Spotkanie
„Tak
wiele rzeczy musi się wydarzyć, aby doszło do spotkania dwojga ludzi.” – 21 gramów
– Jak to kurwa zniknęła? – warknęła głośno.
Justin gdy to usłyszał, zacisnął zęby i
uderzył w ścianę z impulsem. Zaczął się przez chwilę kręcić i liczyć do
dziesięciu, lecz to w niczym nie pomagało. Oboje byli sfrustrowani, wściekli i
niezwykle przerażeni. Cały czar prysł. Szatyn podszedł do żony, chcąc jej
zabrać telefon, jednak Maggie cofnęła się kilka kroków w tył.
Po chwili wszedł na mostek kapitana gdzie
czekał na rozkaz kapitan. Musiał niestety odwołać wycieczkę po Wyspach
Dziewiczych. Było to bardzo niefortunne z jego strony. Oboje liczyli na
wspaniały tydzień, by mogli powspominać tamten tydzień, tamtego roku. Kiedy
zszedł po drabince na dół, ujrzał żonę zbulwersowaną jednocześnie wyglądała na
przerażoną i smutną. Jakby miała się zaraz rozpłakać. Złoty iPhone drżał jej w
dłoniach, gdy wybierała z pamięci numer do swojego ojca. Czuła w sobie
nienawiść do niego i rządzę zemsty. Stanął naprzeciw niej i popatrzył
zaniepokojony.
– Co robisz? – zapytał cicho.
– Dzwonię do Jamesa, nie widzisz? Masz inny
pomysł? – warknęła w jego stronę, jakby miała go spoliczkować. Justin wziął
głęboki oddech i poprawił kurtkę. – Jedyną osobą, która przychodzi mi na myśl
to ten drań, który niegdyś uważałam za ojca.
– Uspokój się, Maggie. Zaraz pojedziemy po
rzeczy i zarezerwuję bilety do domu – odparł, zabierając jej sprytnie z rąk
telefon. Usłyszeli ponowne burczenie dochodzące z jej brzucha. Schował telefon
do kieszeni spodni i chwycił jej rękę, po czym dodał: – I za ten czas coś
zjesz.
– Jak mam jeść, wiedząc, że ktoś może zrobić
krzywdę mojej córce? – fuknęła, wyrywając rękę z uścisku Bieber’a. Popatrzyli
na siebie. W jej oczach czaił się strach i złość zarazem. W oczach Justina
natomiast było zaniepokojenie i zmartwienie. Bał się o Emily, ale nie chciałby,
aby ukochana zrobiła coś głupiego jak niegdyś on chciał postąpić. Teraz to on
chciał ją uchronić.
Opuścili pokład, stanowczym krokiem
powędrowali ku parkingu. Przed odjazdem z niego, Justin z piskiem opon
przejechał obok blondynki, która natychmiastowo otworzyła drzwi od strony
pasażera i ledwo zamknąwszy drzwi, Justin ruszył w stronę powrotną do daczy*.
Grzebała ponownie w torebce w celu znalezienia telefonu, jednak przypomniała
sobie, że zabrał go Bieber. Popatrzyła na niego z lekką irytacją.
– Oddaj mi telefon, Justin – wycedziła i
wysunęła w jego stronę dłoń, czekając aż w końcu odda jej urządzenie. Pokręcił
przecząco głową. – Oddaj.
Jej ton głosu był zimny, surowy, łamał się
zarazem. Jak silna, unosząca się góra lodowa, która zaczęła się łamać przez
ciepłe promienie słoneczne, ale starała się wytrzymać.
Gwałtownie się zatrzymał, a ona poleciała do
przodu. W ostatniej chwili zatrzymał ją Justin przed małym wypadkiem.
– Zapnij pasy – powiedział stanowczo, po czym
ruszył. Posłuchała go. – Telefonu nie dostaniesz do czasu, aż nie zjesz i się
nie uspokoisz.
– Kurwa Justin! Jak ja mam być spokojna, jak
Jessica i Marry zgubiły naszą siedmiomiesięczną córkę, która umie w jakiś
niewyjaśnionych okolicznościach, chodzić, mówić i pisać! Jestem pewna, że był
to James! Jeżeli zrobi jej krzywdę, sama go zabiję – warknęła. Jej tętno po
chwili zaczęło się uspokajać, lecz strach to utrudniał.
Po piętnastu minutach wysiedli z auta, a ona
popędziła w stronę domu, wchodząc nawet nie zamykając drzwi i skończyła pakować
rzeczy, które użyła w ciągu kilku godzin. Szatyn nerwowo rozmawiał przez
telefon, zapewne z biurem podróży, z którym próbował dogadać się. Chciał
znaleźć najlepszą i najbliższa godzinę lotu prywatnego odrzutowca. Kiedy w końcu
ustalił godzinę, spakował walizki do bagażnika, a po kilku minutach już byli w
drodze na lotnisko. Nawet nie przywitali się z oceanem, ani nie pożegnali.
Siedziała niecierpliwie obok swojego
ukochanego, który mruczał coś pod nosem, rozmawiając przez telefon.
– ...byłoby lepiej, żeby nie dzwonić na policję, póki sami nie spróbujemy
jej znaleźć. Prosiłbym, by nikt nic nikomu nie mówił. To sprawa poufna. Do
widzenia.
Rozłączył się i rzucił telefon na deskę
rozdzielczą. W samochodzie panowała cisza, a słychać było jedynie stłumiony
dźwięk, który wydawał Range Rover. Nawet nie spojrzeli na siebie. Justin
skupiał się na drodze, a Maggie modliła się, by Emily jeszcze tego samego dnia
znalazła całą i zdrową. Za bardzo się bała. Wiedziała jaki jest James i żeby zadać
ból im obojga, zabije swoją własną wnuczkę. To najgorsza myśl jaka przychodziła
jej do głowy. Widzieć martwe, niewinne i zimne ciało dziewczynki było
okrucieństwem. Jeszcze jedna myśl przyszła jej do głowy. Że w to wszystko mogła
być zamieszana Selena. Sama była matką, lecz Edmunda się pozbyła. W uszach jej
dudniła ten głos małej szatynki, płaczącej i wołającej rodziców, którzy mogli
by jej pomóc. Łza spłynęła po jej różowiutkim policzku, jednak szybko otarłszy
ją popatrzyła na Justina.
Z jego miny nic nie dało się wyczytać. Ugryzła
się w język i powiedziała:
– Spotkam się z Seleną.
Zmarszczył czoło i spojrzał na chwilę na nią,
myśląc sobie przeróżne myśli.
– Po co?
– Możliwe, że jest w to zamieszana –
powiedziała cicho. Usłyszała nawet jak przełyka ślinę, po czym prychnął.
– Skąd Ci to przyszło do głowy? – udawał, że
go to bawi, lecz trochę niepokoiło. Nagle zmienił wyraz twarzy i ton głosu. –
Posłuchaj, Selena to jest temat zamknięty, rozumiesz? To jest problem Harry’ego,
nie nasz! To on szuka Edmunda, nie my!
– Warto spróbować – syknęła w jego stronę. Tak
oto powstała ich pierwsza sprzeczka od roku. – Dlaczego nie mogę się z nią
spotkać?
– Meg, jesteś naprawdę taka głupia, niż
myślałem? Czy ty myślisz, że będę ryzykował po to byś sobie poszła z nią na kawkę, gdy możliwe, że na miejscu Cię zabije?
Nie! Źle myślisz! – warknął stanowczo. W uszach ją dobijał głośne i szybkie
bicie serca, które przyśpieszyło. W żyłach krew zagęściła się i była w stanie
zrobić straszne rzeczy. Zacisnęła zęby.
– Pomyśl chociaż raz jak ojciec! Nie zrobiłbyś
tak na moim miejscu? – ponownie syknęła, czując cisnące się łzy do oczu.
– Są inne rozwiązania – westchnął ciężko.
Niespodziewanie zatrzymał samochód i ujrzeli przed sobą parking, który
znajdował się przed lotniskiem. Wysiadła bez dodatkowych słów i próbowała nie
zniszczyć własnymi pięściami samochodu; tak była wściekła.
Justin wziął walizki razem z nią i oddał
kluczyki pracownikowi, który miał za zadanie zaparkować Range Rovera.
Kiedy samolot wylądował, szatyn od razu
zadzwonił do przyjaciół. Paparazzi byli nieznośni. Co sekundę błysk flesza
sprawiał, że dopadała ich niezrównana wściekłość jaka kiedykolwiek ich
opanowała. Słońce powoli zachodziło, jednak Maggie miała już plany na wieczór.
Nawet nie pojechali prosto do domu, tylko od
razu do Marry i Jessiki, które wciąż wydzwaniały, jednocześnie nie wiedząc od
czego zacząć. Maggie i Justin byli kłębkami nerwów, a stało się to przez chwilę
nieuwagi na własną córkę. Jednak Maggie, gdy Justin był zbyt zajęty telefonami
i wydzwaniania do wszystkich, wyciągnęła z jego kurtki swój telefon i kluczyki
do czarnego samochodu. Ze schowka wyciągnęła broń, którą trzymał na wszelki
wypadek. Wiedziała, że igra z ogniem i wolałaby być na to przygotowana, zanim
smok zaatakuje pierwszy. Mrok szybko zawitał w Los Angeles, słońce zakryło się
jakby uciekło ze strachu. Za każdym razem gdy widziała na wyświetlaczu numer Justina,
odrzucała połączenie. W końcu sama odważyła się spróbować dodzwonić do Jamesa,
który pamiętny numer stał się nieważny. Przeklęła pod nosem, a po jakimś czasie
odnalazła numer Seleny. Była zdziwiona, że go ma, ale teraz był jedyną deską
ratunku. Kiedy wiedziała, że ten numer jest dalej używany, odetchnęła z ulgą,
jednak bardzo ważne było to, iż po drugiej stronie usłyszy teksański głos,
który po raz pierwszy sprawi, że będzie tańczyć z radości.
– No proszę, proszę, kto dzwoni. – Selena
miała głos jakby spodziewała się tego telefonu. Maggie zadrżała i powstrzymała
płacz. Stanęła pod jedną z ulicznych lamp na przedmieściach i wzięła głęboki
wdech.
– Spotkajmy się za dwadzieścia minut na Rodeo Drive.
Będę kręcić się koło klubów. – Sama nie wierzyła, że to mówi. Selena udała
bardzo zaskoczoną, jednak jej talent aktorski sprawiał, że można nawet w to
uwierzyć.
– Gdzie twój mąż? Będziesz z nim? – syknęła do
słuchawki.
– Sądziłam, że miałabyś ochotę go widzieć –
jej kącik ust zadrżał, gdy próbowała się cwano jak ona zapewne, uśmiechnąć. –
Niestety nie. Bądź na Rodeo Drive... proszę.
Przymknęła oczy, gdy odważyła się poprosić. Jednak
dla Emily zrobiłaby wszystko. Była jak oczko w głowie. Selena westchnęła, ale
na szczęście Maggie – zgodziła się.
To co czuła w czasie drogi na Rodeo Drive było
nie do opisania. Czuła strach; wielki strach, zarazem niewyobrażalną wściekłość
i tęsknotę za córką. Nie chciała nawet myśleć co przechodzi Justin, zapewne
martwiąc się teraz o żonę. Jechała z umiarkowaną prędkością. Kiedy ujrzała
kolorowe światła poobwieszane na drzewach, ulice zapchane samochodami, a
chodniki ludźmi, wiedziała dokładnie gdzie się znajduje. Przejeżdżając przez
skrzyżowanie, zauważyła tabliczkę: N. RODEO DR.
Wzięła głęboki oddech. Zaparkowała przed
sklepem Versace i wysiadła, zamykając Astona – prezent od niej na Boże
Narodzenie. Schowała broń z tyłu, za kurtką i dokładnie się rozglądnęła. Tłok
był na tyle gęsty, że ciężko było wypatrywać z oddali brunetkę o kasztanowej
karnacji. Były również inne kobiety o tym samym kolorze włosów, o tym samym
kolorze skóry. Ręce jej drżały i co chwilę sięgała do tyłu, sprawdzając czy
broń jest dobrze ukryta. Słyszała w tle muzykę techno, najwidoczniej gdzieś
musiał być dobry klub. Przełknęła ślinę i spojrzała na ekran telefonu. Miała
dokładnie pięć minut.
Klub nie był tani, ale też podejrzany. Wysoki wykidajło
zilustrował blondynkę od stóp do głów, długo się nie zastanawiając kim jest.
Nawet nie spytał o nazwisko i po prostu ją wpuścił. W środku powietrze było
gęste, pachniało potem, alkoholem i innymi odurzającymi zapachami. Obcy ludzie
popatrzyli na nią przez chwilę, szczególnie mężczyźni, lecz znając ją i widząc
obrączkę ślubną na palcu, odwrócili wzrok. Potraktowali ją tak, jakby była
zwykłą, nieśmiałą dziewczyną. Muzyka ogłuszała wszystkich i wszystko, że nawet
gdyby teraz Justin zadzwonił, nie usłyszałaby nawet wibracji. Ściany były
czarne, lecz kiedy padało na nie światło, ludzi oślepiał ich blask. Usiadła
przy szklanym barze, a barman zaobserwował ją po chwili, czyszcząc kieliszki.
Skinął w jej stronę głową, jednak ona nie zwróciła na niego kompletnej uwagi,
wciąż rozglądając się dookoła. Jej złociste włosy również były oślepiające, ale
bardzo przyciągały uwagę. Wszystkie brunetki, które widziała miały skąpe
sukienki i głębokie dekolty. Coraz bardziej zaczynała się bać. Każdy głośny bas
dochodzący z głośników, sprawiał, że mdleje. Jej serce biło nieskazitelnie
szybko.
Wtem poczuła jak ktoś ją łapie za ramię i tym
kimś był wysoki, łysy i o groźnym wyrazie twarzy mężczyzna. Z jego obcisłej
czarnej koszulki wystawał tatuaż z tygrysem. Popatrzył na nią i pociągnął za
tyły klubu. Chciała się wyrwać, ale był zbyt silny. Odsunął się, gdy zamierzała
kopnąć go kolanem w krocze, po czym wyciągnął zza jej pleców broń. Odbezpieczył
go i skierował celownik w kierunku jej czoła. Nic nie mówiąc, brodą skierował
na metalowe drzwi. Drżącą dłonią otworzyła je, gdy niespodziewanie została
popchnięta na ścianę. Uderzyła tyłem głowy o marmurową część budynku, czując
jak ból przeszywa jej czaszkę i przez chwilę otumania. Syknęła przez zaciśnięte
zęby. Otworzyła oczy, widząc ciemne, mroczne i pełne nienawiści oczy Seleny.
Odsunęła się po chwili od niej i wyciągnęła w stronę mężczyzny dłoń. Otworzył
magazynek broni i wyrzucił na ziemię wszystkie pociski. Rzucił pistoletem ku
brunetce, a ona go chwyciła, dokładnie oglądając.
– Walther P99** – poinformował głębokim jak
dziura bez dna, mężczyzna. – Fajna zdobycz.
– Właśnie widzę – mruknęła brunetka i oddała
Maggie broń, która patrzyła na nią uważnie. Zauważyła w niej kompletną zmianę. Miała
na sobie czarne obdarte jeansy, białą koszulkę z dwoma odpiętymi guzikami i
wysokimi skórzanymi butami. Miała na sobie czarną skórzaną kurtkę, a z
wewnętrznej kieszeni wystawał rewolwer.
– Gdzie moja córka? – zaczęła.
– Znalazłaś sobie kozła ofiarnego, Blue? –
warknęła głośno, po czym się zaśmiała kpiąco. – Nie... Bieber. Jesteś teraz
panią Bieber.
Zaczęła stawiać ku niej kroki.
– Jeżeli wiesz gdzie jest moja córka, powiedz
mi... – westchnęła, następnie znów zaczerpnęła powietrza.
– Zadaj sobie pytanie, Margarito*** – szepnęła
– Dónde está su marido.
– Dónde
está mi hija – odszepnęła, cofając się ku marmuru.
– Tak bardzo interesuje Cię córka? –
prychnęła. – Nie umiesz jej nawet upilnować przez dwadzieścia cztery godziny.
Nie umiesz być żoną, tylko zwykłą dziwką, która lata do jednego i drugiego.
Kiedy do niej podeszła, ramieniem przylgnęła
do jej obojczyków, aż wbijała się kość w kość. Maggie głęboko oddychała i
starała się odepchnąć jej ramię. Kiedy to zrobiła, poczuła jak rewolwer
przylega do jej żebra.
– Anioł Stróż ma pilnować. Nie uciekać –
mruknęła, będąc niej tak blisko, aż kolory włosów się zmieszały. – Przeczytaj
biblię, drogi Aniele. Może wtedy sobie coś uświadomisz. Ach, przepraszam.
Urodziłaś coś co na świecie się nie
powinno znaleźć.
Maggie poczuła jej palce jak chwytają jej
złociste włosy do tyłu i ciągnie ku dole. Stłumiła krzyk i wydobyła z piersi ciche
warknięcie.
– Stałaś się tylko wyrzutkiem. Nie należysz
już do Aniołów. Zaszłaś w ciążę jako dziewica, a tylko kobiety, które tak mają
są wiedźmami... a ty nią również jesteś.
– Gdzie moja córka, Gomez? – warknęła
odpychając ją raptownie od siebie, na tyle mocno, że była w stanie strzelić dla
obrony. Nie zrobiła tego. – Nie ucz mnie jak być matką. Ty pozbyłaś się
swojego, pamiętasz? Zrobiłaś to ze zwykłej zemsty, a ja nie traktuje jak wyrzutka. Ostatni raz pytam: gdzie moja
córka?
Selena zaśmiała się tajemniczo, trzymając w
ręku rewolwer, a palec wskazujący kierował się w miejsce gdzie znajdował się
spust.
– W piekle.
Selena gwałtownie podniosła ramię i celownik
skierowała na blondynkę. Maggie wzięła głęboki, czując jak coś w niej zamiera.
Jednocześnie wzmacnia. Adrenalina.
– A ty do niej dołączysz.
Gdy strzeliła w jej stronę, Maggie pochyliła
się na lewą stronę i upadła jak worek ziemniaków na ziemię. Kula trafiła w
marmur, a po chwili zauważyła jak Selena kiwa głową na mężczyznę, który zaczyna
robić kroki w jej stronę. Podniosła się i w ułamku sekundy podbiegła do niego.
Prześlizgnęła się, kopiąc go mocno w nogę, następnie podłożyła mu nogę i upadł.
Selena pokierowała się w jej stronę z bronią, po czym kolejny raz strzeliła i...
spudłowała. Maggie wbiegła do środka, wtapiając się w tłum. Muzyka była
okrutnie głośna i wątpiła, by ktokolwiek z obecnych ludzi usłyszał strzały.
Ujrzała ich obojga rozglądających się między ludźmi. Maggie wybiegła z klubu i
kolejny raz musiała poradzić sobie przez tłum. Ludzie patrzyli na nią jak na
wariatkę, gdy upadła, a spod kurtki wypadł jej pistolet. Teraz to było igranie
z ogniem. Blondynka przekroczyła linię. Spoconą dłonią wyciągnęła kluczyki od
samochodu, słysząc za siebie kolejne strzały z broni. Ludzie przerażeni
odsunęli się i z krzykiem uciekli od dwojga ludzi. Dziewczyna głośno oddychała,
próbując odnaleźć Astona. Kiedy go znalazła, podbiegła w jego stronę. Zauważyła
za sobą towarzysza Seleny, następnie otworzyła samochód. Zamknęła drzwi i z
piskiem opon odjechała. Ryk jaki wydobył samochód był tak przyjemny, że aż się
ucieszyła.
Niestety to nie był koniec kłopotów. Usłyszała
ponownie strzały. Spojrzała w lusterko, widząc vana, który jechał za nią.
Usłyszała kolejny raz wibracje w telefonie. Pierwszy raz od dłuższego czasu
ucieszyła się, że był to Justin. Schyliła raptownie głowę, a tylna szyba
została zbita.
– J-justin? – powiedziała drżącym głosem.
Wjechała w kubły na śmieci, jednak nie próżnowała. Najgorzej było z ludźmi.
– Maggie, gdzie się podziewasz?! – usłyszała
złość w jego głosie. – Jeżeli się spotkałaś z Seleną była to chyba najgorsza
rzecz jaką mogłaś zrobić!
– I faktycznie tak jest – westchnęła nerwowo,
gdy wjechała na autostradę.
– Co się dzieje?
– Jadę do domu, a za naprawę samochodu
zapłacę, kochanie. Kocham Cię i do zobaczenia.
– Maggie, co...
Nie zdążył wypowiedzieć się, gdy rzuciła
słuchawkę i telefon na siedzenie obok. Coraz to słyszała trąbienie wywoływanych
przez inne auta, lecz nie martwiła się o to. Van ciągle ją ścigał. Jej serce
bębniło tak mocno, tak szybko, jakby zaraz miała dostać zawał. Adrenalina,
która w nią wstąpiła stała się tak niebezpieczna, że zaraz mogłaby spowodować
wypadek.
Z siłą nacisnęła na pedał gazu, aż samochód
ruszył szybciej i dopiero teraz poczuła z tyłu głowy zapach krwi. Usłyszała ryk
motorów za sobą, które po chwili były po między nią. Mieli w dłoniach łańcuchy,
które opatulili wokół przedramienia. Skręciła ostro w lewo, chcąc wpaść na
jednego z nich. Poślizgnął się, a potem ujrzała motor w ogniu. Dym stał się tak
gęsty, że nawet oślepiło vana. Jednak usłyszała roztrzaskującą się szybę. Grube
szkło wbiło się w jej ramię, aż się za nie złapała. Wyciągnęła go z kieszeni,
czując klejącą się krew na palcach. W jej oczach zrobiła się karuzela dzięki adrenalinie,
która była niż do tej pory najsilniejszym zastrzykiem. Wjechała w prawo, po
czym motor wypadł, a na koniec tego wszystkiego usłyszała jego krzyk. Jednak
szkło nie miała tylko wbite w ramię. Wbiło się również głęboko w żebro, jakby
ktoś ją dźgnął nożem. Przed jej oczyma migały różne światła. Puściła
momentalnie kierownicę, a Aston wydobył pisk i obrócił się o sto osiemdziesiąt
stopni. Puściła pedał gazu, aż jej głowa opadła na ramię.
Ujrzałam dom w ogniu. W
głowie wydobył się pisk dziecka i innych członków rodziny. Cała wioska płonęła
żarzącym się ogniem, który był tak gęsty, że nieba ciężko było dostrzec. Stałam
w miejscu, gdy ludzie mijali mnie jak ducha. Wtedy ujrzałam dziecko.
Miało dłonie i twarz
rozmazane krwią. Odwróciło się w moją stronę, a ja ujrzałam w jego oczach ten płonącą wioskę. W nich ujrzałam diabła.
– Proszę pani? –
usłyszała po chwili. Oczy miała tak ciężkie, że z trudnością je otworzyła. Zauważyła,
gdy jakiś mężczyzna świecił latarką w jej oczy co sprawiło, że ręką zasłoniła
twarz. – Cole, kobieta żyje, dzwoń po karetkę.
– Przyjąłem.
Po chwili wyłączył
latarkę i pomógł jej wysiąść z samochodu. Było naprawdę ciężko, iż w ramieniu
poczuła mocny, paraliżujący ból. O żebrze nic lepiej nie mówić. Odepchnęła ręce
mężczyzny, otwierając drzwi od samochodu. Wypadła z niego na ziemię, lecz zaraz
pomógł jej wstać.
– Wszystko w
porządku, proszę pani? – zapytał zaniepokojonym głosem. Popatrzyła na niego,
zauważając, że jest policjantem. Tylko przymrużyła oczy i kiwnęła głową.
Zachwiała się. – Lepiej jeżeli zadzwonię po kogoś z rodziny. Pani nazwisko?
– Bieber, ale
proszę nie dzwonić po męża, jest wszystko w porządku – mruknęła. – Gdzie jest
moja córka? Emily? Selena, ona...
Ponownie się
zachwiała, jednak na szczęście usłyszeli ambulans, który jechał w ich stronę.
Poczuła na czole dużą plamę krwi. Zacisnęła powieki i zęby.
– Już wszystko w
porządku. Spokojnie, zaraz pojedzie pani do szpitala i złoży zeznania.
– Żadnych
pierdolonych zeznań, chcę tylko wrócić do domu – próbowała się wyrwać, ale
zdało się to na nic.
– I wróci.
Maggie została przekazana
w ręce ratowników, którzy pomogli jej wsiąść do pojazdu. Dopiero teraz
przypomniała sobie o samochodzie, ale było za późno. Już jechali w stronę
szpitala. W ręku trzymała na szczęście telefon przez ten cały czas. Ratownik
usiadł naprzeciw niej i uniósł jej podbródek i popatrzył na jej twarz.
– Miała pani niezłe
szczęście. Wie pani, że nie wolno jeździć samochodem po alkoholu, prawda? –
jego głos wydawał się być przyjazny, jednak Maggie była do wszystkiego
sceptycznie nastawiona.
– Nie byłam pijana –
warknęła, gdy oczyszczał jej plamę krwi na czole. Zacisnęła usta, by nie puścić
pary z ust. Nie bez powodu, wolałaby nie mówić o zdarzeniach. Vana nie widziała
na autostradzie. Selena uciekła.
– Każdy tak mówi –
powiedział cicho ratownik, unosząc jeszcze bardziej jej głowę. – Niech pani
ściągnie kurtkę i bluzkę, jeśli można.
– Chce żebym panu
zrobiła striptiz? – prychnęła z lekkim rozbawieniem. Odchrząknął tylko. Po
chwili zsunęła z siebie kurtkę, a broń była schowana za jej plecami. Wyciągnęła
ją, a mężczyzna się lekko zaniepokoił. – Spokojnie, nie ma naboi.
– Nie mnie pani
będzie się tłumaczyć – powiedział. Na jej twarzy pojawił się lekki grymas.
Złapała za końce bluzki i pociągnęła do góry. Mężczyzna był już zauroczony jej
urodą i odwrócił onieśmielony głowę, lecz tylko po to, by wziąć wodę utlenioną
i bandaż.
Zaśmiała się, gdy
przypomniała sobie o Justinie.
– Śmieszę panią?
– Nie. To tylko mój
mąż – westchnęła. – Chciałabym zobaczyć jego minę jak reaguje, gdy pan widzi
mnie w staniku i dotyka.
– Tylko wykonuję
swoją pracę – odchrząknął.
– Dla pana; tak,
dla niego; nie – zaśmiała się. – Jest zazdrosny nawet o mojego przyjaciela.
– Znam panią
doskonale i wiem dokładnie kim jest pani mąż – odparł. – Ale nie boję się go.
Najważniejsze, że panią kocha i okazuje, że należy pani do niego.
Syknęła z bólu, gdy
woda utleniona zrobiła się w pianę, która zaczęła piec świeżą ranę. Ratownik
przycisnął bandaż do rany i plastrem skleił kawałek skóry. Przysunął się
bliżej, by opatrzyć jej ramię. Zrobił tak samo jak z żebrem, które i tak było
gorsze, iż rana była głębsza niż ta.
– Dobrze, że szkło
nie wbiło się na tyle głęboko, by mogła pani je wyjąć. Jeszcze uszkodziłby pani
żebro – oznajmił z ulgą w głosie. Spojrzała na telefon, widząc, że tym razem
dzwoni Jessica. Sięgnęła po telefon i odebrała.
– Sądziłam, że
śpisz – zaśmiała się, zaraz potem sykając z bólu, jaki okazała jej woda
utleniona i bandaż.
– Boże Święty, co
się z tobą dzieje? Justin się upił, bo martwi się o Ciebie – pisnęła z
oburzeniem. Maggie przeczesała włosy do tyłu.
– Gdzie jest teraz?
– westchnęła ignorując jej ton.
– Śpi na kanapie i
mamrocze twoje imię – szepnęła. W tle słychać było tryskającą wodę,
podejrzewała, że z kranu. – A ty gdzie się włóczysz o pierwszej w nocy?
– Rano będę w domu.
Teraz nie mogę rozmawiać – mruknęła i rozłączyła się. Spojrzała na ratownika,
który rozkazał jej się ubrać. – Mogłabym mieć do pana prośbę?
– Oczywiście –
uśmiechnął się.
– Proszę powiedzieć
swoim kolegom z policji, że samochód marki Aston Martin DBS to samochód mojego
męża i prosiłabym, aby został przeniesiony do naprawy. Są tam jeszcze rzeczy
materialne.
Ratownik skinął
głową. Momentalnie ambulans stanął, a ona skończyła szybko nakładać rzeczy
i schowała pistolet za plecy.
„Bycie martwym nie oznacza, że jest się
nieprzydatnym.” – James Bond: Casino Royale
Dacza* - to jest rodzaj domu letniskowego
Walther P99** - broń. Znam ją, bo jak czytam i oglądam Jamesa Bonda to mnie i tatę takie rzeczy interesują. Poszukaj sobie jak wygląda w Google.
Margarita*** - to będzie często używane teraz. Selena tak mówi na Maggie. Było to również przezwisko Maggie w Polsce i w szkole, którego nie lubi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz