Komplikacje
„Harry,
rzecz nie jest w tym, jaki jesteś, lecz w tym, jaki nie jesteś.” – Harry Potter i Zakon
Feniksa
Maggie siedziała wryta i patrzyła na list, a
potem na swoją niedopitą kawę. Justin uważnie ją obserwował, aż w końcu
zniecierpliwiony zabrał jej tajemniczy list. Zmarszczył czoło i ściągnął brwi,
po czym burknął:
– Co to za jakaś Julie Osbourne? Znasz ją?
Blondynka popiła tylko kawę do końca i
spakowała wszystkie rzeczy, a potem nagle wstała. Justina zastanawiało jedynie
kim była tajemnicza kobieta, która wiedziała kogo szukają i kim jest ojciec
jego żony. Spojrzała na męża nietypowym spojrzeniem, on wstał zaniepokojony.
Mina Maggie była tak mało mówiąca, że Justin
nawet nic dalej nie mówił. Tylko pytania cisnęły mu się do ust. Wracając do
samochodu, zadzwonił telefon od Johanne. Ręce dziewczyny stały się momentalnie
lodowate, drżały ze strachu przed tym, aż powie własnej matce, że jej wnuczka
zaginęła pod nieobecność Maggie.
– Mamo? Jesteś nadal w Kanadzie? – zapytała
drżącym głosem.
– Słyszałyśmy z Pattie od Scootera, jak
zachował się Justin podczas rozmowy o nowy kontrakt. Wiesz coś o nim? Martwię
się o was. Nie słyszałam twojego głosu od tygodnia.
– Mówiłam ci już, że za dużo się martwisz? –
prychnęła ledwo przekonującym tonem blondynka, wsiadając do auta. Justin
odpalił samochód, a ryk samochodu był dla jego uszu chwilowym ukojeniem. – Nie
masz o co. Jest okej, a co do kontraktu to porozmawiam z Justinem. Nie jest
typem, który łatwo odpuszcza. Myślę, że zmieni zdanie.
– Jak Emily? – zapytała troskliwie Johanne.
Od razu, gdy usłyszała imię córki, dreszcze
przeszły przez czubek głowy, aż po kostki. To bolało. Przełknęła głośno ślinę i
z trudem wycedziła:
– W porządku. Tak... jest wszystko w porządku.
Chciała się w tym momencie rozpłakać jak mała
dziewczynka. Tęsknota za córką była niezwykle ogromna, aż mogła z tej tęsknoty
umrzeć. Okłamując własną mamę, chciała spróbować i siebie okłamać, lecz
rzeczywistość jest inna.
Emily w ciągu siedmiu miesięcy, stała się
oczkiem w głowie Maggie. Spędzały ze sobą jak najwięcej czasu. Pamiętała każdy
dzień spędzony z nią i Harrym, gdy Justina nie było obok. To trochę ją bolało,
ale rozumiała jego pracę, ale widząc jego twarz po siedmiu miesiącach rozłąki,
zauważyła zmęczenie. Chciałaby móc odpocząć na Wyspach Dziewiczych całą trójką
bez zmartwień i trosk. Chciałaby móc poopalać się na złocistej i piaszczystej
plaży, patrząc również jak Justin uczy Emily pływać. Pragnęła zobaczyć
jak dziewczynka dorasta na jej oczach.
Rozłączyła się, a szatyn uniósł rękę i
spojrzał raz jeszcze na list. Popatrzył na nią pytająco, a ona wzięła głęboki
wdech. Nic więcej nie powiedzieli, bo cóż mieli do powiedzenia. Tylko szepnęła:
– Prosto do Petersburga.
Wyglądałoby to tak, jakby Justin był jej
szoferem, lecz chcieliby w końcu odzyskać córkę. Nie wiedzieli za co James tak
ich karze. Tutaj wracali do punktu wyjścia.
Podróż była uciążliwa. Myśl, że byli o krok do
córki była jak męka, iż nie mogą ujrzeć jej prześlicznej twarzyczki, o krwawym
kolorze oczu. Maggie nawet nie może sobie przypomnieć ostatni uśmiech Emily.
Była nadzwyczajna. To budziło w niej duże zainteresowanie.
Byli już w Petersburgu. Miasto było miastem
zwyczajnym. Dużym i zawierało długą historię. Przejeżdżając przez budynki,
różne kościoły, czy parki, Justin zastanawiał się, czy nie zatrzymać się gdzieś
i szukać w okolicy. Patrzył co chwilę na blondynkę, która siedziała nieruchomo,
a jej wzrok stanął w jednym punkcie.
W końcu się zatrzymał. Stanął na parkingu pod
starym drzewem. Znajdowali się niedaleko mostu, a wzdłuż płynęła rzeka Newa.
Maggie nadal siedziała cicho i przypominała sobie z trudem wszystkie wizje.
Jednak nadal miała ten sen ze szpitala, gdy widziała Emily i palącą się wioskę.
To ją niszczyło. Zakrwawione dłonie, policzki i krwawiące oczy. Widok był
przerażający i ściskało ją w żołądku.
Justin zmartwiony złapał ją za podbródek i
sprawił, by na niego spojrzała. Kiedy uniosła wzrok, ujrzał w nich błysk, a
oczy stały niemal złote, jednak szklane. Musnął delikatnie jej malinowe wargi.
Chciałby poczuć taką samą magię jak kiedyś ją całował. Teraz było trochę
inaczej i to go martwiło. To już nie to samo co kiedyś. Wszystko przeminęło.
Popatrzyli na siebie, ale z oczu Maggie nic nie wyczytał. Jakby była na moment
zamkniętą księgą i w ogóle nie mógł poznać jej treści. Ona odwróciła głowę i
spojrzała na błękitne niebo, po czym zamknęła oczy. Zacisnęła powieki.
Stałam w
miejscu, patrząc na palący się dom. Płomienie były coraz bliżej mnie, ale
dzieliła nas jedynie rzeka. W momencie, gdy chciałam odejść, ujrzałam dziecko
dryfujące na wodzie.
Otworzyła oczy. Spojrzała na Justina, który
myślał, że zaraz mu powie gdzie jest ich córka. Nic nie powiedziała, tylko
opadła na oparcie siedzenia i wzięła głęboki oddech. Szatyn wyszedł z
samochodu, mówiąc, że pójdzie po coś do picia. W taki upał należałoby coś
wypić.
Maggie poczuła palące uczucie na skórze, jakby
ten ogień, który widziała, palił się w niej i buchał na nowo i na nowo. Wzięła
kilka głębokich oddechów i ponownie zamknęła oczy.
Stałam w
płomieniach. Nie czułam nic prócz okropnego, paraliżującego bólu. Dusiłam się,
a przed oczami zbliżała się ciemność. Zamknęłam i ponownie otworzyłam oczy,
mając nadzieję, że się obudzę. Nie. Ujrzałam Emily jako mroczną zjawę.
Usłyszała głos Justina i omal co nie
wyskoczyła z samochodu. Krople potu miała na czole, pisnęła z przerażenia,
źrenice powiększyły się, a on trzymał w dłoni wodę.
– Przepraszam, kochanie. Nie chciałem Cię
wystraszyć. Ciężko Ci, rozumiem... chcesz odpocząć?
– Nic nie rozumiesz! Zostaw mnie! – wykrzyknęła głośnie,
że aż cały samochód się poruszył.
Justin siedział i nic nie mówił. Nie wiedział
co powiedzieć, ale na pewno to go zgnębiło. Nie miał jednak żalu do żony.
Maggie odkręciła korek w plastikowej butelce i
duszkiem wypiła trzy czwarte zawartości butelki. Wciąż ją jeszcze paliło w
środku, serce waliło boleśnie w pierś, a przed oczami miała postać córki z
zakrwawionymi rękami i siebie w płomieniach. To było naprawdę przerażające.
Żadna młoda matka, która przeżywa zaginięcie córki, nie chciałaby przeżywać
jeszcze gorszych od tego koszmarów i przedziwnych wizji.
Kiedy Justin miał już odpalić silnik,
usłyszeli pukanie w szybę. Był to wysoki facet o kruczoczarnych włosach,
skromnym uśmiechu i teoretycznie wyglądał jak zwykły nastolatek. Obok niego
stał stary model motocyklu Harleya. Oboje zmarszczyli czoło.
– Hej, masz może ogień? – młody chłopak,
wyglądający na co najmniej dwadzieścia jeden lat, oparł się łokciami o obniżoną
szybę. Justin okazał zirytowanie.
– Nie, nie palę, ani żona również, więc możesz
spadać – odparł zgorzkniale
Justin.
– Nie o taki ogień mi chodziło – chłopak z kieszeni
wyciągnął zapalniczkę i odpalił, aż pojawił się płomień. – Cóż, jednak ogień
jest bardzo nieprzewidywalny, bo nie wiadomo kiedy – ogień zgasł – zgaśnie, lub – i ponownie zapalił – buchnie swoim
wdziękiem i zabije wszystko na swojej drodze.
Chłopak dokładnie przyjrzał się blondynce,
która patrzyła na zapalniczkę.
– Słuchaj, jak masz zamiar się bawić ogniem, to
nie za blisko ludzi, bo sam doprowadzisz zwykłą zapalniczką do tragedii – powiedział znudzonym
głosem szatyn i zasuwał już szybę, gdy Maggie wysiadła z samochodu. Obeszła
samochód, stojąc naprzeciw chłopaka. Był o głowę wyższy od niej.
Skrzyżowała dłonie na piersi, a Justin
raptownie wysiadł z samochodu.
– Kim jesteś? – zapytała.
– Może lepiej nie tutaj, córko Benetich’iego – powiedział brunet.
Ujrzała dopiero teraz jego piwne oczy. Brzmiał jak normalny Kanadyjczyk.
Wiedziała skąd te słowa.
Wsiadł na motor i odpalił silnik. Wydostał się
głośny ryk, tak ogłuszający, że nawet nie słyszeli własnych myśli. Justin
jednak był zdezorientowany i ponownie wsiadł na miejsce kierowcy. Chłopak
odjechał, lecz kiedy blondynka zapinała pasy, Justin przyłożył rękę na jej
nadgarstek.
– Jesteś pewna, aby za nim jechać? – spojrzał lekko
zmartwiony.
– Masz inny pomysł? – wzruszyła ramionami. – Innego wyjścia nie
mamy.
Szybko odpalił silnik i jak najprędzej
odjechali za starym Harleyem. Droga dłużyła im się z sekundy na sekundę, lecz
zrobią wszystko, by dotrzeć do córki i Jamesa.
Justin nadal myślał, że to może być niebezpieczna
podróż. Być może to pułapka, ale Maggie miała rację. Innego wyjścia nie mieli.
Dojechali do małego, oddalonego od wsi domku.
Była tam też farma. Były konie, świnie, krowy. Domek miał dziury w ścianach i w
dachu nawet. Zaparkowali obok zardzewiałej bramy. Wysiedli i wyczuli wiejski
zapach i dźwięki, które wydawały zwierzęta. Chłopak oparł o płot Harleya i
wszedł do środka. Za nimi byli młodzi małżonkowie, którzy rozglądali się wokół.
Trawa była skoszona, chryzantemy pięknie rosły w doniczkach przed domem. Kiedy
weszli do domu, młody chłopak parzył już herbatę dla gości.
Maggie rozglądała się wokół, patrząc na stare
zdjęcia małego chłopca i dziewczynki przy koniach, królikach i motorach. Nawet
z rodzicami. Wygląd nie był zbyt zadbany. Jak od zewnątrz tak i od wewnątrz
znajdowały się dziury w ścianach.
– Sam tu mieszkasz? – zapytała.
– Nie, z siostrą. Dzisiaj to ona poszła do
pracy. Ja zostałem w domu. Raz ona idzie, raz ja. Tak żyjemy – odpowiedział brunet.
Justin był zniecierpliwiony i w końcu nerwowo
zapytał:
– Kim jesteś?
– Mam na imię Luke. Wiem po jakie licho
jesteście w Petersburgu. Nie bez powodu, bo na pewno nie na rocznicę waszego
ślubu, nieprawdaż? – chłopak postawił dwie
gorące herbaty na stół. Oboje spojrzeli na niego wyczekująco.
– Skąd wiesz? – dopytał Bieber. Luke oparł się pięściami o
stół, patrząc na nich obojga. Dostrzegł podobiznę.
– Wow, jesteście do siebie niezwykle podobni.
Jak na pierwszy rzut oka, można było stwierdzić, że jesteście rodzeństwem, a
nie małżeństwem.
– Odpowiedz! – warknął zniecierpliwiony szatyn. Maggie
podeszła bliżej zaciekawiona jego osobą.
– Niech córka Benetich’iego zadaje pytania.
Mieszkać piętnaście lat z facetem, do którego mówiło się „tato”, a nie znać
jego przeszłości. To musiało być dołujące – zaśmiał się.
Justin chciał podejść, przygotowując się już
do uderzenia Luke’a w twarz. Maggie zainterweniowała.
– Justin przestań! – skarciła go.
Spojrzała na bruneta i przyjrzała mu się. – James nigdy nie traktował mnie jak własną
córkę, ja nie traktowałam go jak własnego ojca... Skąd wiesz?
Podeszła jeszcze bliżej.
– Jesteśmy rodziną, droga Margarito – Luke wiedział jak
zezłościć Maggie. Cała poczerwieniała na twarzy, ale jednocześnie osłupiała. – Przykro mi, ale tak
się naprawdę nazywasz. To znaczy... twoje rosyjskie pochodzenie tak o tobie
mówi. Wiem, że tego nie lubisz, Julie, twoja kuzynka mi o tym powiedziała.
Widzieliśmy twoje dokumenty ze szkoły, gdzie mieszkasz, wiedzieliśmy, że
będziesz musiała się dowiedzieć prawdy o swoim ojcu. Twój ojciec miał
sfałszowane dokumenty, dlatego nikt nic nie mówił. Ja i moja siostra jesteśmy
tutaj, by wam pomóc, a szczególnie tobie, kuzynko.
Justin spojrzał na Maggie, która patrzyła z
szokiem na swojego dalekiego kuzyna. Odwrócił się plecami, wziął głęboki oddech
i wyjrzał przez okno. Ciśnienie w domu zwiększyło się.
– Kim dla ciebie jest James? – wykrztusiła.
– Wujkiem. Jest kuzynem mojej mamy, która od pięciu
lat nie żyje. Mój ojciec zginął w wypadku dwa lata wcześniej, więc od pewnego
czasu ja i Julie działamy na własną rękę – odpowiedział. – Rozumiem wasz szok, ale najwidoczniej kiedyś
musiałaś się dowiedzieć.
Justin odwrócił się ponownie i popatrzył na
Maggie. Cała pobladła, jakby miała zaraz zemdleć. Szybko dotknął jej
nadgarstka, przykładając kciuk do tętna. Biło jak szalone. Kazał jej wypić
herbatę i się uspokoić, ale ona stała nieruchomo i tylko kręciła głową.
– Wiesz gdzie jest James? – zapytał szatyn.
– Tego nadal nie możemy ustalić. Wiemy, że
Emily jest z nim, raz widziałem Selenę w Moskwie, ale trop się urwał. Słyszałem
kawałek jej rozmowę telefoniczną. Krzyczała i była wściekła, jechała na wschód,
ale kiedy jechałem za nią, zniknęła bez śladu. Julie nadal węszy, ale
najbardziej jej zależało, by poznać Margaritę.
– Jak długo nas śledzicie? – dopytał.
– Od waszego ślubu. To znaczy, Julie widziała w
gazecie wasze zdjęcie. Staraliśmy się zebrać jak najwięcej informacji o was – odpowiedział Luke i wyprostował
się. – Cóż, więcej pytań to
do Julie. Powinna być za...
– Wróciłam! Jakieś ferrari stoi przed domem
Luke, skąd u licha ono tutaj jest? – usłyszeli głos z korytarza. Niespodziewanie
wtargnęła do kuchni i stanęła momentalnie obok Justina. Zilustrowała go, potem
Luke’a. – Och...
Tylko tyle na dodatek zdołała dopowiedzieć.
Maggie stanęła po środku, naprzeciw szatynki, która miała prześliczny uśmiech.
Miała jasnoczerwone pasemka, co dodawało jej uroku. Była takiego samego wzrostu
co Maggie, lecz miała mniej tego, więcej tamtego. Spojrzały na siebie i stały w
milczeniu.
– Luke – zawołała.
– Tak, siostrzyczko? – podszedł bliżej niej.
– Oprowadź pana Bieber’a po swojej kolekcji
złomu, mam nadzieję, że polubi zardzewiały metal i smród paliwa.
– Nie zostawię jej. – Justin najwyraźniej
nie miał ochoty nigdzie iść.
– Dam sobie radę, idź – mruknęła blondynka,
patrząc na niego z trudem. Podszedł do niej i pocałował w czoło. Wyszedł z
Lukiem bez żadnych zbędnych słów i zamknął za sobą drzwi.
– Szybka jesteś... i bystra oczywiście.
Maggie nadal milczała.
– Już wam Luke opowiedział całą historię,
prawda?
– Wiesz więcej o tej katastrofie. Opowiedz mi. – W końcu wykrztusiła.
To jest to czego pragnie się dowiedzieć.
Julie skrzywiła usta.
– Opowiadała to moja mama, gdy miałam
czternaście lat. Znalazłam jakąś notkę w Internecie o miejscowej katastrofie, a
z racji tego, że moja mama słynęła z opowieści, chciałam by i mi opowiedziała.
Mówiła, że jak miała osiem lat, wracała od domu Benetich, będąc u nich na
ciastkach jak co sobotę. Gdy niespodziewanie zatrzęsła się pod jej nogami
ziemia, a dom wyleciał w powietrze. Stanął w ogniu i wątpliwe było to, by ktoś
z domowników przeżył. Do teraz jest plotka, że owy chłopiec zginął, czy jednak
grasuje wśród żywych. To był twój ojciec. Miałam kontakt z babcią Gabrielą,
która wiedziała o wszystkim. Zawsze była bardzo interesującą kobietą i jakby
znikąd wiedziała wszystko. Tak dotarłam do Ciebie, Margarito.
– Jestem Maggie – powiedziała ostro. Całe jej ciało drżało,
słysząc więcej i więcej. Chciałaby móc teraz być w domu z Emily i Justinem, w
ogóle nie znając własnego ojca. Albo żeby go w ogóle nie było.
– W porządku. Wiem, że tego nie lubisz – zaśmiała się cicho. – Lepiej zostań z
Justinem tutaj. Chciałabym was poznać lepiej.
Julie posłała jej delikatny i przyjazny
uśmiech, a Maggie z ostrożnością to odwzajemniła. Nie wiedziała co myśleć. Tak
naprawdę nie znała swojego ojca i to ją dobijało i łamało w środku.
Zanim słońce schowało się za horyzontem,
Maggie i Justin wrócili do pokoju hotelowego, jednak szatyn widział na jej
twarzy zamyślenie i lekkie zmartwienie. Sam był z lekka podenerwowany. W pokoju
panowało milczenie. Dziewczyna weszła pod długi i gorący prysznic, a Justinowi
zdawało się, że to trwa już kilka lat. Siedział na skrawku łóżka i trzymał w
ręku kartkę. Czekał na żonę niecierpliwie. Miał dosyć.
Maggie w końcu wyszła z łazienki. Nic nie
powiedziała, ani nawet nie spojrzała na niego. To go jeszcze bardziej wywróciło
z równowagi. Podszedł, rzucając na łóżko list i złapał ją za ramię i raptownie
odwrócił. Ujrzała na jego twarzy błysk złości, co ją wystraszyło.
– Mogę wiedzieć, co się dzieje? – zapytał ostro. Maggie
zmarszczyła czoło.
– Nic się nie dzieje, co miałoby się stać?
– Domyślam się, że jesteś w szoku, ponieważ dopiero
poznałaś swoich dalekich kuzynów, ale to nie znaczy, że masz mnie odtrącać.
Maggie te słowa wywróciły z równowagi.
– Co?! Że ja Cię odtrącam?! – pisnęła. – Słuchaj, doskonale
wiesz, że muszę odnaleźć Jamesa, by uratować Emily i zemścić się na tej
pieprzonej żmii, którą ty nazywałeś kiedyś dziewczyną!
Oczy Justina zapłonęły złością i cały pobladł
na twarzy.
– Znowu będziesz mi o niej przypominać? Mam
dosyć, że wszystko kręci się wokół Ciebie. Powinienem Cię zostawić w Polsce,
gdy nadarzyła się okazja! Już dawno zgasł ten ogień, który był sprzed siedmiu
miesięcy! – krzyknął.
Oczy blondynki były szklane po jego słowach.
Jakby miała zaraz się rozbeczeć jak małe dziecko i utopić się we własnych
łzach. To ją zabolało. Jakby pękło.
– Czy ty chcesz mi powiedzieć, że kochałeś mnie
tylko dla seksu?! Tylko po to, by zaciągnąć mnie do łóżka?! – zacisnęła zęby,
próbując powstrzymać łzy. –
A kiedy przyszło co do czego, wiedziałeś, że jestem w ciężkim stanie, a ty
zostawiłeś mnie pod pretekstem, że koncertujesz!
– Nie przekształcaj moich słów! To nieprawda! – zaprzeczył. Odsunęła
się od niego, podeszła do łóżka i wzięła do ręki list. Zanim jednak zdążyła
przeczytać jedno zdanie, Justin zaczął: – Kocham Cię, Maggie. Zawsze byłem z tobą,
zawsze będę.
– Nie dotykaj mnie! – krzyknęła i
gwałtownie odepchnęła go od siebie. Szybko przeczytała treść, co ją jeszcze
bardziej zdenerwowało. Była teraz tak zła, że mogłaby kogoś zabić bez żadnych
skrupułów. – No proszę, czyżby mój
cudowny mąż, znowu miał mnie zostawić
w trudnych chwilach?
Justin złapał się za głowę, wziął głęboki
oddech i porwał kawałek kartki na cztery części. Dziewczyna patrzyła na niego z
założonymi rękoma, zła, z mokrymi policzkami na twarzy. Łzy leciały jej, mimo
to, iż próbowała nie płakać, ale ciężko było opanować emocje.
– Załatwię tą sprawę szybko i wrócę do Ciebie.
Nie pozwolę, byś pałętała się sama po Rosji – rzucił.
– Nie potrzebuję twojej pomocy. Nie jestem małą
dziewczynką, nie znasz mnie! –
wykrzyknęła cała we łzach. –
Wracaj do Los Angeles, podpisz ten kurewski kontrakt i pójdź najlepiej do adwokata
i złóż papiery o rozwód, bo tak chyba będzie najlepiej dla nas obojga!
Justina umysł mówił mu, żeby uderzyć ją, by
wypluła te słowa, ale obiecał sobie, by nigdy przenigdy już więcej jej nie
uderzyć, tak jak tamtego dnia. Jednak szybko się pospieszyli ze ślubem. Byli
bardzo młodzi, oboje życie przed sobą. Teraz cierpieli.
Zacisnął zęby, oraz pięść, czując jak krew w
żyłach mu się zagęszcza.
– No dalej, uderz mnie! – krzyczała, podchodząc
bliżej. Maggie czuła, że postradała zmysły, serce waliło ją bardzo szybko i
mocno w pierś. Poczuła to uczucie nienawiści do niego. Tato, miałeś co do niego rację, pomyślała. Aż sama nie wierzyła w
to jak teraz myśli i czuje.
Zaczął do niej podchodzić z zaciśniętymi
zębami, a na ramionach, ujrzała przebijające się mięśnie przez koszule.
Najwidoczniej zamierzał ją zaraz zabić. Miał groźne spojrzenie. Poczuła za
plecami ścianę, wciąż płacząc i szykując się na cios. Justin bardzo boleśnie
chwycił jej twarz i zetknął ich usta, tak aby mógł całą siłę zrzucić na
pocałunku, zamiast używać przemocy na ukochanej. Jęczała z bólu, płakała. Czuł
słony smak jej warg, ale to go bardziej nakręciło, by uspokoić ją. Sam nie
wiedział co opętało jego myśli i uczucia. Przytulił ją do siebie.
– Nie będę Cię bił. Nie będę...
„Ból
powoduje zmiany, ale żaden ból nie zdoła zmienić faktów.” – Stephen King
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz