Zaproszenie
„Dom – to nie miejsce, gdzie mieszkasz,
ale miejsce, gdzie cię rozumieją.” – Christian
Morgenstern
Maggie nie wiedziała co powiedzieć. Przełknęła głośno ślinę, bo
wiedziała, że to co mówi Julie jest prawdą. Musiała wiedzieć i odnaleźć Emily.
Minęło trochę czasu, stosów było kilka i tylko jeden adres rodzinnego
domu jej ojca. To był koszmar, który musiała przeżyć. Kosztowało ją to dużo
wysiłku, gdyż musiała wrócić do wspomnień. Szczególnie do tych z Justinem.
Justin i Emily byli oczkiem w jej głowie, nie mogła odpuścić. Musiała się
poświęcić dla nich.
W końcu Julie znalazła adres, następnego dnia po katastrofie. Wyrwała
ten kawałek gazety, po czym obie wybiegły błyskawicznie z biblioteki, bez
pożegnania. Stanęły przed nią, aby złapać oddech, a Julie zaczęła szperać na
mapie w telefonie gdzie to jest.
– Jesteś pewna, że to właściwy adres? –
zapytała blondynka, przeczesując ręką włosy. Chciała upewnić się, że to dobry
adres.
Julie była w stu procentach pewna.
– Tak – kiwnęła głową. – To na
pewno ten.
– Zadzwonię do Justina i zapytam jak się czuję
– westchnęła.
– Nie! Nie, nie teraz. Teraz musimy jechać!
– Julie, Justin teraz jest najważniejszy. Jest
w ciężkim stanie, muszę przy nim być...
Julie odpuściła. Stwierdziła, że powinna wraz z nią pojechać i
poinformować o tym Luke’a i Justina. Oboje pewnie bardzo się martwili, więc nie
zdziwiłoby Julie, gdyby Maggie znalazła się w ramionach Justina, który
całowałby jej całą twarz, a Luke odetchnąłby z ulgą na widok siostry i
pojechaliby do domu. Rzeczywistość była inna. Chciała im pomóc i starała się
robić to najlepiej jak może. Z resztą zauważyła, że między nimi zaczynało się
psuć, a nie chciała patrzeć jak ta miłość się rozpada, bo przecież zbyt mocno
się kochali.
Schowawszy telefon do kieszeni, złapały taksówkę i z powrotem udały się
w kierunku szpitalu. Julie przy okazji poinformowała Luke’a, aby zjawił się pod
szpitalem. Tak też się stało. Luke zjawił się na swoim motocyklu błyskawicznie,
Maggie po przywitaniu się z kuzynem natychmiast udała się z karteczką owego
adresu zamieszkania Jamesa, gdy był dzieckiem. Uważała, że powinna pokazać to
Justinowi i oboje tam pojechać. Taki przecież był ich cel.
Zapukała w drzwi, które były otwarte, a Justin leżał na łóżku odkryty.
Usiadł twarzą do okien, tyłem do blondynki, po czym starał się ostrożnie
postawić bose stopy na zimnej podłodze. Syknął i głośno odetchnął, czując
przeszywający ból w udzie. Był jednak mniejszy niż wtedy, gdy został
postrzelony. Jego klatka piersiowa szybko się unosiła i opadała. Miał
poczochrane włosy. Postanowił usiąść, bo ból był zbyt silny.
Maggie podeszła do niego ostrożnie i położyła dłoń na jego ramieniu.
Raptownie odwrócił głowę ku niej, ale wcale się specjalnie nie cieszył. Znała
ten wyraz twarzy. Był wciąż zły.
– Przestań
się złościć, proszę – szepnęła, całując go
delikatnie w policzek. Był lodowaty. Dotknęła opuszkami palców drugiego i
zaczęła leniwie masować. – Jest
wszystko dobrze. Powinieneś się cieszyć, że żyję.
–
Kochanie jak? Odpowiedz mi. Cieszę się, że żyjesz, ale cieszyłbym się bardziej,
gdybyś była jak najbliżej mnie. Wiesz co mogło ci się stać, nie posłuchałaś.
Jego ton głosu wcale nie wskazywał, że mógłby być zły. Wręcz
przeciwnie. Był taki jak rok temu – czuły,
romantyczny, a chrypka w jego głosie bardzo podniecająca.
–
Nie mam szesnastu lat, Justin. Jestem dorosła, chcę odzyskać córkę i wrócić z
wami do domu. Do Los Angeles. Tam gdzie powinniśmy być. Cały czas. Patrzeć jak
dorasta. Emily pewnie nie chciałaby, abyśmy się kłócili, więc staraj się nie być
nadopiekuńczy, dobrze?
Justin zwrócił usta ku jej twarzy i chwycił zębami malinowe wargi
dziewczyny. Całował ją z pasją, z troską. Tak jak kiedyś. Wiedział co ma na
myśli jego ukochana, lecz świadomość i strach, że mógłby ją stracić było
silniejsze niż zdrowy rozsądek. Nie wybaczyłby sobie tego. Utraty Maggie i
Emily.
Maggie odwzajemniała każdy pocałunek i wsunęła rękę na jego tors i
zaczęła masować klatkę piersiową oraz obojczyki.
–
Kocham jak mnie dotykasz – warknął w
usta Maggie. Złapał jej dłoń i ucałował. Uśmiechnęła się, następnie wyjmując z
tylnej kieszeni spodni kartkę.
–
Mam coś dla ciebie. – Kartka owinięta była
między palcami dziewczyny, a Justin chwycił ją sprytnie i odczytał.
– To
jakiś adres – zauważył.
–
Tak, to adres domków gdzie wydarzyła się ta katastrofa. Z Julie się dzisiaj
naszukałyśmy, ale chyba warto tam pojechać i czegoś się dowiedzieć.
–
Jaki to ma związek z Emily? – prychnął.
–
Pomyśl. Tam gdzie jest James, jest i Emily. Julie to geniusz, musisz to
przyznać – pstryknęła złośliwie.
Justin wywrócił oczami.
– Ja
też coś mam dla ciebie.
Pochylił się w stronę szafki i wyjął z niej kopertę.
–
Dostaliśmy zaproszenie od jakiegoś prezesa na urodziny jego syna. Pewnie
znajomy Scootera. Nie muszę go pamiętać, ale sądzę, że powinniśmy pójść. Jest
za tydzień. – Oznajmił.
– Po
pierwsze, mój drogi to masz odpoczywać. Po drugie, jak tylko wyjdziesz ze
szpitala jedziemy do Petersburga, a po trzecie to nie mam w co się ubrać, ale
mnie to nie obchodzi, bo przyjechałam tutaj po córkę, nie na darmowe drinki – uniosła brew, a potem wstała. – Pójdę po coś do picia.
Skinął głową, odłożywszy na szafkę kopertę i położył się wygodnie na
łóżku. Zanim dziewczyna wyszła, krzyknął za nią.
–
Poproś Julie, może jest z niej taka dobra wróżka za jaką się uważa i ci coś wyczaruje. Sądzę, że w małej czarnej
seksownie byś wyglądała.
Maggie odwróciła się i zauważyła na twarzy szatyna zawadiacki uśmiech.
Domyśliła się co chodziło mu po głowie. Wywróciła teatralnie oczami i zamknęła
drzwi. Na korytarzu widziała idącą w jej stronę lekarza Justina. Gdy tylko ją
zauważył od razu zwrócił się do niej:
–
Pani Bieber, prawda?
Kiwnęła twierdząco głową.
–
Mam dla pani dobrą informację. Blizna goi się w błyskawicznym tempie, ale pani
mąż musi rozchodzić nogę, aby była już na tyle sprawna, żebyśmy mogli wypisać
go ze szpitala – powiedział z lekkim uśmiechem na ustach.
Jego angielski był dobry, ale słychać było rosyjski akcent.
–
Właśnie u niego byłam. Sam próbuje stanąć na nogi to dobry znak. Cieszę się, że
jest lepiej – odparła i w tym samym czasie zostawiła go na
korytarzu.
Na parterze znalazła kilka automatów z kawą. Wsypała cukier z dwóch
saszetek i pomieszała. Popiła kilka łyków, aż w końcu zadzwonił do niej
Scooter. Po tak długim czasie, odezwał się do niej.
–
Scooter? Wow, nie wiedziałam, że jeszcze żyjesz –
powiedziała sarkastycznie. – A tak
serio, czemu dzwonisz?
–
Mogę wiedzieć do cholery, co się u was dzieje? Justin jest ostatnio nieludzki – westchnął.
–
Może ty mi powiesz co się dzieje? Dlaczego mój ojciec ma zostać szefem
wytwórni, a nie ty? – odpowiedziała
pytaniem.
– To
już wiesz? Justin to papla, przysięgam na Boga.
– Ja
się z tego nawet cieszę, że mi powiedział. Jakim prawem dopuściliście Jamesa do
głosu? – warknęła i ugryzła plastikowy kubek. – Wiesz jakie on piekło na was sprowadzi, to był
błąd, wielki błąd, Scooter.
–
Nie powinienem był tego mówić, ale twój ojciec postawił naprawdę wysoką cenę.
Życie za życie. Krótka piłka. Znasz to, zapewne. Wspominał o Emily przez
większość czasu, szczególnie mi. Że to ja jestem jak dziadek dla małej, a nie
on.
Maggie zmarszczyła czoło.
– O
czym ty mówisz? – warknęła cicho.
–
Tak naprawdę, handlował życiem twojego dziecka za życie Justina. Musieliśmy
wybierać. Nie miałem na nic wpływu, Meg, jest mi tak wstyd. Wszystko powiedział
mi Ryan. Był przy tym. Nie wiem dokładnie o co chodzi, nikt nie wie. To jest
zbyt skomplikowane, ale podejrzewam, że to wszystko było ukartowane. Nie
chciał, bym został następcą Reida, bo wiedział, że pozwoliłbym Justinowi na
częste powroty do domu, a on właśnie tego nie chciał. Emily była przynętą, dość
przydatną, skoro wciągnął w to wszystko niewinne dziecko.
Dziewczyna nie wierzyła własnym uszom. Mimowolnie łzy napłynęły jej do
oczu, lecz szybko powstrzymała przez ich wypłynięciem z powiek. Zacisnęła zęby
i przegryzła nerwowo wargę. Zasłoniła ręką usta i oczy. Nie mogła wydusić z
siebie żadnego dźwięku przez dłuższy czas, póki z cichym westchnięciem, Scooter
dodał: „Przykro mi”, a potem rozłączył się.
Teraz poczuła się sama, zupełnie sama. Serce bolało ją, głowa i ramię.
Nie chciała dzwonić do Julie, bo potrzebowała to wszystko poukładać w całość,
po czym opowiedziałaby jej to wszystko. Julie miała rację. Po raz kolejny miała
rację.
Maggie przeczesała ręką włosy, wstała i wyrzuciła kubek do śmietnika.
Skierowała się ku schodom, po czym do pokoju Justina, w którym zasnął jak małe
dziecko. Tak spokojnie i niewinnie, że aż uwolniła uśmiech przez szklane oczy.
Usiadła ostrożnie po drugiej stronie łóżka, biorąc do ręki kartkę z
zaproszeniem.
Kobieta w pomarańczowej masce
ze starszym mężczyzną ubrany w gustowny smoking na szczycie ogromnych schodów.
Pełno ludzi, którzy mijali mnie obojętnie. I zjawa zakrwawionej dziewczynki
przede mną ze wzrokiem zabójcy.
–
Maggie? – Usłyszała śpiący głos Justina. Odwróciła ku
niemu wzrok. – Coś się stało?
–
Nie, czemu pytasz? – Szybko otarła oczy
wierzchem dłoni.
–
Wyczułem twoje zimno. Zdaje mi się, czy ty drżysz?
Gwałtownie usiadł i pogłaskał ją po głowie. Miała spuszczoną głowę,
jednak palcem wskazującym uniósł jej głowę, aby mogła spojrzeć mu prosto w
oczy. Maggie było ciężko to zrobić, iż wiedziała, że Justin ujrzy słone łzy na
jej policzkach.
Przyjrzał się jej dokładnie i zacisnął zęby.
–
Dowiedziałaś się czegoś? Nie okłamuj mnie, proszę.
Kiwnęła niechętnie głową.
– Scooter
powiedział mi dlaczego to wszystko wygląda tak, a nie inaczej. Mój ojciec
handlował twoim życiem i Emily. Nikt nie wie dlaczego, ale jeśli Scooter
zostałby szefem wytwórni, zapewne zrobiłby jej krzywdę, a tak to poświęcił
stanowisko dla nas, Justin. Nie wiem co jeszcze, mam taki mętlik w głowie.
Rozpłakała się i wtuliła głowę w zagięcie szyi szatyna, który zrobił
się cały czerwony na twarzy, niczym burak. Był zły.
–
Jak tylko go dorwę, urwę mu łeb. I nie żartuję!
Spojrzawszy na siebie, Maggie podała mu przed nos zaproszenie.
– On
tam będzie. Owego wieczoru zjawi się wraz z Seleną, wtedy będziemy wiedzieć czy
jest z nimi Emily – powiedziała cicho. – Przysięgam, że go zabiję. Przysięgam.
Otarł jej kryształowe łzy z policzka i głęboko spojrzeli sobie w oczy.
Kiwnął lekko głową i uniósł kącik ust. Wiedzieli do kogo się zwrócić i co
zaplanować.
Julie usiadła obok Luke’a, który dopiero teraz zauważył dwa, świeże siniaki
pod kolanami z poprzedniego wieczoru. Popijał gorzką kawę i patrzył w martwy
punkt gdzieś w głębi domu. Było niebywale cicho, choć oboje mieli coś do
powiedzenia; nie wiedzieli tylko jak zacząć. Aż w końcu Luke zaczął pytaniem:
–
Jak Justin?
Zanim Julie odpowiedziała, połknęła łyk kawy.
–
Chyba dobrze, lekarz mówi, że jeszcze trochę i wyjdzie jak nowonarodzony – wzruszyła ramionami, obejmując kubek w
dłoniach. – Znalazłam ten jebany adres, tego dupka
Jamesa.
–
Jestem w szoku, że nic wam się nie stało –
uniósł brwi i podrapał się po skroni.
–
Pieprzenie, Luke. Poszłam z nią tam, bo ktoś musiał, James nie zaatakowałby
Maggie zbyt szybko. Znam takich jak on, gra jest prosta. Dowie się
wystarczająco o nim, wtedy dokona wyboru co z tą wiedzą zrobi – uniosła ręce w górę, ale Luke szybko
uspokoił siostrę.
–
Nikt nie mówi, że jest inaczej. Wierzę w to, że tak jest, ale on nie jest jedyny,
który próbuje ich zabić.
Julie spojrzała na niego jak na uciekiniera ze szpitala
psychiatrycznego.
Luke pstryknął palcami przed jej oczami.
–
Halo, obudź się. Sama sobie zaprzeczasz. To co było w hotelu, już ci mówiłem.
Ktoś gra na czas. Ktoś wykorzystuje zaufanie Jamesa, bo nie kupiłby sobie
przecież morderców.
– W
tych czasach kupisz wszystko, drogi bracie –
posłała mu krzywy uśmiech. – Jeżeli
tak faktycznie jest, to mamy problem.
– My
nie. Maggie i Justin mają. Wszystko kręci się wokół ich córki. Nie zauważyłaś
tego? – westchnął głośno z frustracji.
– Patrzę
na to przez pryzmat mojej dalekiej kuzynki, którą poznałam zaledwie tydzień
temu, a nie jej dziecka. Emily nie jest pierwsza wyjątkowa, jest taka jak ja. – Julie spiorunowała brata, przekonując go do
swojej racji.
Luke wiedział o tym, była to ich rodzinna tajemnica. Nie mogli jednak
pogodzić się z tym, że cały świat miał zaraz o tym się dowiedzieć.
–
Więc jeżeli jest ktoś kto węszy i gra na zwłokę, to my mamy problem. Nie
pozwolę, żeby Maggie zginęła, zbyt długo czekałam, aby ją poznać.
Wstała, biorąc dwa kubki i wrzucając je do zlewu. Serce biło jej zbyt
szybko, bo właśnie uświadomiła sobie prawdę. Choć nie całą, ale prawdę. Oparła
się o blat, rozłożyła ramiona i zamknęła oczy.
Luke, widząc w tym stanie siostrę, szybko zareagował. Przytulił ją
mocno i pocałował w czoło. Zgarnąwszy jej rude włosy za ucho, spojrzał prosto w
oczy:
–
Spokojnie, nikt się nie dowie, Jul. Obiecuję ci to.
W pewnym momencie odsunęli się od siebie, a telefon Julie zawibrował w
jej kieszeni. Była to Maggie.
Od: Meg
Treść:
Masz ochotę iść za tydzień na nudną imprezę z nudnymi ludźmi?
Na twarzy Julie zawitał uśmiech. Podała telefon bratu, który uniósł
brew i przez gęste rzęsy posłał zaciekawione spojrzenie.
– Co
ona kombinuje? – zapytał prawie niesłyszalnie.
Julie wzruszyła ramionami.
Do: Meg
Treść: Brzmi
obiecująco.
Od: Meg
Treść: Ulyana
Sergeenko*. Mówi ci to coś? Albo Valentino. Tylko to przychodzi mi do głowy.
Do: Meg
Treść: Od
kiedy ty się znasz na modzie?
Od: Meg
Treść: Od
kiedy ma się dwie przyjaciółki, które są fanatyczkami mody, nie ważne jakiej.
Spędź z nimi kilka godzin w sklepie, a wymienią ci wszystkie części garderoby,
które znasz lub nie. Marry i Jessica –
musisz je poznać.
Do: Meg
Treść: Zaczynam
się bać. Kiedy i gdzie?
Od: Meg
Treść: Naprawdę?
Sądziłam, że trochę coś wiesz o tym mieście. Dom mody, jak myślisz?
Do: Meg
Treść: Nie
pamiętam kiedy ostatni raz byłam na zakupach. Zaraz podjadę pod szpital,
pojedziemy razem.
Od: Meg
Treść: Czekam.
Luke siedział rozłożony na kanapie, jedząc śledzia i oglądając
telewizję. Niespodziewanie Julie zasłoniła mu oczy swoimi rudymi włosami i
ucałowała w policzek. Jej nastrój go zdezorientował. Był zmieszany.
–
Idziesz się spotkać z Maggie?
–
Tak, zaprosiła mnie na zakupy. Wrócę za kilka godzin, jakby coś się wydarzyło,
dzwoń – zawołała, idąc w kierunku drzwi.
– O
ile będę żyć – powiedział sarkastycznie.
–
Zaraz będziesz martwy, jak nie przestaniesz tak gadać.
Usłyszał zamykające się drzwi i odpuścił sobie ciętą ripostę, wiedząc,
że gdyby usłyszała ją siostra zapewne rzuciłaby się na niego z nożem. Zaśmiał
się pod nosem na tę myśl i wrócił do jedzenia swojego śledzia. Brakuje tylko
dobrej, rosyjskiej wódki, pomyślał.
„Nie wierzę, że i on wiedział o
wszystkim”
* Ulyana Sergeenko: to rosyjska projektantka mody, bodajże jedna z tych ważniejszych.