego przez te wszystkie lata, a ty po prostu przed swoją emeryturą nie mianujesz go prezesem? – wskazał podbródkiem na swojego przyjaciela – Co za...
– Justin – skarcił go Scooter i zabronił mu kończyć słów. Cała czwórka znajdująca się w pomieszczeniu wiedziała kto ma nim być. I wiedzieli również, że to mu się wcale nie spodoba.
– Pan James Richardo Blue, chyba znasz to nazwisko? I jego osobiście?
Justin gdy to usłyszał, aż ciarki przeszły mu po plecach, jakby właśnie stał za nim, a lufę kierował w tył jego głowy. Schylił głowę, ukrywając złość i strach zarazem. Teraz w głowie miał różne myśli, czy aby L.A. Reid stał się ofiarą ojca Maggie i to wszystko było z przymusu.
– A czy mógłbym porozmawiać z nim osobiście, lub dowiedzieć się, gdzie teraz przebywa? – zapytał cicho, próbując opanować negatywne emocje. Ryan i Usher wyszli stanęli za Justinem, tuż po tym jak wstał z miejsca. Również i Scooter wstał. L.A. Reid się wzdrygnął.
– Od dwóch dni nie mam z nim kontaktu. Raczej to niemożliwe, mój drogi. Scooter da ci cynk, czy będziesz mógł. – Justin ujrzał kroplę potu na skroni zdenerwowanego mężczyzny. Jego kącik ust się uniósł lekko w górę.
– To nie będzie konieczne – powiedział stanowczo. – Miło się z wami pracowało, proszę pana.
Odwrócił się w stronę przyjaciół, a Ryan potajemnie przybił mu piątkę. Scooter odchrząknął.
– Odprowadzę go do drzwi.
Przełożył swoją ramie na bark Justina i przycisnął palce do kości. Justin uśmiechnął się zadziornie w stronę L.A. Reida i pożegnał gestem dłoni przyjaciół. Nie powiedział nawet „do widzenia”. L.A. Reid stał zmieszany, aż w końcu usiadł i siedział w milczeniu.
Na parkingu Scooter oparł się o samochód Bieber’a i patrzył na niego dość surowo. Justin stał naprzeciw niego i w ogóle nie był zainteresowany tym co miał do powiedzenia.
– Zachowałeś się jak totalny dzieciak, Justin.
– Nie miałem najmniejszej ochoty rozmawiać z tym dupkiem o mojej przyszłości. Czytałeś w ogóle co tam pisze? Z moich obliczeń wynika, że tylko na dwa dni na święta będę mógł się widzieć z rodziną! – warknął. – Ach no tak... przecież ty jej nie masz.
Był tak zły, że nawet nie myślał, że tymi słowami naprawdę zranił Scootera. Po kilkuminutowym patrzenia na siebie, Scooter tylko powiedział:
– Faktycznie. Mam tylko tą zwaloną robotę. Szczęścia ci życzę. Pozdrów Maggie.
I odszedł. Jego głos był łamiący. Justin stał tam i patrzył jak Scooter odchodzi. Był to dołujący widok. Tyle lat współpracy. Justin z myślą o tym co powiedział, wsiadł do samochodu zatrzaskując za sobą drzwi. Dopiero teraz zrozumiał, jak bardzo będzie tęsknił za sceną, bo naprawdę kochał to co robił przez te cztery lata. Wszystko teraz pękło, ale jednak dokonał wyboru. Znał jej konsekwencje, ale poświęcił to wszystko. Samą sławą się nie żyje, najważniejsza jest rodzina.
Gdy przypomniał sobie o Maggie, nagle obudził się z transu chwilowego dołka. Zrozumiał, że to wszystko jest po to, aby odciąć go od rodziny. Świetny pomysł, jeśli chodzi o zranienia ich obojga. Teraz wszystko nabrało głębokiego sensu.
Szybko wyszukał z tyłu telefonu, odpalił silnik, samochód głośno ryknął. Wybrał numer do Maggie, wiedząc, że grozi jej teraz wielkie niebezpieczeństwo. Serce zaczęło bić mu niemiłosiernie mocno. Nie odezwali się słowem do siebie od rana, bał się, że jeżeli jest już za późno, nie zdąży jej przeprosić i powiedzieć jak bardzo ją kocha. Szybko wyjechał z parkingu, jechał bardzo szybko, ale był świetnym kierowcą. Cały czas powtarzał się sygnał wybierającego numer do ukochanej. Powtarzał czynność przez najbliższe dwadzieścia minut. Wszystko na marne. Poczuł, jak w żołądku przewraca mu się śniadanie, poczuł, że jak wróci to ujrzy ją martwą.

Maggie stała przy kuchennym blacie, myła naczynia i patrzyła ukradkiem jak Julie i Luke ćwiczą na macie samoobronę i sztukę walki. Przypatrując się od czasu do czasu, zauważyła, że Julie lepiej to idzie.
Okazała się świetną przyjaciółką oraz kuzynką. Dużo naopowiadała jej historii o jej ojcu, które pamiętała, gdy żyła jej matka – kuzynka Jamesa. Luke okazał się geniuszem majsterkowania i motoryzacji. Zdążyła się czegoś jeszcze nauczyć w swoim życiu.
Postawiła dwa porcelanowe kubki przy parapecie z nalaną wodą. Akurat rodzeństwo szło w stronę domu, a z racji, iż na dworze jest ciepło, będą spragnieni. Nawet nie patrzyła na zegarek, sprawdzić ile minęło czasu, odkąd ostatni raz widziała się z Justinem. Cały czas myślała o tym co mówiła Selena, Julie i Luke. Skupiała się na tym, bo mało interesował ją kontrakt. Luke uśmiechnął się do blondynki, chwycił jeden kubek i duszkiem wypił, aż kilka kropel opadło na jego brudny, spocony podkoszulek. Zaraz obok pojawiła się Julie, która zamiast wziąć wodę chwyciła długi kij, przypominający włócznię. Był drewniany koloru czarnego. Julie spojrzała na swoją kuzynkę znaczącym spojrzeniem i uśmiechnęła się.
– Hej ty – wskazała kijem na blondynkę – na matę, już.
Maggie wywróciła oczami. Luke podał jej czarne rękawiczki z dziurami na knykcie. Były do połowy palców. Obdarte, zużyte. Nałożyła je i podążyła za swoją kuzynką.
Na czarnej, dziurawej koszulce, były widoczne ciemniejsze plamy potu na plecach Julie. Gdy odwróciła się w stronę Maggie, wyglądającą na zbyt rozbawioną, podeszła do niej. Maggie wyprostowała się.
– Chcesz mi skopać tyłek? – zapytała chichocząc.
– Owszem chcę, ale będziesz miała go skopany jeszcze nie raz. Więc lepiej coś umieć, niż nie móc normalnie usiąść, co?
Julie postawiła krok do tyłu, uginając lekko kolana i trzymając kij, uniosła lewy łokieć ku górze, a prawy był wyprostowany. Maggie prychnęła z jej postawy, lecz chwila nieuwagi i już była leżała na ziemi z lekkim bólem kolana.
– Pamiętaj: twój napastnik będzie miał gdzieś twoje humory, więc tak czy siak, lepiej go nie ignoruj – powiedziała, a potem pomogła jej wstać. – Więc najpierw podstawy. Prawa noga do przodu, lewa z tyłu, gdybyś chciała zrobić unik, lub coś w tym stylu. Pięści na wysokości twarzy. Łokcie równolegle do siebie. Teraz ugnij lekko kolana, tak aby utrzymać równowagę. Łapiesz?
Kiwnęła lekko głową, po czym Julie podobnie ustawiła się naprzeciw niej.
– Poćwiczymy najpierw bez broni. – Rzuciła kij na bok. Pokazała jej, jak trzeba obronić się przed wrogami. Powtórzyły kilkakrotnie ruchy, ale wielokrotnie Maggie opadała na matę.
Gdy skończyły pierwsze ćwiczenia samoobrony, Maggie wzięła kubek zimnej wody od Luke’a, po czym dla odmiany wzięła telefon do ręki ze swojej torebki. Ujrzała dwadzieścia nieodebranych połączeń od Justina i pięć od Scootera. Zbladła. Wiedziała, że Justin nie odpuści jej tego, że nie odebrała telefonu, lub nie oddzwoniła w ciągu godziny.
Słońce powoli zachodziło, niebo stało się pomarańczowe, chmury blade jak nie pomalowane ściany, kątami szare. Luke poszedł do swojego kąciku w szopie pooglądać złom, Julie oglądała rosyjską telenowelę. Panował spokój, żadnego stresu, lecz Maggie czuła go w sobie. Czuła niepokój. Skoro Justin tyle wydzwaniał, musiało się coś stać. Mogło być już za późno.

Justinowi w kieszeni brzęczał telefon, kiedy wychodzi z lotniska, będąc już w Moskwie. Gdy ujrzał, że to Maggie dzwoni, kamień spadł mu z serca, jednak wiedział, że pewien do końca nie może być. Mógłby to być każdy. Teraz nikomu nie wolno było ufać. Stanął przed drzwiami do wejścia i odebrał.
– Maggie to ty? – zapytał drżącym głosem.
– Jasne, że ja, a kto inny? – westchnęła, mówiąc sarkastycznym głosem.
– No nie wiem, możliwe, że James lub Selena – odpowiedział tym samym tonem co ona. Zacisnął dodatkowo zęby. – Dlaczego nie odbierałaś telefonu jak dzwoniłem?
– Byłam zajęta, a co było tak ważnego, że nie mogło czekać? – zapytała.
– Bałem się o ciebie.
– Jestem z Julie i Lukiem jest wszystko w porządku. A co z kontraktem?
– Odmówiłem – odparł i zaczął iść w stronę swojego samochodu, który po chwili stał już przed lotniskiem.
– Dlaczego? – zdziwiła się.
– Twój ojciec miał zostać moim menagerem! Szefem wytwórni, a to był jego kolejny plan, bym był z dala od ciebie! – warknął.
– Co?! Skąd wiesz?! – pisnęła.
– Reid powiedział mi, ta hiena jedna – mruknął.
– Wracaj szybko do domu, musisz mi wszystko opowiedzieć – powiedziała stanowczo.
– Najpierw do hotelu, sprawdzę czy wszystko gra.
I w jednej chwili, Justin poczuł niesamowicie przeszywający paraliż w udzie. Opadł raptownie na ziemię, telefon wypadł mu z ręki. Rozmowa jeszcze trwała, a Maggie usłyszała w telefonie piski i krzyki innych ludzi. Justin zacisnął zęby i oczy, wijąc się z bólu. Został postrzelony. Ujrzał swoją nogę całą we krwi, zrobiła się jedna wielka kałuża. Przechodni popatrzyli na znaną twarz, po czym niektórzy już wołali:
– Zadzwońcie po karetkę!
Ale żaden nie podszedł pomóc wstać. Justin próbował się poczołgać po telefon, chcąc powiedzieć swojej żonie dwa słowa, myśląc, że zaraz wykrwawi się na śmierć. Serce biło szybko i niemiłosiernie mocno, ale słyszał w głowie jeden cichy długi pisk. Reszta nie miała żadnego znaczenia. Jedyne co wydusił się powiedzieć, wyciągając rękę po urządzenie to imię swojej żony.


„Wszyscy mamy krew na rękach”

sobota, 11 stycznia 2014

Rozdział 6

Komplikacje

„Harry, rzecz nie jest w tym, jaki jesteś, lecz w tym, jaki nie jesteś.” Harry Potter i Zakon Feniksa


Maggie siedziała wryta i patrzyła na list, a potem na swoją niedopitą kawę. Justin uważnie ją obserwował, aż w końcu zniecierpliwiony zabrał jej tajemniczy list. Zmarszczył czoło i ściągnął brwi, po czym burknął:
– Co to za jakaś Julie Osbourne? Znasz ją?
Blondynka popiła tylko kawę do końca i spakowała wszystkie rzeczy, a potem nagle wstała. Justina zastanawiało jedynie kim była tajemnicza kobieta, która wiedziała kogo szukają i kim jest ojciec jego żony. Spojrzała na męża nietypowym spojrzeniem, on wstał zaniepokojony.
Mina Maggie była tak mało mówiąca, że Justin nawet nic dalej nie mówił. Tylko pytania cisnęły mu się do ust. Wracając do samochodu, zadzwonił telefon od Johanne. Ręce dziewczyny stały się momentalnie lodowate, drżały ze strachu przed tym, aż powie własnej matce, że jej wnuczka zaginęła pod nieobecność Maggie.
– Mamo? Jesteś nadal w Kanadzie? – zapytała drżącym głosem.
– Słyszałyśmy z Pattie od Scootera, jak zachował się Justin podczas rozmowy o nowy kontrakt. Wiesz coś o nim? Martwię się o was. Nie słyszałam twojego głosu od tygodnia.
– Mówiłam ci już, że za dużo się martwisz? – prychnęła ledwo przekonującym tonem blondynka, wsiadając do auta. Justin odpalił samochód, a ryk samochodu był dla jego uszu chwilowym ukojeniem. – Nie masz o co. Jest okej, a co do kontraktu to porozmawiam z Justinem. Nie jest typem, który łatwo odpuszcza. Myślę, że zmieni zdanie.
– Jak Emily? – zapytała troskliwie Johanne.
Od razu, gdy usłyszała imię córki, dreszcze przeszły przez czubek głowy, aż po kostki. To bolało. Przełknęła głośno ślinę i z trudem wycedziła:
– W porządku. Tak... jest wszystko w porządku.
Chciała się w tym momencie rozpłakać jak mała dziewczynka. Tęsknota za córką była niezwykle ogromna, aż mogła z tej tęsknoty umrzeć. Okłamując własną mamę, chciała spróbować i siebie okłamać, lecz rzeczywistość jest inna.
Emily w ciągu siedmiu miesięcy, stała się oczkiem w głowie Maggie. Spędzały ze sobą jak najwięcej czasu. Pamiętała każdy dzień spędzony z nią i Harrym, gdy Justina nie było obok. To trochę ją bolało, ale rozumiała jego pracę, ale widząc jego twarz po siedmiu miesiącach rozłąki, zauważyła zmęczenie. Chciałaby móc odpocząć na Wyspach Dziewiczych całą trójką bez zmartwień i trosk. Chciałaby móc poopalać się na złocistej i piaszczystej plaży, patrząc również jak Justin uczy Emily pływać. Pragnęła zobaczyć jak dziewczynka dorasta na jej oczach.
Rozłączyła się, a szatyn uniósł rękę i spojrzał raz jeszcze na list. Popatrzył na nią pytająco, a ona wzięła głęboki wdech. Nic więcej nie powiedzieli, bo cóż mieli do powiedzenia. Tylko szepnęła:
– Prosto do Petersburga.
Wyglądałoby to tak, jakby Justin był jej szoferem, lecz chcieliby w końcu odzyskać córkę. Nie wiedzieli za co James tak ich karze. Tutaj wracali do punktu wyjścia.

Podróż była uciążliwa. Myśl, że byli o krok do córki była jak męka, iż nie mogą ujrzeć jej prześlicznej twarzyczki, o krwawym kolorze oczu. Maggie nawet nie może sobie przypomnieć ostatni uśmiech Emily. Była nadzwyczajna. To budziło w niej duże zainteresowanie.
Byli już w Petersburgu. Miasto było miastem zwyczajnym. Dużym i zawierało długą historię. Przejeżdżając przez budynki, różne kościoły, czy parki, Justin zastanawiał się, czy nie zatrzymać się gdzieś i szukać w okolicy. Patrzył co chwilę na blondynkę, która siedziała nieruchomo, a jej wzrok stanął w jednym punkcie.
W końcu się zatrzymał. Stanął na parkingu pod starym drzewem. Znajdowali się niedaleko mostu, a wzdłuż płynęła rzeka Newa. Maggie nadal siedziała cicho i przypominała sobie z trudem wszystkie wizje. Jednak nadal miała ten sen ze szpitala, gdy widziała Emily i palącą się wioskę. To ją niszczyło. Zakrwawione dłonie, policzki i krwawiące oczy. Widok był przerażający i ściskało ją w żołądku.
Justin zmartwiony złapał ją za podbródek i sprawił, by na niego spojrzała. Kiedy uniosła wzrok, ujrzał w nich błysk, a oczy stały niemal złote, jednak szklane. Musnął delikatnie jej malinowe wargi. Chciałby poczuć taką samą magię jak kiedyś ją całował. Teraz było trochę inaczej i to go martwiło. To już nie to samo co kiedyś. Wszystko przeminęło. Popatrzyli na siebie, ale z oczu Maggie nic nie wyczytał. Jakby była na moment zamkniętą księgą i w ogóle nie mógł poznać jej treści. Ona odwróciła głowę i spojrzała na błękitne niebo, po czym zamknęła oczy. Zacisnęła powieki.
Stałam w miejscu, patrząc na palący się dom. Płomienie były coraz bliżej mnie, ale dzieliła nas jedynie rzeka. W momencie, gdy chciałam odejść, ujrzałam dziecko dryfujące na wodzie.
Otworzyła oczy. Spojrzała na Justina, który myślał, że zaraz mu powie gdzie jest ich córka. Nic nie powiedziała, tylko opadła na oparcie siedzenia i wzięła głęboki oddech. Szatyn wyszedł z samochodu, mówiąc, że pójdzie po coś do picia. W taki upał należałoby coś wypić.
Maggie poczuła palące uczucie na skórze, jakby ten ogień, który widziała, palił się w niej i buchał na nowo i na nowo. Wzięła kilka głębokich oddechów i ponownie zamknęła oczy.
Stałam w płomieniach. Nie czułam nic prócz okropnego, paraliżującego bólu. Dusiłam się, a przed oczami zbliżała się ciemność. Zamknęłam i ponownie otworzyłam oczy, mając nadzieję, że się obudzę. Nie. Ujrzałam Emily jako mroczną zjawę.
Usłyszała głos Justina i omal co nie wyskoczyła z samochodu. Krople potu miała na czole, pisnęła z przerażenia, źrenice powiększyły się, a on trzymał w dłoni wodę.
– Przepraszam, kochanie. Nie chciałem Cię wystraszyć. Ciężko Ci, rozumiem... chcesz odpocząć?
– Nic nie rozumiesz! Zostaw mnie! – wykrzyknęła głośnie, że aż cały samochód się poruszył.
Justin siedział i nic nie mówił. Nie wiedział co powiedzieć, ale na pewno to go zgnębiło. Nie miał jednak żalu do żony.
Maggie odkręciła korek w plastikowej butelce i duszkiem wypiła trzy czwarte zawartości butelki. Wciąż ją jeszcze paliło w środku, serce waliło boleśnie w pierś, a przed oczami miała postać córki z zakrwawionymi rękami i siebie w płomieniach. To było naprawdę przerażające. Żadna młoda matka, która przeżywa zaginięcie córki, nie chciałaby przeżywać jeszcze gorszych od tego koszmarów i przedziwnych wizji.
Kiedy Justin miał już odpalić silnik, usłyszeli pukanie w szybę. Był to wysoki facet o kruczoczarnych włosach, skromnym uśmiechu i teoretycznie wyglądał jak zwykły nastolatek. Obok niego stał stary model motocyklu Harleya. Oboje zmarszczyli czoło.
– Hej, masz może ogień? – młody chłopak, wyglądający na co najmniej dwadzieścia jeden lat, oparł się łokciami o obniżoną szybę. Justin okazał zirytowanie.
– Nie, nie palę, ani żona również, więc możesz spadać – odparł zgorzkniale Justin.
– Nie o taki ogień mi chodziło – chłopak z kieszeni wyciągnął zapalniczkę i odpalił, aż pojawił się płomień. – Cóż, jednak ogień jest bardzo nieprzewidywalny, bo nie wiadomo kiedy – ogień zgasł – zgaśnie, lub – i ponownie zapalił – buchnie swoim wdziękiem i zabije wszystko na swojej drodze.
Chłopak dokładnie przyjrzał się blondynce, która patrzyła na zapalniczkę.
– Słuchaj, jak masz zamiar się bawić ogniem, to nie za blisko ludzi, bo sam doprowadzisz zwykłą zapalniczką do tragedii – powiedział znudzonym głosem szatyn i zasuwał już szybę, gdy Maggie wysiadła z samochodu. Obeszła samochód, stojąc naprzeciw chłopaka. Był o głowę wyższy od niej.
Skrzyżowała dłonie na piersi, a Justin raptownie wysiadł z samochodu.
– Kim jesteś? – zapytała.
– Może lepiej nie tutaj, córko Benetich’iego – powiedział brunet. Ujrzała dopiero teraz jego piwne oczy. Brzmiał jak normalny Kanadyjczyk. Wiedziała skąd te słowa.
Wsiadł na motor i odpalił silnik. Wydostał się głośny ryk, tak ogłuszający, że nawet nie słyszeli własnych myśli. Justin jednak był zdezorientowany i ponownie wsiadł na miejsce kierowcy. Chłopak odjechał, lecz kiedy blondynka zapinała pasy, Justin przyłożył rękę na jej nadgarstek.
– Jesteś pewna, aby za nim jechać? – spojrzał lekko zmartwiony.
– Masz inny pomysł? – wzruszyła ramionami. – Innego wyjścia nie mamy.
Szybko odpalił silnik i jak najprędzej odjechali za starym Harleyem. Droga dłużyła im się z sekundy na sekundę, lecz zrobią wszystko, by dotrzeć do córki i Jamesa.
Justin nadal myślał, że to może być niebezpieczna podróż. Być może to pułapka, ale Maggie miała rację. Innego wyjścia nie mieli.
Dojechali do małego, oddalonego od wsi domku. Była tam też farma. Były konie, świnie, krowy. Domek miał dziury w ścianach i w dachu nawet. Zaparkowali obok zardzewiałej bramy. Wysiedli i wyczuli wiejski zapach i dźwięki, które wydawały zwierzęta. Chłopak oparł o płot Harleya i wszedł do środka. Za nimi byli młodzi małżonkowie, którzy rozglądali się wokół. Trawa była skoszona, chryzantemy pięknie rosły w doniczkach przed domem. Kiedy weszli do domu, młody chłopak parzył już herbatę dla gości.
Maggie rozglądała się wokół, patrząc na stare zdjęcia małego chłopca i dziewczynki przy koniach, królikach i motorach. Nawet z rodzicami. Wygląd nie był zbyt zadbany. Jak od zewnątrz tak i od wewnątrz znajdowały się dziury w ścianach.
– Sam tu mieszkasz? – zapytała.
– Nie, z siostrą. Dzisiaj to ona poszła do pracy. Ja zostałem w domu. Raz ona idzie, raz ja. Tak żyjemy – odpowiedział brunet.
Justin był zniecierpliwiony i w końcu nerwowo zapytał:
– Kim jesteś?
– Mam na imię Luke. Wiem po jakie licho jesteście w Petersburgu. Nie bez powodu, bo na pewno nie na rocznicę waszego ślubu, nieprawdaż? – chłopak postawił dwie gorące herbaty na stół. Oboje spojrzeli na niego wyczekująco.
– Skąd wiesz? – dopytał Bieber. Luke oparł się pięściami o stół, patrząc na nich obojga. Dostrzegł podobiznę.
– Wow, jesteście do siebie niezwykle podobni. Jak na pierwszy rzut oka, można było stwierdzić, że jesteście rodzeństwem, a nie małżeństwem.
– Odpowiedz! – warknął zniecierpliwiony szatyn. Maggie podeszła bliżej zaciekawiona jego osobą.
– Niech córka Benetich’iego zadaje pytania. Mieszkać piętnaście lat z facetem, do którego mówiło się „tato”, a nie znać jego przeszłości. To musiało być dołujące – zaśmiał się.
Justin chciał podejść, przygotowując się już do uderzenia Luke’a w twarz. Maggie zainterweniowała.
– Justin przestań! – skarciła go. Spojrzała na bruneta i przyjrzała mu się. – James nigdy nie traktował mnie jak własną córkę, ja nie traktowałam go jak własnego ojca... Skąd wiesz?
Podeszła jeszcze bliżej.
– Jesteśmy rodziną, droga Margarito – Luke wiedział jak zezłościć Maggie. Cała poczerwieniała na twarzy, ale jednocześnie osłupiała. – Przykro mi, ale tak się naprawdę nazywasz. To znaczy... twoje rosyjskie pochodzenie tak o tobie mówi. Wiem, że tego nie lubisz, Julie, twoja kuzynka mi o tym powiedziała. Widzieliśmy twoje dokumenty ze szkoły, gdzie mieszkasz, wiedzieliśmy, że będziesz musiała się dowiedzieć prawdy o swoim ojcu. Twój ojciec miał sfałszowane dokumenty, dlatego nikt nic nie mówił. Ja i moja siostra jesteśmy tutaj, by wam pomóc, a szczególnie tobie, kuzynko.
Justin spojrzał na Maggie, która patrzyła z szokiem na swojego dalekiego kuzyna. Odwrócił się plecami, wziął głęboki oddech i wyjrzał przez okno. Ciśnienie w domu zwiększyło się.
– Kim dla ciebie jest James? – wykrztusiła.
– Wujkiem. Jest kuzynem mojej mamy, która od pięciu lat nie żyje. Mój ojciec zginął w wypadku dwa lata wcześniej, więc od pewnego czasu ja i Julie działamy na własną rękę – odpowiedział. – Rozumiem wasz szok, ale najwidoczniej kiedyś musiałaś się dowiedzieć.
Justin odwrócił się ponownie i popatrzył na Maggie. Cała pobladła, jakby miała zaraz zemdleć. Szybko dotknął jej nadgarstka, przykładając kciuk do tętna. Biło jak szalone. Kazał jej wypić herbatę i się uspokoić, ale ona stała nieruchomo i tylko kręciła głową.
– Wiesz gdzie jest James? – zapytał szatyn.
– Tego nadal nie możemy ustalić. Wiemy, że Emily jest z nim, raz widziałem Selenę w Moskwie, ale trop się urwał. Słyszałem kawałek jej rozmowę telefoniczną. Krzyczała i była wściekła, jechała na wschód, ale kiedy jechałem za nią, zniknęła bez śladu. Julie nadal węszy, ale najbardziej jej zależało, by poznać Margaritę.
– Jak długo nas śledzicie? – dopytał.
– Od waszego ślubu. To znaczy, Julie widziała w gazecie wasze zdjęcie. Staraliśmy się zebrać jak najwięcej informacji o was – odpowiedział Luke i wyprostował się. – Cóż, więcej pytań to do Julie. Powinna być za...
– Wróciłam! Jakieś ferrari stoi przed domem Luke, skąd u licha ono tutaj jest? – usłyszeli głos z korytarza. Niespodziewanie wtargnęła do kuchni i stanęła momentalnie obok Justina. Zilustrowała go, potem Luke’a. – Och...
Tylko tyle na dodatek zdołała dopowiedzieć. Maggie stanęła po środku, naprzeciw szatynki, która miała prześliczny uśmiech. Miała jasnoczerwone pasemka, co dodawało jej uroku. Była takiego samego wzrostu co Maggie, lecz miała mniej tego, więcej tamtego. Spojrzały na siebie i stały w milczeniu.
– Luke – zawołała.
– Tak, siostrzyczko? – podszedł bliżej niej.
– Oprowadź pana Bieber’a po swojej kolekcji złomu, mam nadzieję, że polubi zardzewiały metal i smród paliwa.
– Nie zostawię jej. – Justin najwyraźniej nie miał ochoty nigdzie iść.
– Dam sobie radę, idź – mruknęła blondynka, patrząc na niego z trudem. Podszedł do niej i pocałował w czoło. Wyszedł z Lukiem bez żadnych zbędnych słów i zamknął za sobą drzwi.
– Szybka jesteś... i bystra oczywiście.
Maggie nadal milczała.
– Już wam Luke opowiedział całą historię, prawda?
– Wiesz więcej o tej katastrofie. Opowiedz mi. – W końcu wykrztusiła. To jest to czego pragnie się dowiedzieć.
Julie skrzywiła usta.
– Opowiadała to moja mama, gdy miałam czternaście lat. Znalazłam jakąś notkę w Internecie o miejscowej katastrofie, a z racji tego, że moja mama słynęła z opowieści, chciałam by i mi opowiedziała. Mówiła, że jak miała osiem lat, wracała od domu Benetich, będąc u nich na ciastkach jak co sobotę. Gdy niespodziewanie zatrzęsła się pod jej nogami ziemia, a dom wyleciał w powietrze. Stanął w ogniu i wątpliwe było to, by ktoś z domowników przeżył. Do teraz jest plotka, że owy chłopiec zginął, czy jednak grasuje wśród żywych. To był twój ojciec. Miałam kontakt z babcią Gabrielą, która wiedziała o wszystkim. Zawsze była bardzo interesującą kobietą i jakby znikąd wiedziała wszystko. Tak dotarłam do Ciebie, Margarito.
– Jestem Maggie – powiedziała ostro. Całe jej ciało drżało, słysząc więcej i więcej. Chciałaby móc teraz być w domu z Emily i Justinem, w ogóle nie znając własnego ojca. Albo żeby go w ogóle nie było.
– W porządku. Wiem, że tego nie lubisz – zaśmiała się cicho. – Lepiej zostań z Justinem tutaj. Chciałabym was poznać lepiej.
Julie posłała jej delikatny i przyjazny uśmiech, a Maggie z ostrożnością to odwzajemniła. Nie wiedziała co myśleć. Tak naprawdę nie znała swojego ojca i to ją dobijało i łamało w środku.

Zanim słońce schowało się za horyzontem, Maggie i Justin wrócili do pokoju hotelowego, jednak szatyn widział na jej twarzy zamyślenie i lekkie zmartwienie. Sam był z lekka podenerwowany. W pokoju panowało milczenie. Dziewczyna weszła pod długi i gorący prysznic, a Justinowi zdawało się, że to trwa już kilka lat. Siedział na skrawku łóżka i trzymał w ręku kartkę. Czekał na żonę niecierpliwie. Miał dosyć.
Maggie w końcu wyszła z łazienki. Nic nie powiedziała, ani nawet nie spojrzała na niego. To go jeszcze bardziej wywróciło z równowagi. Podszedł, rzucając na łóżko list i złapał ją za ramię i raptownie odwrócił. Ujrzała na jego twarzy błysk złości, co ją wystraszyło.
– Mogę wiedzieć, co się dzieje? – zapytał ostro. Maggie zmarszczyła czoło.
– Nic się nie dzieje, co miałoby się stać?
– Domyślam się, że jesteś w szoku, ponieważ dopiero poznałaś swoich dalekich kuzynów, ale to nie znaczy, że masz mnie odtrącać.
Maggie te słowa wywróciły z równowagi.
– Co?! Że ja Cię odtrącam?! – pisnęła. – Słuchaj, doskonale wiesz, że muszę odnaleźć Jamesa, by uratować Emily i zemścić się na tej pieprzonej żmii, którą ty nazywałeś kiedyś dziewczyną!
Oczy Justina zapłonęły złością i cały pobladł na twarzy.
– Znowu będziesz mi o niej przypominać? Mam dosyć, że wszystko kręci się wokół Ciebie. Powinienem Cię zostawić w Polsce, gdy nadarzyła się okazja! Już dawno zgasł ten ogień, który był sprzed siedmiu miesięcy! – krzyknął.
Oczy blondynki były szklane po jego słowach. Jakby miała zaraz się rozbeczeć jak małe dziecko i utopić się we własnych łzach. To ją zabolało. Jakby pękło.
– Czy ty chcesz mi powiedzieć, że kochałeś mnie tylko dla seksu?! Tylko po to, by zaciągnąć mnie do łóżka?! – zacisnęła zęby, próbując powstrzymać łzy. – A kiedy przyszło co do czego, wiedziałeś, że jestem w ciężkim stanie, a ty zostawiłeś mnie pod pretekstem, że koncertujesz!
– Nie przekształcaj moich słów! To nieprawda! – zaprzeczył. Odsunęła się od niego, podeszła do łóżka i wzięła do ręki list. Zanim jednak zdążyła przeczytać jedno zdanie, Justin zaczął: – Kocham Cię, Maggie. Zawsze byłem z tobą, zawsze będę.
– Nie dotykaj mnie! – krzyknęła i gwałtownie odepchnęła go od siebie. Szybko przeczytała treść, co ją jeszcze bardziej zdenerwowało. Była teraz tak zła, że mogłaby kogoś zabić bez żadnych skrupułów. – No proszę, czyżby mój cudowny mąż, znowu miał mnie zostawić w trudnych chwilach?
Justin złapał się za głowę, wziął głęboki oddech i porwał kawałek kartki na cztery części. Dziewczyna patrzyła na niego z założonymi rękoma, zła, z mokrymi policzkami na twarzy. Łzy leciały jej, mimo to, iż próbowała nie płakać, ale ciężko było opanować emocje.
– Załatwię tą sprawę szybko i wrócę do Ciebie. Nie pozwolę, byś pałętała się sama po Rosji – rzucił.
– Nie potrzebuję twojej pomocy. Nie jestem małą dziewczynką, nie znasz mnie! – wykrzyknęła cała we łzach. – Wracaj do Los Angeles, podpisz ten kurewski kontrakt i pójdź najlepiej do adwokata i złóż papiery o rozwód, bo tak chyba będzie najlepiej dla nas obojga!
Justina umysł mówił mu, żeby uderzyć ją, by wypluła te słowa, ale obiecał sobie, by nigdy przenigdy już więcej jej nie uderzyć, tak jak tamtego dnia. Jednak szybko się pospieszyli ze ślubem. Byli bardzo młodzi, oboje życie przed sobą. Teraz cierpieli.
Zacisnął zęby, oraz pięść, czując jak krew w żyłach mu się zagęszcza.
– No dalej, uderz mnie! – krzyczała, podchodząc bliżej. Maggie czuła, że postradała zmysły, serce waliło ją bardzo szybko i mocno w pierś. Poczuła to uczucie nienawiści do niego. Tato, miałeś co do niego rację, pomyślała. Aż sama nie wierzyła w to jak teraz myśli i czuje.
Zaczął do niej podchodzić z zaciśniętymi zębami, a na ramionach, ujrzała przebijające się mięśnie przez koszule. Najwidoczniej zamierzał ją zaraz zabić. Miał groźne spojrzenie. Poczuła za plecami ścianę, wciąż płacząc i szykując się na cios. Justin bardzo boleśnie chwycił jej twarz i zetknął ich usta, tak aby mógł całą siłę zrzucić na pocałunku, zamiast używać przemocy na ukochanej. Jęczała z bólu, płakała. Czuł słony smak jej warg, ale to go bardziej nakręciło, by uspokoić ją. Sam nie wiedział co opętało jego myśli i uczucia. Przytulił ją do siebie.
– Nie będę Cię bił. Nie będę...


„Ból powoduje zmiany, ale żaden ból nie zdoła zmienić faktów.” Stephen King