Historia Benetich
„Nie wiem już kim naprawdę jestem...”
Maggie spanikowała; słyszała w tle krzyki i piski przerażonych ludzi.
Rozłączyła się i czym prędzej powiedziała o tym Julie, która potem zawołała
Luke’a. Od razu wyjechał starym polonezem przed dom i czekał na towarzyszki.
Blondynka miała łzy w oczach, serce łomotało jej niemiłosiernie szybko.
Brakowało jej tchu. Miała różne myśli: co jeśli nie żyje? Może to pułapka?
Obwiniała się za to co się dzieje, nie tak planowała sobie życie z Justinem.
Żałowała, że wybaczyła Jamesowi przeszłość. Teraz tak bardzo go znienawidziła,
że nie zawahałaby się nacisnąć spust w jego stronę.
Po chwili poczuła w kieszeni brzęczący telefon. Odebrała go, mając
nadzieję, że Justin żyje.
– Tak słucham?
– Dzień dobry, czy dodzwoniłem się do pani
Bieber? – odezwał się głęboki głos.
– Tak, to ja.
– Dzwonię z komisariatu, by poinformować panią
o wypadku pani męża, Justina Bieber’a. Stało się to dziś przed lotniskiem o
godzinie szóstej trzydzieści, teraz pani mąż znajduje się w pobliskim szpitalu
w Moskwie.
– Ach, o wypadku wiem. Rozmawiając z mężem
usłyszałam poniekąd straszne rzeczy. – Maggie ciężko było powstrzymać łzy. – Czy
on... czy on żyje?
Julie zacisnęła usta, gdy jej kuzynka zadała policjantowi to pytanie.
– Pan Bieber stracił sporo krwi. Teraz
prawdopodobnie ma operację, ale o szczegóły proszę pytać lekarzy. Do widzenia.
Maggie załamała się. Dała upust łzom, a Luke spojrzał na nią
współczującym spojrzeniem. Julie po chwili ciszy odezwała się:
– Myślę, że to ludzie Jamesa.
Maggie po chwili otarła łzy i odwróciła w jej stronę głowę. Julie miała
w oczach złość i przekonanie, że to James. Luke patrzył na drogę, ale wiedział
o czym myślała Julie, jakby jego umysł łączył się z jej umysłem.
– Mówiłaś, że Justin był podpisać kontrakt. –
Maggie kiwnęła twierdząco głową. – Jamesowi chodziło o to, by was poróżnić. Że
gdyby miał go przy sobie jak kukiełkę, w pewnej chwili by go zabił, tylko
zastanawiam się dlaczego on wam to robi?
Maggie zaczęła się zastanawiać nad tym co mówiła jej kuzynka. Julie nie
była głupia, miała łeb do wielu rzeczy. Gdyby nie ona, w ogóle nie wiedziałaby
o niczym i cierpiałaby jeszcze bardziej.
Moskwa.
Luke skręcił w podziemny parking, w którym znajdowały się przeróżne
samochody. Między dwoma zaparkowali. Maggie wyskoczyła z samochodu jak
poparzona, jeszcze gdy był w ruchu, chcąc dostać się do środka i móc zobaczyć
się z Justinem. Najgorszą myślą było zobaczenie go zakrwawionego, serce, które
przestało bić. Wtem stanęła przez moment, a serce zabiło w jej pierś dwa razy
mocniej. Zamknęła oczy.
Stałam nad grobem, na którym
leżały biało-czerwone róże. Grób był posypany śniegiem,
lecz wokół mnie było zielono. Podniosłam wzrok i ujrzałam dziewczynkę z
zakrwawionymi policzkami.
Julie potrząsnęła ramieniem blondynki kilka razy, która ocknęła się po
tej przerażającej wizji. Pamiętała te stare, sprzed roku, które w większości
się spełniły. Przypomniała sobie dopiero teraz, że będąc w Polsce, po śmierci
babci Gabrieli, razem z Justinem kładła takie róże na grobie. Było wtedy ciepło, to czemu leżał śnieg na
grobie?
– Wszystko w porządku, Meg? –
zapytała zaniepokojona dziewczyna, patrząc swoimi niebieskimi oczami. Spojrzały
na siebie, ale Maggie posłała jej dość smutny, dobijający wręcz wzrok.
Wiedziała, że będzie pytać, więc powie jej w zamian za milczenie. Justin nie
wiedział o jej wizjach i chyba nie chciałaby, żeby się dowiedział.
Kiwnęła twierdząco głową, a Luke jako pierwszy przekroczył próg drzwi
prowadzących do szpitala. Wszędzie pisało po rosyjsku, na szczęście dwójka
rodzeństwa świetnie komunikowała się ze społeczeństwem. Maggie pociły się
dłonie i cały czas miała przed oczami dziwne myśli dotyczące starych wizji i
tych co do tej pory je spotkały. Przez siedem miesięcy je nie miewała, więc
czemu teraz nagle je ma? Od kiedy Harry wyjechał ze Stanów, Emily stała się
bardziej odporna na wszystko. Było dobrze, ale nie tak jak wtedy gdy był Harry.
Maggie zastanawiała się, czy w ogóle Harry o czymkolwiek wie, czy może okłamał
ją, mówiąc, że wraca do Londynu, a tak naprawdę zakradł się po Emily, będąc w
zmowie z Seleną i Jamesem. Wszyscy teraz stali się bardzo podejrzani, nie wolno
nikomu ufać. Robiło się coraz bardziej niebezpiecznie.
Siedziała razem z Lukiem w poczekalni, pijąc małymi łykami kawę,
czekając na odpowiedź od Julie. Luke od czasu do czasu spoglądał na blondynkę.
– Mogę cię o coś zapytać? –
zaczął Luke po długiej ciszy.
Inni ludzie czasem patrzyli na nią, na znaną mediom twarz.
Odwróciła głowę ku niemu, odkładając na stolik kawę.
– O co?
– Chodzi o twoją więź z Justinem.
Zastanawiałem się od pewnego czasu, czy coś się dzieje między wami. Mówiłaś, że
byłaś sama przez siedem miesięcy kiedy on koncertował. Sama z Emily...
– Wiesz, od kiedy urodziła się Emily, byliśmy
szczęśliwi do końca świąt, ale rozumiałam, że on ma pracę, bo w końcu to ja go
namówiłam na to wszystko. Był stworzony do tworzenia muzyki, więc dałam mu
wolną rękę mimo tego, że kontakt z małym dzieckiem od narodzin jest bardzo
ważny na przyszłość. Nie było go, czułam się sama, ale czasem dzwonił. Mój
przyjaciel Harry jednak często bywał w Los Angeles tylko by widzieć się z
Emily. Mają dobry kontakt, Emily dziwnie przyciąga do siebie ludzi, a czasem
ich odstrasza.
Więź między mną a Justinem jest skomplikowana od urodzenia. Mimo, że
jestem starsza, ale Justin był pierwszy jeżeli chodzi o talent. Ja natomiast
pierwsza zaczęłam się uczyć. Miałam z nim świetny kontakt do czasu, gdy
wyjechał. Przez czternaście lat byliśmy nierozłączni, ale potem wszystko się
popsuło. James odszedł od mojej mamy rok później, przeżyła to dość mocno, ale
on od zawsze nienawidził Justina. Nie wiem czemu, nigdy nic nie mówił.
– Harry? Ten z One Direction? Ach, no tak!
Julie mówiła o waszym rocznym nieszczęśliwym
związku. Nadal masz z nim kontakt?
Maggie wzruszyła ramionami i założyła ręce na piersi.
– Bądźmy szczerzy – on ma
syna, ma trasę, ma swoje sprawy, nie odezwał się po powrocie Justina do domu.
– Wyjechałaś z nim następnego dnia na Wyspy
Dziewicze, nie podejrzewasz go, że dzień później, Emily zniknęła z jego rąk?
Ponownie wzruszyła ramionami.
– Nie mam go o co oskarżać –
stwierdziła otwarcie.
Po chwili do pomieszczenia weszła Julie. Teraz jej włosy wydały się
rude. Oboje wstali momentalnie. Popatrzyła na nich znacząco.
– Dowiedziałam się niewiele –
westchnęła, patrząc na brata, to na kuzynkę. – Justin będzie miał
rehabilitacje, aż blizna się zagoi. Pocisk, którym dostał pochodziło od
snajpera, a z racji, że postrzał był niesłyszalny, nastawili na niego tłumik.
Justin teraz leży na trzecim piętrze w Sali 43C , powinnaś do niego iść, lekarz powiedział,
że Justin pytał się o ciebie, więc pewnie chce się z tobą widzieć.
Maggie po jej wypowiedzi, wzięła głęboki oddech i szybko wyszła z
poczekalni, nie czekając na dodatkowe informacje. Miała na sobie popielaty płaszcz,
rozpięte guziki, a pod płaszczem widać było koszulę w czarno-czerwoną
kratkę, dżinsy, oraz czarne buty na koturnie. Wyglądała bardzo elegancko jak na
nastolatkę.
Weszła po schodach, iż nie chciało jej się czekać na windę. Serce znowu
zaczęło jej łomotać tak jak poprzednio; dwa lata temu. Przymknęła powieki, a w
głowie usłyszała i zobaczyła ten sam wybuch domu rodziny Jamesa, za czasów, gdy
był dzieckiem. Kiedy spadała ze schodów, w szpitalu głos Jamesa i Seleny.
Wiedziała na pewno, że z wielką rozkoszą zabije ich oboje, mszcząc się za
przeszłość na Jamesie.
Idąc wzdłuż korytarzu, zauważyła numer Sali, o której wspominała Julie,
ujrzała pielęgniarkę wychodzącą z niej. Kobieta skinęła głową, witając się po
rosyjsku, lecz Maggie nic nie zrozumiała. Wchodząc do środka, jeszcze szybciej
zaczęło bić jej serce. Usiadła na krześle, przy łóżku Justina, który wzrok miał
wbite w okno, jakby w ogóle nie miał ochoty się z nią widzieć. Dziewczyna
założyła nogę na nogę i ręce na piersi.
– Dziwisz się dlaczego nie chcę byś była sama?
Dziwisz się dlaczego jestem nerwowy? – zaczął Justin, po chwili odwracając głowę w
jej stronę. Ich spojrzenia były różne. Jej był tajemniczy, a jego jakby miał
wielki żal do niej. – L.A Reid jest w to zamieszany, jestem na sto
procent pewien tego co się dzieje. Pewnie już nie żyje, skoro James nasłał na
mnie snajperkę.
Maggie przełknęła głośno ślinę.
– Nie dziwię się, ale mam świadomość tego co
się dzieje. Nie potrzebuje twojej ciągłej opieki nade mną –
powiedziała stanowczo. Ostatnio oboje czuli do siebie większą złość i
rozczarowanie niż wsparcie w jakiejkolwiek sprawie.
– James chce nas poróżnić, a ty chcesz być z
dala ode mnie.
– Nigdy nie byłam od nikogo zależna –
stwierdziła, unosząc brew. – Jak się czujesz?
– Jakbym miał nóż w nodze –
pobladł nagle i przełknął ślinę. Nawet gdy to robił, czuł ból. – A ty?
– Nijak. Martwię się o ciebie.
Maggie tak naprawdę czuła pewien niepokój. Od dłuższego czasu, czuła
jak coś ją ściga, śledzi... obserwuje każdy jej ruch, lecz Justin nie panikował
z powodu ojca jego żony, jednak nie zmieniało to faktu, że czuł jego obecność
wszędzie. Oboje byli niepewnie swoich uczuć.
Dziewczyna wstała, a szatyn spojrzał na nią dość zdziwiony.
– Gdzie idziesz? –
zapytał dość nerwowy.
– Pojadę z Lukiem do hotelu po twoje rzeczy.
Przy okazji po moje, bo pewnie już ktoś wie o tym gdzie mamy swoje rzeczy.
– Masz broń na wszelki wypadek? –
dopytał.
– Luke ma, czekaj na mnie.
I wyszła, nawet nie czekając na obawy Justina. Nie chciała go słuchać,
wolała zrobić wszystko po swojemu, bo to chodziło o jej rodzinę; Justin był
tylko ofiarą.
Na korytarzu stali Julie i Luke, oparci o wyblakłą ścianę. Odwrócili
głowy w jej stronę, po czym podeszli.
– I co? – zapytala.
– Nijak, idź do niego, ktoś musi z nim
pogadać. Ja z Lukiem pojedziemy po nasze rzeczy, przy okazji wymeldujemy się z
hotelu – rzuciła stanowczo w ich stronę, patrząc na Luke’a. Kiwnął tylko głową.
Julie skrzywiła się, ale nic nie powiedziała, gdyż nic ją nie powstrzyma.
Wraz z Lukiem popędzili w stronę parkingu, aż znaleźli swój samochód,
wsiedli do niego, po czym odpalili. Nie było zbyt wiele czasu, robiło się coraz
ciemniej.
Luke instynktownie wyjął broń, którą miał pod tylnym siedzeniem. Podał
dziewczynie, która schowała za plecy. Spojrzeli na siebie ostatni raz i po
chwili odjechali.
Po drodze, Maggie przypomniała sobie co mówiła jej Julie podczas
ćwiczeń. Dziękowała jej za to, ale Julie spodziewała się wiele strasznych
rzeczy, które mogą spotkać ich czwórkę. Kiedy dotarli, było już na tyle ciemno,
by ciężko dostrzec swój czubek nosa. Maggie weszła do środka, a Luke stanął na
czatach, w holu. Boy hotelowy podał kluczyk do pokoju dziewczynie, weszła na
górę i było cicho. Groźnie cicho. Jednak dwoje mężczyzn stali przy jednym z
ostatnim pokoi na tym piętrze i rozmawiali. Kątem oka, jeden spojrzał na
blondynkę. Był to łysy, wysoki facet, o tygrysim spojrzeniu jak przy polowaniu.
Kojarzyła go skądś. Stanęła przy drzwiach, chcąc je otworzyć, jednak gwałtownie
została uderzona czołem o nie. Została złapana za włosy, jednak obcasem,
uderzyła go po wewnętrznej stronie uda, tuż przy kroczu. Puścił ją, ale po
chwili wyciągnął broń. Maggie nie czekała i także wyciągnęła. Schowała się za
framugą do wejścia. Gangsterzy podeszli, gdy ona wyskoczyła i jednego z nich
zastrzeliła.
Ręce jej drżały, po raz drugi, ale po raz pierwszy wdała się w „bójkę”,
więc była zdziwiona swoją celnością.
Łysy mężczyzna podszedł do niej bez skrupułów i złapał ją za
nadgarstki, kiedy Maggie chciała go kopnąć w krocze. Uścisk był bardzo mocny i
zbyt bolesny. Odwrócił ją, plącząc jej ramiona na piersi i mocno ścisnął.
– Zgnijesz tutaj, suko – jego
akcent był rosyjski, aż krzywdził język angielski.
W holu panowała cisza, a Luke czuł zaniepokojenie. Zauważył dwóch
facetów stojących przy recepcji. Wiedział kim są. Odwrócił się i czekał na
windę. Oboje zaczęli podchodzić w stronę Luke’a. Kiedy winda się otworzyła,
wszedł do niej, ale w mgnieniu oka weszli do niej obaj inni. Spojrzeli tylko na
siebie. Jeden wyciągnął nóż. Gdy miał zaatakować, Luke szybko złapał jego
kolegę i popchnął w stronę drugiego. Nóż wbił mu się głęboko, opadł na ziemię i
zaczął krwawić.
Maggie opadła na ziemię z wielkim hukiem. Wiedziała skąd go zna. Był z
Seleną pod klubem. Broń upadła obok, ale nie zdążyła złapać, iż nadepnął jej na
dłoń. Krzyknęła z bólu. Zachichotał zadowolony. Wycelował lufą w jej stronę.
– Selena będzie szczęśliwa widząc cię martwą.
– Nie byłabym tego taka pewna –
syknęła i złapała jego podeszwę, odmachnęła do tyłu i kopnęła. Mężczyzna
strzelił, trafiając ją w ramię. Krzyknęła, ale mimo bólu chwyciła za broń.
Luke uderzył pięścią w nos w gangstera, gdy ten chciał wbić mu
zakrwawiony nóż w jego stronę, odsunął się, rzucając na ścianę. Wymachiwał
nożem na wszystkie strony, Luke miał refleks i unikał uderzenia. Złapał go za
nogę, po czym napastnik opadł na ziemię. Wyjął drugą broń zza pleców i strzelił
w głowę mężczyzny. Winda się otworzyła i ujrzał swoją kuzynkę na ziemi, gdy
łysol cieszył się z jej cierpienia. Nie zauważył go, więc po prostu strzelił w
klatkę piersiową. Drugi raz strzelił w głowę. Upadł na ziemię, leżąc następnie
w wielkiej kałuży krwi.
Brunet podbiegł do kuzynki, która złapała się za krwawiące ramię.
– Wszystko w porządku? –
zapytał, pomagając wstać. Chwycił broń z podłogi i spojrzeli oboje na dwóch
leżących na korytarzu i dwóch leżących w windzie. Maggie syknęła z bólu. – O mój
Boże, ty krwawisz.
Złapał za jej ramię, czując po chwili w palcach ciepłą krew.
– Uważaj, to naprawdę boli.
– Wiem. Chodź.
Przekręcił klucz w drzwiach, weszli do pokoju, Luke wyjął z pod łóżka
walizki i otworzył.
– Co z ciałami? – zapytała.
– Idę się ich właśnie pozbyć. Czekaj na mnie,
zaraz pomogę ci z tą raną. Ściągnij płaszcz – powiedział stanowczo.
Maggie po raz pierwszy zaznała inny ból. To był okropny ból, gorszy niż
wszystkie, które do tej pory zaznała. Wstała do łazienki, szukając apteczki.
Był w niej bandaż i woda utleniona, ale nie była pewna, czy tak to powinno
wyglądać. Przemyła ranę, czując po chwili pieczenie w danym miejscu. Zauważyła
metalową rzecz tuż pod skórą, którą wyjęła rozszerzając ranę. Wzięła między
palce zakrwawiony pocisk. Odłożyła przy umywalce, po czym wzięła w zęby
początek bandaża, a resztę sobie zawinęła wokół ramienia. Wzięła dwa spinacze i
przyczepiła. Wtedy wszedł Luke, uśmiechając się lekko.
– Ciał już nie ma, teraz lepiej się pakujmy.
Widział jej dzieło na ramieniu. Był pod wrażeniem. Wiedział też, że
teraz musi ją trochę odciążyć. Wyjął z szuflady wszystkie rzeczy, Maggie
wszystkie kosmetyki. Spakowali wszystko w dwie walizki, następnie wychodząc i
zamykając pokój na klucz. Dziewczyna nadal była w szoku.
– Dzięki, że mi pomogłeś. Tak to leżałabym już
martwa.
– Nie ma sprawy, ale Julie przewidywała to.
Jest strasznie uprzedzona. – Zaśmiał się. Maggie skrzywiła lekko usta. – W
sensie, że domyśla się pewnych rzeczy. Zna się na ludziach. Nie jest jakąś tam
wiedźmą, nie?
Ponownie się zaśmiał, a Maggie mu wtórowała, choć dość niepewnie. Będąc
w recepcji, oddali klucz, a Luke podziękował. Miał świetny rosyjski akcent.
Maggie syknęła z bólu, gdy wsiadała do samochodu, na twarzy była blada,
a księżyc rozświetlał jej twarz. Wiedziała, że Justin będzie zły, wiedziała, że
pewnie bardzo się martwi.
Tej samej i chłodnej nocy, w tym samym hotelu pojawiło się więcej
ludzi, których spotkali Maggie i Luke. Byli oni bardziej uzbrojeni niż ci,
którzy ich napadli. Stali jednak przed hotelem, obserwując okolicę. Dwa
samochody stały na podjeździe, a z jednego wyszedł wysoki brunet. Był ubrany w
czarny jak smoła garnitur z bronią w ręku, którą następnie schował w
wewnętrznej kieszeni. Jeden z ludzi podał mu kopertę, po czym brunet wszedł do
lobby hotelu.
W pokoju hotelowym, w którym się znalazł panowała cisza. Ściany były
ciemnoczerwone, w kącie znajdował się komin, a na nim dziewiętnastowieczny
zegar. Na środku pokoju znajdowały się dwa skórzane fotele koloru nudle, między
nimi ciemny drewniany stolik na kawę, a na nim wełniana, ręcznie szyta serwetka
obok porcelanowej filiżanki z kawą.
Na jednym z foteli siedziała również brunetka, patrząc na wysokiego
mężczyznę, jakby oczekiwała na niego. I rzeczywiście tak było.
– Mark, miło, że wpadłeś –
powiedziała, uśmiechając się delikatnie. Spojrzał na nią. –
Usiądź.
Podszedł do niej, po czym zajął miejsce obok.
– Myślałem, że zastanę tu Jamesa zamiast
ciebie – odparł, krzywiąc lekko usta.
– James się spóźni, nie mówił ci? Ma pewne
sprawy do załatwienia jeżeli chodzi o robotę papierkową –
zachichotała pod nosem. Rzuciła włosami na bok, poprawiając swoje długie nogi. – Masz
zdjęcia?
Przysunął kopertę w jej stronę, biorąc filiżankę kawy, następnie popił.
Obserwował ją z wyraźnym zaciekawieniem. Gdy wyjęła z koperty zdjęcia, po jej
minie wiedział, że zrobił to co trzeba.
– No, no... widzę, że córeczka Jamesa nie jest
sama.
Na zdjęciach widniała postać Maggie i Luke’a, wychodzących z hotelu
dzisiejszego ranka. Justina przed lotniskiem w Moskwie, który leżał w kałuży
krwi. Jednak i ona poczuła ucisk w klatce piersiowej. Odchrząknęła i zwróciła
się ku brunetowi.
– Masz jakieś informacje, prócz dzisiejszych
wydarzeń?
– A owszem mam. Panna Blue i jej niesforny
kuzyn, zostawili niespodziankę dla ciebie i Jamesa o ile to cię zainteresuje,
Seleno...
Po chwili dwaj nieznani uzbrojonych ludzi, rzuciło czterema workami na
dywan. Selena spojrzała na niego spod byka, chcąc już wyciągnąć pistolet.
– To nie będzie konieczne. Trzeba było dać im
szansę iść po walizki, może trzeba było spalić dom Osbourne’ów. Byliście zbyt
przewidywalni dla tej geniuszki Julietty – zaśmiał się brunet, popijając kolejnym
łykiem kawy. – A teraz ja zadam ci pytanie: Gdzie jest
Emily?
– Oczywiście, że ze swoim dziadkiem. Ja bym
prędzej ją zabiła, za bardzo mi przypomina Justina i Maggie –
powiedziała opryskliwie.
– Mała ma świetny kontakt z ojcem twojego syna – dodał.
Wiedział, że bardzo zirytuje tym Selenę. Liczył na to. Gwałtownie wyjęła broń,
a lufa prawie dotykała jego czoła.
– Po co te nerwy? Po co wyciągnęłaś broń,
kochana? – w drzwiach pojawiła się postać wysokiego, siwiejącego mężczyzny.
Oboje spojrzeli na niego. Selena w oczach miała łzy, a Mark patrzył
tajemniczo na jego twarz. James spojrzał na cztery worki, domyślając się, że są
to ciała jego byłych ludzi. Machnął tylko ręką.
– Spalić ciała. Nie ma po co ich jeszcze tutaj
trzymać. Zaraz będzie cuchnąć trupami – odparł ostrym tonem. Ludzie Jamesa wzięli
ciała, wychodząc z pokoju, po czym zamknęli drzwi. Została cała ich trójka.
James podszedł do kominka, rozpalając ogień. – Och, Seleno... gdybyś
była jednak milsza dla naszego gościa, może nie bawiłby się twoimi uczuciami do
Edmunda, prawda?
– Twoja córka zabiła twoich ludzi, James. Czas
chyba przestać się bawić w kotka i myszkę – stwierdziła, podając mu zdjęcia. – Chciałabym
spojrzeć jej w oczy i powiedzieć co o niej myślę.
– Twoja nienawiść do mojej córki jest taka
sama, co moja do Bieber’a.
– Chyba nawet gorsza –
syknęła przez zaciśnięte zęby. – Gdzie twoja wnuczka?
– Pod opieką niani. Nie lubi jej, śmieję się
czasem, bo Emily patrzy na nią jakby chciała ją pożreć –
zachichotał, po czym odłożył obok zegara zdjęcia.
Mark patrzył przed siebie, pijąc kawę, a gdy w końcu dopił ją, odłożył
na stolik i wytarł kąciki ust serwetką.
– Ach, zapomniałbym o tobie, Mark! –
uśmiechnął się sztucznie. – Jak miewa się moja córka?
Selena skrzywiła usta, mając nadal zaciśnięte zęby.
– Najwidoczniej nienajlepiej. Młoda matka,
która obwinia się o zgubę siedmiomiesięcznego dziecka, nie może czuć się dobrze
– stwierdził. – Ale macie konkurencję. Justin nie podpisał
kontraktu, wpadł w pułapkę. Ktoś go postrzelił.
– Dziękuję, że mi powiedziałeś, bo chciałem
cię właśnie o to spytać, dlaczego ten idiota leżał na ziemi w kałuży krwi, ale
wiesz? Sądzę, że mój zięć ma mnóstwo wrogów, którzy chcą się go pozbyć, więc
winszuje temu kto to zrobił – uśmiechnął się. Mark nie był pewien, czy się
uśmiechnąć, nie odwzajemnił gestu.
– Dlaczego po prostu ich nie zabijecie? –
zapytał.
– To nie twoja sprawa, Thompson –
warknęła Selena. James gestem rozkazał się jej uciszyć.
– Moja córka ma dziewiętnaście lat, chciałbym
by dowiedziała się czegoś o swoim ciekawym ojcu. Chciałbym żeby coś zrozumiała
zanim znienawidzi mnie naprawdę – odparł szczerze.
– Skąd wiesz, że już tak nie jest? –
brunet uniósł brew.
James westchnął.
– Wolałbym się pobawić jej uczuciami.
Mówiąc to, Mark skinął głową, a potem wyszedł bez pożegnania. Wychodząc
z hotelu, uśmiechnął się tajemniczo, czekając na dobry moment, aż sprawa z
Emily ucichnie.
Rano, gdy słońce zawitało w Sali, w której leżał Justin, Maggie
przytulona do ramienia ukochanego, spała głęboko, lecz ból nadal był nie do
zniesienia. Od kiedy wróciła po nocnej przechadzce po hotelu, tylko pragnęła
się przytulić do szatyna i powiedzieć jak bardzo tęskni za ich wspólnym
dzieciństwie. Chciałaby wrócić do przeszłości bez cierpień i bez płaczu.
Tutaj było inaczej. Było
dobrze. Byłam szczęśliwa. Uśmiechnięta. Siedziałam na trawie i robiłam ze
stokrotek wianek, moje włosy mieniły się na słońcu, a obok siedziała osoba,
która była moim oczkiem w głowie. Patrzył się na mnie z szerokim uśmiechem.
Kiedy nałożyłam wianek na głowę, chwycił moją dłoń. Wstaliśmy oboje, po czym
krzyknął: „Berek!” Cała zabawa polegała na tym, że biegłam za nim, roześmiana.
Tam gdzie był on, tam byłam ja. W tym Wyjątkowym Miejscu, gdzie istniała tylko
nasza miłość.
Poczuła jak ktoś głaszcze ją po głowie. Niechętnie otworzyła oczy,
mruknęła coś pod nosem. Zauważyła lekko uśmiechniętą twarz Justina, który już
od dawna chciał dotknąć ją w sposób, jak robił to kiedyś.
Kiedy się wyprostowała, poczuła kłucie w karku. Syknęła lekko, lecz
Justin nie wiedział, że jest zraniona na ramieniu.
– Dzień dobry, kochanie –
ziewnęła i musnęła jego usta.
– Dzień dobry – mruknął i popatrzył na
jej twarz. – Jak się czujesz?
– Dobrze się czuję, dziękuję –
uśmiechnęła się – a ty?
– Nawet dobrze. Noga już prawie nie boli,
myślę, że rany prawie się już zagoiły – odparł. – Um... a jak w hotelu? Coś się działo?
Maggie westchnęła i dotknęła jego policzka, całując go ponownie.
Kiwnęła przecząco głową. Justinowi kamień spadł z serca, odetchnął z ulgą.
– Pójdę po coś do jedzenia, dobrze? –
Justin przytaknął głową, lecz ujrzał na dłoni Maggie plamy krwi. Zbladł i od
razu rozkazał jej się zatrzymać. Odwróciła się.
– Co to za krew na twoich dłoniach? –
syknął w jej stronę. Maggie spojrzała na swoje dłonie. Zapomniała wymyć
dokładnie krew z rąk. Wiedziała, że będzie musiała się wytłumaczyć ze wszystkiego.
Nie odpowiedziała jednak. – Dlaczego mnie okłamałaś?
– Bo nie chcę byś się zamartwiał tym. To nic,
jest już wszystko w porządku. Luke był ze mną – próbowała go uspokoić.
– I co z tego?! Gdyby nie on, ciebie już by
tutaj ze mną nie było! Wiedziałem! Podejrzewałem, że jeżeli mnie zaatakowali
musieli uwziąć się również na ciebie! – krzyknął. Serce biło mu szybciej niż
powinno. Łzy cisnęły mu się do oczu, jednak nie zaczął płakać. –
Musisz być tutaj, ze mną. Jeżeli będziemy się trzymać razem, będzie dobrze...
Nagle rozległ się dźwięk telefonu Justina. Maggie podała mu telefon, po
czym wyszła, chcąc iść po śniadanie. Jej także łzy cisnęły się do oczu. Otarła
oczy, a gdy wyszła, zauważyła, że Julie śpi na dwóch krzesłach, okryta cienkim,
wełnianym kocem. Maggie podeszła do niej, szturchnęła ją w ramię, gdy ta
gwałtownie spadła z krzeseł na podłogę. Maggie cicho się zaśmiała.
– Czy coś się stało tak ważnego, że musiałaś
mnie budzić? – zapytała sarkastycznie, po czym ziewnęła.
– Dlaczego spałaś tutaj, a nie wróciłaś razem
z Lukiem do domu? – odpowiedziała pytaniem.
– Ktoś musi w końcu pilnować domu. Co by było
gdyby przyszła jakaś banda dewiantów i chciała spalić jego cenny złom? –
uniosła brew i rozciągnęła się. – Justin się obudził?
– Tak, obudził, teraz rozmawia przez telefon –
westchnęła, zakładając ręce na piersi.
– Aha – po raz kolejny ziewnęła. – Mam
do ciebie prośbę. Pojechałabyś ze mną do starej biblioteki? Nie mam ostatnio co
czytać.
Maggie poczuła się zmieszana.
– W takich chwilach chce ci się iść do
biblioteki?
– Zaufaj mi, znajdziemy tam coś naprawdę ciekawego.
Tam są świetne książki – powiedziała z aprobatą Julie.
Weszły obie do Sali, a Justin właśnie siedział i jadł śniadanie, które
przyniosła mu pielęgniarka. Kiedy ujrzał Maggie, krew w żyłach stała się gęstsza.
Żyła na jego szyi była bardzo widoczna i popatrzył na nią jak na skazańca.
– Kto dzwonił? – zapytała, siadając
przy łóżku.
– Scooter. Powiedział, że jakiś koleś z banku
ma przyjść, bo ostatnie miliony mają wpłynąć na nasze konto –
wzruszył ramionami.
– W porządku. Ja jadę z Meg do biblioteki, a
ty masz cały zajęty dzień, bo rehabilitacje i te sprawy –
powiedziała z entuzjazmem Julie, uśmiechając się do szatyna. Spojrzał na nie
spode łba.
– Po jaką cholerę? –
prychnął, biorąc do buzi kawałek tosta z miodem. Maggie wzruszyła ramionami,
naśladując swojego ukochanego. Justin już nic nie powiedział, tylko zajął się
jedzeniem.
Wyjątkowo jechały taksówką do najstarszej biblioteki w Moskwie. Maggie
nadal myślała, że po książkę dla Julie. Gdy wysiadły, ujrzały niewielki,
kamienny budynek, od zewnątrz wyglądał całkiem jak nowy, ale od zewnątrz już
trochę inaczej. Jak za czasów Carycy Katarzyny, co bardzo podobało się
blondynce. Julie rozmawiała z bibliotekarką po rosyjsku, dlatego Maggie nie
miała pojęcia o czym rozmawiają. Przeglądała książki filozoficzne, oraz
romanse. Pałętała się między szeregami bez celu.
– Hej, Julie, znalazłam ciekawą książkę! –
krzyknęła. Szybko została skarcona przez drugą bibliotekarkę, która kazała jej
być ciszej. Wzięła książkę i popędziła szukać kuzynki. Nigdzie jej nie
znalazła, zaś starsza pracownica biblioteki poprowadziła ją w dół schodów. Szły
chwilę, a potem zamknęła drzwi. Julie znajdowała się przy stosie wycinków z
gazet. Było chłodno, a Maggie od razu dostała gęsiej skórki. Była w szoku.
W tym świetle włosy Julie wydawały się ognistorude.
– 1940, 1954, 1875... –
mruczała pod nosem daty starych gazet. Raptownie zauważyła, że obok stoi
blondynka. – Och, a więc jak widzisz i się zastanawiasz,
po co tu jesteśmy.
– Jak ty dobrze wiesz, o co mi chodzi –
wywróciła oczami.
– Szukam gazety, kiedy wydarzyła się ta
katastrofa. Wcześniej o tym nie pomyślałam, sądziłam, że mama będzie pamiętać,
ale po śmierci nie miałam okazji jej zapytać. Potrzebujemy adres, Justin
powinien tu być, ale z racji, że oboje kompletnie nie znacie języka,
postanowiłam jechać z tobą – powiedziała, nadal szukając odpowiedniej
daty.
– Nie rozumiem po co...
– Gdybym była twoim ojcem, który nigdy nie
mówił o swojej przeszłości i miałabym dzieci, chciałabym żeby wiedziały o
przeszłym życiu swojego taty. Czy to nie jest logiczne? Czas byś w końcu
poznała prawdy o Jamesie, Meg...
„Kto kontroluje przeszłość, ten
ma władzę nad przyszłością.” – George Orwell
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz