sobota, 5 października 2013

Rozdział 2

Zepsuta rocznica

„Słodycz ze słodyczą nie walczy, radość cieszy się radością.” Sonety

Noc była ciemna. Ciemniejsza niż noc, w której pierwszy raz jechali do miejsca gdzie spędzili swoją pierwszą noc. Noc była cicha, jakby świat w ogóle nie istniał.
Nawet nie pisnęli podczas drogi do wakacyjnego domku. Justin skupiał się na drodze, lecz był trochę zmartwiony zachowaniem swojej cichej żony, która zaglądała tylko przez okno, wpatrując się w niebo. Czuła w sobie kryjący się niepokój o własne życie jak i swojej rodziny. To ją najbardziej dobijało. Jednak wiedziała, że tym niszczy sobie rocznicę. Myśl, że gdzieś w cieniu kryje się jej ojciec i czeka na odpowiedni krok, by zadać ból sprawiała, że uciekłaby z bliskimi w miejsce gdzie nikt ich nie znajdzie. Rzeczywistość była inna.
Bieber niespodziewanie zatrzymał samochód, wciąż patrząc na ukochaną. Ona spuściła głowę oraz wzrok. Czuła, że patrzy się na nią. Chwycił ją za podbródek, by mogła spojrzeć na niego szczerze. Nie chciał by ten wieczór skończył się na pierwszej kłótni. W dniu ich rocznicy. Połknęła głośno ślinę i niechętnie spojrzała w jego oczy. Ujrzała w nich tylko odbicie księżyca – nic więcej. Bez słów musnął jej malinowe usta, które smakowały miętą. Odsunął twarz, schylił ją i złapał dłoń blondynki, widząc na palcu serdecznym pierścionek ślubny koloru miedzianozłotego. Uśmiechnął się lekko i ponownie na nią spojrzał, całując w rękę.
– Chodźmy się przespać. Jest grubo po trzeciej w nocy – powiedział cicho, całując ponownie jej usta. Bardziej namiętnie. Odwzajemniła pocałunek, po czym wyszła z samochodu bez słowa. Tylko głośno westchnęła.
Była zmęczona to fakt, ale nie mogła spać, gdy nie wie co u jej córki. Justin zaparkował od razu samochód, a blondynka odgarnęła swoje złociste włosy do tyłu, po czym wybrała numer do Jessiki. Chciała tylko wiedzieć, a ciekawość i zmartwienie ją zabijała.
– Meg, to ty? Już dojechaliście? – usłyszała głos swojej przyjaciółki, która nie ukrywała lekkiego zaskoczenia.
– Tak, Justin pojechał zaparkować auto – mruknęła. – Gdzie jest Emily? Jak się czuje?
– Och, Emily, ona czuje się świetnie. Spędziłyśmy wspaniały wieczór, teraz śpi, a coś się stało? – zapytała przyjaciółka. Maggie westchnęła z chwili ulgi.
– Nie, po prostu chcę wiedzieć czy wszystko w porządku – uśmiechnęła się lekko. Ujrzała Justina w drzwiach, który miał walizki w rękach. Przeszedł, nie patrząc na żonę i wszedł do sypialni. Maggie ugryzła się w wewnętrzną część policzka.
– Rozumiem. A u was wszystko w porządku?
– W jak najlepszym – westchnęła nerwowo, ciągle przypominając sobie tekst z listu, który dostała od Gabrieli. Zagryzła wargę, a po paru chwilach rozłączyły się.
Schowała telefon do torebki, następnie wchodząc do sypialni. Nic się przez ten czas nie zmieniło. Było czysto, spokojnie, pięknie i romantycznie. Ujrzała Justina, który odpinał klamrę od skórzanego paska. W środku zrobiło jej się gorąco, widząc go w rozpiętej koszuli. Miała ochotę dotknąć kawałek jego skóry i ściągnąć wszystkie ubrania z jego ciała. Zsunął z siebie spodnie, a ona swoje włosy położyła na lewym ramieniu i powędrowała do łazienki. Nie zapomniała o kosmetyczce i walizce.
Ściągnęła z siebie sukienkę, nałożyła białą koszulkę Justina, która była na nią dwa razy za duża. Rozczesała włosy i wróciła do sypialni. Justin siedział w białych bokserkach z telefonem w ręku i najwidoczniej czekał na swoją ukochaną. Odchrząknęła, a szatyn raptownie spojrzał w jej stronę, odkładając na stolik nocny iPhone’a.
– Dlaczego jeszcze nie śpisz? – zapytała cicho, podchodząc w stronę łóżka. Musnęła jego wargi, kładąc głowę na poduszce, a on zilustrował każdy skrawek jej ciała.
Rozbierał ją wzrokiem. Zagryzał wargi i pochylił się nad nią, kładąc kolano między jej nogi. Pocałował ją czule, lecz pocałunek przerodził się w gorący i długi całus. Zszedł ustami na jej szyję i położył dłoń pod jej koszulką na talii, palcami masował jej skórę, czując jak bardzo teraz potrzebuje jej nagiej. Maggie cicho jęknęła, ale czuła potrzebę snu. – Kochanie, nie teraz.
– Już tak dawno się nie kochaliśmy. Ostatni raz na Sylwestra. Muszę się zaspokoić... – mruknął do jej ucha, całując go potem.
– Jestem śpiąca, a ty też zapewne jesteś zmęczony. Proszę, nie utrudniaj mi tego – szepnęła. Położyła rękę na jego torsie, chcąc go od siebie odepchnąć. Wisiał na jej ciałem i kosztował jej skóry na szyi. Zassał ją mocno, aż skóra zrobiła się purpurowa. – Justin, cholera!
Usiadła gwałtownie i przyłożyła dłoń na malince. Uśmiechnął się triumfalnie.
– Jesteś niemożliwy – warknęła. Zaśmiał się głośno, kręcąc głową. Wywróciła teatralnie oczami, czując lekkie piekące uczucie. Syknęła cicho, lecz nie było to takie złe. Pierwszy raz miała na szyi malinkę. Justin nie umiał pohamować śmiechu, po czym został niespodziewanie mocno uderzony w ramię.
– Hej – momentalnie z jego twarzy znikło rozbawienie – to nie było fajne.
– A robienie mi malinki na szyi to niby jest fajne – przybliżyła się do niego, czując ciepło bijące od jego ciała. Chciała go dotykać, ale zmęczenie jej na to nie pozwalało. Pocałowała go w usta, liżąc przy tym wargi. Odsunęła twarz i rzuciła na bok włosy, które raptownie odleciały na jej ramię. – Obiecuję Ci seks w najbliższym czasie. I może będziemy się godzinami kochać, ale dzisiaj chcę po prostu spać. Jestem naprawdę śpiąca.
Justin westchnął, a jego ramiona opadły.
– A tak liczyłem na tę noc. Nawet po podróży mam ochotę Cię pieprzyć. To takie... podniecające – zaśmiał się pod nosem, kładąc obok niej. Odwróciła się w jego stronę i dotknęła jego policzka. Przysunęła się bliżej, móc wtulić głowę w jego zagięcie szyi. Przerzuciła przez jego biodra swoją nogę i splotła między jego nogami.
– Mamy mnóstwo czasu, Justin – szepnęła. – Będziemy się kochać, dopóki nas śmierć nas nie rozłączy.
– A nawet dłużej – zaśmiał się, a Maggie mu wtórowała. – Spójrz na mnie, kochanie.
Maggie oblizała wargi i uniosła na niego swój wzrok. Jednak po chwili uciekła przed ich spojrzeniem, patrząc na ocean, który był widoczny z plaży. Złapał jej podbródek i przybliżył twarz do jej twarzy.
– Nie patrzysz na mnie... patrz na mnie – mruknął, oblizując wargi. Jej wzrok powędrował na jego usta, następnie na oczy. – Martwisz się o Emily?
Niechętnie kiwnęła głową. – Ona jest w dobrych rękach, skarbie. Nie martw się. Za rok pojedzie z nami, obiecuję.
– Pamiętasz kopertę, którą dostałam od babci Gabrieli? – Justin pokiwał głową. – Otworzyłam go. Treść, która była w nim wypisana zaczęła mnie dogłębnie martwić.
– Co tam było?
Maggie zamiast odpowiedzieć, powędrowała ku swojej torebce, gdzie znajdowała się książka, a w książce – list. Justin ponownie usiadł i obserwował każdy jej ruch. Usiadła na łóżku i podała mu kawałek papieru. Czytając go, zrobiło mu się dziwnie zimno. Przeszedł go dreszcz.
– Ale twój ojciec ma na nazwisko Blue – powiedział po chwili.
– Wiem, ale to wydaje się dziwne. Mój ojciec też studiował magisterkę w 1986 roku, ma na drugie imię Richardo, i ta katastrofa pod Petersburgiem... data jest dziwna. To stało się kilka lat po narodzinach Jamesa. Sądziłam, że znajdę coś zupełnie innego, ale... – pokręciła głową – to przerosło moje wszelkie oczekiwania.
Nagle przypomniała sobie wizję, którą miała w dniu jej wypadku na schodach. To dlatego zemdlała. Widziała ciało dziecka, dryfujące po tafli wody, dom w ogniu...
– To znaczy, że twój ojciec miał trudne dzieciństwo... – zaśmiał się cicho, położywszy na stolik list. Maggie chciałaby się pośmiać, jednak nie widziała w tym ani nutki śmiechu. Spuściła wzrok, lecz po chwili Justin chwycił jej rękę. Popatrzyli sobie w oczy. Lekko się w jej stronę uśmiechnął. – Kochanie... – pogłaskał ją po włosach i ucałował w czoło. – Nie martw się. Możliwe, że tak kiedyś było, ale twój ojciec nie może tak po prostu przyjść i wszystkich pozabijać.
– On czeka, aż w końcu Cię dopadnie, Jus. Dlatego się boję. Dlatego boję się o Emily, że może jej się coś stać. On zrobi wszystko, żeby nas poróżnić, albo zranić. – Głos Maggie łamał się, gdy to mówiła. Justina powoli przerastało zmartwienie żony i lekko irytowało.
– Powiedziałem Ci, że Emily jest w dobrych rękach. Marry i Jessica nie są tak głupie, by ot tak oddać mu naszą księżniczkę. Nie niszcz tego co piękne. Przez cały tydzień nie chcę słuchać o twoim ojcu i nie chcę widzieć smutku na twojej prześlicznej twarzy. Mamy spędzić ten czas razem. Potem wracamy i obiecuję, że ujrzysz ją, całą i zdrową, zgoda?
Maggie westchnęła, kiwając głową. Została gwałtownie złapana za uda, a szatyn rzucił ją na łóżko. Pisnęła, śmiejąc się wraz z nim. W końcu kąciki jej ust poszły w górę, przez co Justin miał nadzieję, że temat jej ojca został zakończony raz na zawsze. Rozerwał z niej koszulkę, widząc jej nagie piersi. Oblizał wargi, po czym spojrzał na nią. Zasłoniła je, a jej usta oraz policzki stały się czerwone.
– Nie, Justin – szepnęła. Odepchnął jej ręce i sam złapał w obie dłonie. Jęknęła głośno, zaciskając powieki. Ścisnął je i robił na nich okrężne ruchy.
– Och tak, kochanie – mruknął przy jej ustach, uśmiechając się. Zagryzł wargę i mocniej je ścisnął. Wygięła plecy w łuk i rozchyliła usta. Przyssał usta do jej szyi i niespodziewanym dla niej ruchem, zsunął szybko bokserki i rzucił za siebie. Pierwsza myśl jaka mu przeszła wokół głowy to ta, w której od razu przechodzi do sedna sprawy.
Jednak chciał spróbować czegoś nowego. Ryknął, ssąc jej sutka i z przyjemnością słuchał jej głośnych jęków. Nagle między nimi zrobiło się gorąco, powyżej czterdziestu stopni. Złapała jego włosy i objęła nogami. Czując jego wargi na swoim ciele, doprowadzał ją do szaleństwa, którego nie czuła siedem miesięcy. Zatęskniła za tym uczuciem pożądania.
– Jezus, jak mi tego brakowało – powiedziała przez zaciśnięte zęby, gdy szatyn schodził coraz niżej jej ciała. Uśmiechnął się, widząc gumkę od jej majtek. Zsunął je powoli. Patrzył jak jego ukochana drży z przyjemności, którą ją obdarowuje. Rzucił za siebie, nadal ją obserwując.
Na ciele dziewczyny pojawiła się gęsia skórka, a on patrząc na jej kobiecość, coraz bardziej przekonywał się do swojego pomysłu. Popatrzył na nią. Jej ciało wiło się z przyjemności. Rozłożył jej uda bardziej i w końcu zanurzył twarz w jej czułym miejscu.
– Och, kochanie! – krzyknęła.
Złapała w garść włosy Bieber’a, który sam z przyjemnością kosztował jej podniecenia. Coraz głębiej jego język penetrował wnętrze swojej żony. Spodobało im się to, jak nigdy dotąd. Przycisnęła jego głowę między jej nogami, a to sprawiło, że miał pewne trudności z oddychaniem. Kiedy Maggie poczuła, że źle zrobiła – rozluźniła uścisk. Robił wszystko, by poczuła się dobrze i zapomniała o irytujących go zmartwieniach. Chciał dobrze, ale nie miał ochoty słyszeć na temat kogokolwiek poza nich. Rozszerzył szeroko uda dziewczyny i przymknął oczy. Rozkoszował się chwilą, gdy jej smak i jęki sprawiały, że był w siódmym niebie.
Przez nią przechodziła co sekundę fala gorąca i przyjemności. Co chwilę z jej ust wydobywały się jęki, stęknięcia i ciche wymawianie imienia Justina. W jednej chwili sprawił, że zapomniała o wszystkim, tylko skoncentrowała się nad tym co czuje teraz. Skoncentrowała się na nim.
– Och, Justin, ja zaraz... – wysapała, ciągnąc go za końcówki włosów. Uniosła ku jego twarzy biodra i jęknęła głośno. Wygięła plecy w łuk.
Podniósł się i przeczołgał od razu na nią. Widząc jej zamknięte oczy z zagryzionymi wargami mógł stwierdzić, że wciąż przechodzi orgazm. Uśmiechnął się i pochylił ku jej twarzy. Po chwili odsapnęła, otworzywszy oczy. Wyglądała tak samo jak wtedy, gdy po raz pierwszy widział ją pod sobą nago. Musnął jej wargi kilka razy, aż przerodził się on w czuły, zarazem dziki pocałunek. Mruknęła mu w usta jako oznaka wdzięczności, zarazem przyjemności jaką jej dawał. Przeszedł na szyję z lekkim uśmiechem, a blondynka wplotła palce w jego włosy.
– Mówiłam Ci już jak bardzo Cię kocham? – mruknęła, gdy poczuła jak ustawia się między jej nogami. Uniósł je odrobinę i położył na swoje biodra. Wsunął się w nią odrobinę, na co zareagowała krzykiem i zacisnęła paznokcie na jego ramionach tak mocno, aż syknął z bólu.
– Z chęcią bym Cię związał – warknął cicho i zaczął się w niej rytmicznie poruszać, sapiąc cicho wraz z nią. – Kurwa, jak ja tego dawno nie czułem.
– Nie robiłeś... och! – krzyknęła, gdy jego pchnięcia robiły się coraz mocniejsze. – ...to znaczy miałam na myśli...
– Tylko z tobą ta przyjemność, kochanie – mruknąwszy, przyspieszył swój rytm, który zapisał sobie w głowie. Za każdym razem liczył, kiedy w nią mocno uderzał. Przycisnęła go do siebie i starała dopasować biodra do jego bioder. Opisać to w jakim stopniu coraz bardziej się pragnęli był  Uczucie jakie im towarzyszyło teraz mogłoby się wydawać o niebo lepsze niż sprzed roku. Odchyliła głowę do tyłu, a Bieber głośno sapnął z przyjemności i robił coraz szybciej i mocniej.
– Jezus, Justin... – jęknęła – szybciej, kochanie.
– Zawsze chciałaś mocniej. – Justin uśmiechnął się zawadiacko i uderzył w nią mocno, po czym przyspieszył. W podbrzuszu czuła pląsający w kółko kłębek nerwów, a w brzuchu motylki.  – Coś dużo się pozmieniało kiedy mnie nie było.
Znów uderzył w nią z większą siłą. Coraz bardziej nie mógł powstrzymywać się od tego, by zacząć wbijać się w nią tak jak on pragnie. Jedyną przeszkodą była ona.
Niespodziewanie został pchnięty na drugą stronę łóżka, a ona położyła się na nim z rozwartymi nogami i splecionymi wokół jego ud. Był zaskoczony jej postawą, ale najwidoczniej mile. Krew w ich żyłach zagęściła się nieskazitelnie mocno, serce przyśpieszyło biciu i poczuli w sobie duży zastrzyk adrenaliny. Sunęła po jego kroczu, aż po same podbrzusze, czując, że chce więcej. Uderzał swoim penisem o jej punkt g, co spowodowało jej głośny, przyjemny dla niego jęk rozkoszy. Jej złociste włosy naleciały na jej twarz przez co nie dostrzegał jej twarzy, na którą chciał patrzeć. Odgarnęli je oboje, a ona rzuciła nimi w bok na lewe ramię. Uniosła lekko biodra, po czym ponownie opadły. Nadał jej rytm, którym sam się kierował. Złapał jej piersi w dłonie i zaczął delikatnie masować.
– Szybciej, kochanie... – wyszeptał szatyn.
Przyspieszyła, gdy przez jej ciało znów przeszła fala gorąca, razem z przyjemnym dreszczem. Piersi falowały przed jego oczami, więc nie mógł oprzeć się pokusie patrzeć na nie. Coraz szybciej i z większą siłą unosiła się i opadała. Jęczeli z niewysłowionej przyjemności, a wszelkie myśli poszły w siną dal.
Jej ścianki zaczęły zaciskać się wokół Justina. Jęknęła głośno.
– Obejmij nogi wokół moich bioder, skarbie – szepnął szatyn. Zrobiła jak kazał, a on uniósł ją i klęknął. Jęknęła ponownie, muskając jego wargi. Byli coraz bliżej. Justin przejął znów dowództwo, a jej żołądek zrobił fikołka. – Teraz przeżywaj...
Objął ją mocno. Szybko, stanowczo i dokładnie pchnął biodra w jej stronę, sapiąc, gdy nadużywał swojego wysiłku. Coraz szczelniej ją ścisnął, aż między nimi nie było żadnej przestrzeni.
– Jesteś za dobry, Justin. Och, za dobry... – wyjęczała przed jego ustami. Trąciła swoim noskiem jego nos. Gwałtownie wbiła w jego ramiona paznokcie, gdy po raz kolejny uderzył w jej punkt g. – Justin, nie przestawaj.
Uczucie jakie zbliżało się było tak przyjemne zarazem męczące, że opadli na łóżko, wijąc się po niecałych dwóch minutach w swoich objęciach w czasie orgazmu.
– Kurwa, Meg – warknął w jej szyję, ugryzłszy ją tam.
Przez dłuższy czas tak leżeli, głośno i głęboko oddychając. Ich oddech zagłuszał nawet szum oceanu zza tarasu. Uśmiechnęli się tylko, pocałowali na dobranoc, zgasili światło i zmęczeni poszli spać. Szybko zasnęli po tak wyczerpującym dniu.

Poranek był piękny. Promienie słońca już o czwartej rano zawitały w sypialni ich obojga. Byli przytuleni do siebie, a na podłodze leżała ich bielizna. Przy ścianie obok kanapy stały walizki jeszcze nie rozpakowane. Na dworze atmosfera i temperatura była bardzo przyjemna, aż szkoda było zmarnować taki dzień.
Justin otworzył oczy, przypomniawszy sobie o jachcie brata swojego menadżera. Miał być to prezent  z okazji ich rocznicy i gdzie mieli spędzić dzień. Spojrzał na swoją klatkę piersiową, widząc blondynkę spokojnie oddychającą i lekko uśmiechniętą. Uśmiechnął się. Odgarnął z jej czoła kosmyk złocistego włosa i pochyliwszy się ku jej twarzy, ucałował w czubek głowy. Mruknęła pod nosem i położyła się na nim okrakiem, wciąż mając zamknięte oczy. Spojrzał na jej nagie ciało. Zagryzł wargi, iż ten widok był dla niego zbyt wielkim wyzwaniem. Widok jej ciała był zbyt wielką pokusą, ale z trudem wygrał z pożądaniem. Położyła głowę na jego torsie, całując w klatkę piersiową. Wsłuchiwali się potem w szum oceanu, dźwięk, który wydobywały mewy i trzeszczenie drzew, krzewów i palm.
Justin chciał wstać i pojechać do portu, gdzie znajdował się jacht. Chciał go obejrzeć i przygotować. Rozmyślając o nim, niespodziewanie rozległ się dźwięk dzwonka od telefonu Justina, więc Maggie niechętnie zeszła z niego. Wokół jej ciała, kołdra była owinięta w tortillę. Od razu wyszedł z sypialni, biorąc ze sobą telefon. Dziewczyna otworzyła oczy i rozglądnęła się dokoła pokoju. Podparła się na łokciach i odchyliła głowę, przypominając sobie noc. Było jej nieskazitelnie dobrze. Zapomniała jakie to cudowne uczucie. Przy Justinie zawsze będzie czuła się podniecona i szczęśliwa zarazem. Zauważyła na stoliku nocnym list. Sięgnęła po niego, wiedząc, że musi się dobrze zastanowić. To co przeczytała martwiło ją, lecz zapewnienia ukochanego musiała też wziąć pod uwagę. Nie mogła tego tak zostawić, będąc uparta i stawiać na swoim.
Nagle drzwi się otworzyły, a w nich stał nagi Justin z uśmiechem na ustach. Obserwowała jak poruszał się. Gdy stanął tyłem do niej, z chęcią patrzyła na jego dołeczki, na kości ogonowej oraz idealne pośladki. Uśmiechnęła się i zagryzła wargę. Odchrząknęła, gdy już miał zamiar wejść do łazienki. Odwrócił głowę, zauważywszy, że patrzy na niego spode łba, uśmiechając się szelmowsko.
– Gdzie kochanie się wybierasz? – zapytała, zsunąwszy ze swojego ciała kołdrę, po czym musnęła jego usta.
– Szykuję się – posłał jej tajemniczy uśmiech. Zmarszczyła czoło.
– Na co? Myślałam, że spędzisz ze mną ten czas – syknęła cicho, robiąc się na twarzy cała czerwona ze złości. Zaśmiał się pod nosem i ucałował jej czoło.
– To coś dla Ciebie. Radziłbym byś teraz ze swoim małym tyłkiem wzięła rzeczy, wzięła prysznic i pojechała ze mną na niespodziankę – mruknął. Złapała gwałtownie jego penisa i ścisnęła na tyle mocno, by móc usłyszeć z jego ust stłumiony jęk. Uśmiechnęła się do niego.
– Poczekaj na mnie w wannie.
– Liczyłem na taką odpowiedź – musnął jej policzek i zamknął drzwi od łazienki. Wzięła ze sobą bieliznę i białą zwiewną, asymetryczną sukienkę bez ramiączek. Na niej był pasek koloru nudle.
Szybko potruchtała do Justina, który w najlepsze siedział, czekając na nią. Miał odchyloną głowę do tyłu, a piana zakrywała jego najciekawszą część ciała. Zagryzła wargę, odłożyła rzeczy, następnie wchodząc bezszelestnie do wanny. W tej, której kiedy spędzali drugą noc, Justin chciał się z nią kochać. Wycałowała jego tors, aż przejechała ustami do wyrzeźbionej szczęki, z lekkim zarostem na brodzie, po czym do ust. Ugryzła go delikatnie w wargę. Uniósł głowę i brew, patrząc na nią.
Gwałtownie złapał ją za pośladki, a Maggie momentalnie usiadła na jego kolanach.
– Za długo musiałem czekać, panno Bieber – powiedział uwodzicielskim głosem.
– Proszę mi wybaczyć, panie Bieber, to się już więcej nie powtórzy – mruknęła, zagryzając wargi i wplatając palce w jego włosy.
– Czemu jak zawsze widzę Cię rano przy moim boku, gdy wyglądasz jak Anioł, mam ochotę Cię pieprzyć jak wariat? – syknął cicho, masując pod wodą, wewnętrzną stronę jej uda. Blondynka wywróciła oczami, czując się lekko onieśmielona.
– A tak poza tym, co to za niespodzianka, hm...? – mruknęła przy jego ustach. Teraz wiedzieli, że będą oboje się bronić oraz walczyć. Maggie będzie napastnikiem, a on ofiarą. – Powiesz mi, czy...?
Złapała za nasadę jego penisa i skierowała go ku swojego wnętrza. Ciężko jej było powstrzymywać jęki. Justin poczuł się jakby był między młotem a kowadłem. Zacisnął zęby i złapał ją w pasie.
– Skoro jest to niespodzianka, masz ją traktować jako niespodziankę – warknął cicho. Ścisnęła jeszcze mocniej jego penisa, aż powstrzymał krzyk przyjemności. Ścisnęła jego czubek kciukiem, jeżdżąc po jego nerwie. Stawał się coraz twardszy.
– Zerżniesz mnie, Jus jak powiesz gdzie zamierzasz mnie zabrać – powiedziała stanowczo, unosząc brew.
– Cholera jasna, kochanie. Nie zamierzam Cię teraz rżnąć. Dowiesz się na miejscu, a teraz puść go.
Zrobiła jak kazał jednak Justina penis był już ku górze. Zachichotała jak mała dziewczynka.
– Ups – wytknęła mu język i odsunęła się od niego. Zacisnął usta.
Oboje byli już gotowi do drogi, ale Maggie wciąż była nieugięta i nieustannie pytała o niespodziankę. Justin również był uparty. Nie puścił pary z ust, dzięki czemu na jego twarzy panował triumfalny uśmieszek, jednak na ustach Maggie błądziła nicość, jakby w ogóle ją już nic nie interesowało. Był to błąd. W czasie drogi, jedyną rzeczą jaką wykonywała było przelatywanie swoich długich nóg na drugą nogę i tak co chwilę. Poprawiała swój dekolt i odchylała głowę do tyłu, aby widok na jej szyję był wprost idealny dla jego oczu. I tak było. Co jakiś czas kątem oka patrzył na nią z wyraźną ochotą. Zagryzał potajemnie wargi, pilnując drogi. Maggie miała wpływ na niego i wykorzystywała to w prymitywny sposób. Otworzyła okno pod pretekstem, iż jej gorąco. Wiatr podwiał jej zwiewną sukienkę, ukazując udo dla niego. Zgrzytał zębami, mocno ściskał kierownicę, przyśpieszając. Znów zmieniła nogę i odchyliła głowę do tyłu, mrucząc jak kot. Ponownie zawiało, więc szatyn oblizał wargi i jednym przyciskiem zasunął szybę po stronie ukochanej. Wiatr odkrywał jej uda, co go bardzo rozpraszało. Maggie zmarszczyła czoło i spojrzała na niego.
– Zimno Ci? Jest trzydzieści dwa stopnie w słońcu.
Popatrzył na sekundę na nią chłodnym i surowym spojrzeniem, jakby zaraz miał ją zabić za nieposłuszeństwo.
– Rozpraszasz mnie swoim zachowaniem – mruknął cicho, a ona dała sobie piątkę w głowie. Spuściła wzrok na jego spodnie i zagryzła wargi, z malującym się zadowoleniem na twarzy.
Po chwili ujrzeli widok dużych will, które łączyły się z portem. Ludzie na ulicach robili korek, przez który niełatwo można było przejechać. Justin co chwila trąbił. Gdy w końcu większość drogi została dla nich otworem, szybko przejechali. Justin wydawał się teraz zirytowanym nauczycielem, a Maggie rozbrykanym bachorem.
– Mógłbyś mi w końcu powiedzieć, gdzie mnie zabierasz? – powiedziała cicho. Uśmiechnął się tajemniczo i pokręcił przecząco głową. Prychnęła pod nosem. – Sknera.
– Pięcioletni bachor.
– Dupek.
– Zrzędząca baba.
– Frajer.
– Obślizgła ropucha.
Warknęła na niego. Uśmiechnął się triumfalnie, a po chwili zatrzymał samochód. Spojrzeli na siebie. Mina dziewczyny była jak naburmuszony dzieciak z wydętymi ustami, a on patrzył na nią tajemniczo i bardzo pożądliwie. Między nimi panowała cisza, milczenie, a z zewnątrz słychać było głos ludzi w różny sposób mówienia. Jeden mówił po francusku, drugi po hiszpańsku, trzeci po rosyjsku, lub niemiecku. Bieber zarzucił ramię o skórzane siedzenie, na którym siedziała Maggie i patrzył na nią. Spojrzał na nią trochę spode łba. Śmiał się z jej dziecinnego zachowania. Złapał ją za podbródek i odwrócił w swoją stronę. Bez namysłu przybliżył twarz ku jej twarzy, oparł czoło o jej czoło i złożył na ustach słodki całus. Usłyszał z jej brzucha bardzo głośne burczenie.
– Och, zapomniałem, że nic nie jadłaś – odparł po chwili i wysiedli z samochodu. Od razu podszedł do nich ciemnoskóry mężczyzna i wziął bez słów kluczyki Justina. Objął ją wzdłuż talii jednym ramieniem, po czym poszli wzdłuż dużych jachtów. Dziewczyna zmarszczyła czoło i spojrzała na niego.
– Port? Jachty? – Szturchnęła go w żebro. – Ależ ty się bawisz na bogato.
– Pożyczyłem od brata Scootera jacht. Sądziłem, że fajnie spędzimy czas, delektując się widokiem na Wyspy Dziewicze oraz spokojem. Znowu coś schrzaniłem? – Justin wydawał się trochę zirytowany. Był zirytowany tym, iż jego największe starania i potrzeby jego żony zostają lekko rzucone w błoto.
– Nie, Justin – pokręciła głową. – Nie o to mi chodzi. Jest tutaj pięknie i naprawdę doceniam twoje starania.
– Ale? – uniósł brew, mówiąc mniej łagodnie.
– Co „ale”?
Stanęli po chwili na jasno drewnianą powierzchnię jachtu, koloru kakaowego. Wszystkie jego kąty i poręcze są albo metalowe, albo drewniane. W środku jacht wygląda jak z bajki. Luksusowy jak sybarytyzm. Brat menadżera Justina tak się bawił. Skórzane kanapy, koloru kremowo-białego, żyrandol z diamentów, stolik gdzie były postawione setki kieliszków, wino w wiaderku otoczone lodem i satynową popielatą serwetką. Ściany były pokryte odcieniem granatu, połączonego z jaskrawą czerwienią. Najwidoczniej znajdywali się w małym salonie, iż na ścianie był telewizor plazmowy i stolik.
Justin popchnął jedną ręką blondynkę na drewnianą framugę, aż w plecy kłuła ją niewygoda. Miał surową, zarazem zirytowaną minę.
– Myślisz o Jamesie, tak? – syknął cicho. Maggie przełknęła ślinę, w ogóle nie patrząc mu w oczy, co dało mu pewne stwierdzenie, że taka jest prawda to co powiedział. Westchnął, próbując niepotrzebnie uspokoić swoje nerwy, jednak ledwo mu to wychodziło. Nie chcieli oboje, by James stanął między nimi i zepsuł to co piękne. Jednak sama myśl o nim, była udręką.
– Po prostu się boję o Emily, nie rozumiesz tego? – powiedziała stanowczo, zakładając na piersi ręce. – A ty się o nią nie boisz? Ona ma siedem miesięcy.
– Skoro tak chorobliwie się o nią boisz, nie ufasz Marry i Jessice – odpowiedział Justin. Maggie zmarszczyła czoło.
– Dlaczego miałabym im nie ufać?
Niespodziewanie telefon Maggie zabrzęczał. Wyciągnęła go z torebki i widząc na wyświetlaczu imię jednej z przyjaciółek szybko odebrała. Justin obserwował każdy ruch swojej żony. Śledził jej wyrazy twarzy oraz samych reakcji ciała i uczuć.
– Marry, co się dzieje, że masz taki drżący głos? Co się stało? Czy wszystko okej?
– N-no, Maggie... no... nie wiem jak to się stało, ani kiedy, ale ja naprawdę nie wiem – powiedziała jakby zaraz miała się rozpłakać. Maggie serce podskoczyło do gardła.
– Czego nie wiesz? Co się dzieje? – zapytała niecierpliwie.
– Emily...
– Co mojej córce? Co się dzieje, do cholery! – warknęła głośno. Justin wzdrygnął się i dokładnie patrzył na dziewczynę, która ciężko uspokajała nerwy.
– Emily zniknęła.


„Wszystkie mity są prawdą.” – Miasto Kości

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz