środa, 25 września 2013

Rozdział 1

Rocznica

„Trzeba było trzymać buzię na kłódkę.” James Bond: Pozdrowienia z Rosji

Jeszcze słychać było głośne piski dochodzące z areny. Jeszcze słychać było krzyczenie słów piosenki All Around The World. Jeszcze było słychać wołanie imienia.
Trzymał w ręku zdjęcie sześciomiesięcznej dziewczynki, która uśmiechała się do swojego tatusia. Jej krwistoczerwone oczy sprawiały nieprzyjemny dreszcz po kręgosłupie. Usta malinowe jak jego żony. Piękno tak małego dziecka było jak kwitnący kwiat. Dziewczynka dorastała zbyt szybko.
Chowając zdjęcie do portfela, usłyszał brzęczenie telefonu dochodzące ze skórzanej kurtki. Wyciągnął urządzenie, po czym odebrał.
– Scooter? – zaczął, przeczesując swoje kasztanowe włosy do tyłu. Czekał na jego telefon. – Dobrze, że dzwonisz.
– Obiło mi się o uszy, że masz do mnie sprawę – odchrząknął.
– Opowiadałeś coś, że twój brat ma jacht na Wyspach Dziewiczych... – mruknął – tak się zastanawiałem przez ten tydzień, czy mógłbyś zapytać go, by mógł mi i Meg udzielić go na kilka dni. Na naszą rocznicę.
– Akurat wrócił z Wysp. Jeżeli tego chcesz zapytam go. Wieczorem dam Ci znać – westchnął menadżer.
– Dzięki, Scott – powiedział wdzięcznie. Rozłączyli się potem, po czym schował telefon kieszeni.
Podróż z Miami do Los Angeles była trochę nudna, ale myśl, że ujrzy swoją rodzinę sprawiała, że podróż minęła szybko.
Kiedy w końcu wysiadł z samolotu, wziął walizki, a następnie skierował się na parking gdzie czekał na niego szary Range Rover. Wsiadł do niego, rzucając kurtkę na tyle siedzenie. Wyjął od razu z kieszeni telefon, sprawdzając jak jego czas. Uśmiechnął się. Wyjechał z podziemia na górę, kierując się ku Santa Ana St. Los Angeles wciąż nie traciło życia i dalej było słoneczne jak rok temu. Minęły dokładnie siedem miesięcy od narodzin Emily. Już jutro on i Maggie wyjeżdżają na swoją pierwszą rocznicę ślubu, co go bardzo podekscytowało. Minął rok odkąd są razem. Jednak nie cieszyła go sprawa, iż w domu prawdopodobnie zastanie Brytyjczyka.
Na jego szczęście go nie było. Poczuł ulgę i kamień spadł mu z serca, lecz gdyby powiedział o tym swojej żonie, na pewno by ją zdenerwował. A przecież tak dawno się nie widzieli.
Bez kurtki wyszedł z samochodu i otworzywszy drzwi, usłyszał ciszę. Wychodząc na taras, zauważył złociste włosy i słodkie uśmiechy najukochańszych kobiet w jego życiu. Podszedł do nich, lecz przystanął gdy siedmiomiesięczna córka podeszła do niego na dwóch nogach, krzycząc: „Tata”. To go zszokowało. Otworzył lekko usta, a Maggie stanęła na równe nogi i podeszła do niego. Wziął w ramiona małą szatynkę, ucałowawszy jej różowiutki policzek. Dziewiętnastoletnia dziewczyna podeszła do ukochanego i musnęła jego usta. Uśmiechnęła się do niego i wzięła od niego córkę. Stawiła ją na równe nogi, po czym pobiegła do Pana Niedźwiadka.
– Stresujesz nasze dziecko, Meg? – prychnął pod nosem, łapiąc ją w talii i całując namiętnie w usta. Westchnęła, a jej ramiona opadły. – Ma tylko siedem miesięcy, umie chodzić, mówić.
– „Tata” to jej pierwsze słowo. Też jestem zszokowana, ale chyba bardziej nie może mnie zaskoczyć. – Justin ściągnął brwi.
– Co masz na myśli? – dopytał lekko zmartwiony.
– Kiedy Cię nie było, Emily pisała już literki. Umie pisać, czytać, chodzić i sama jeść. A ona jest taka mała – jęknęła.
Justin przełknął ślinę i spojrzał w stronę dziewczynki. Bawiła się swoimi lalkami, które dostała w prezencie od Harry’ego. Trochę go to zmartwiło. Spojrzał potem na swoją żonę i odgarnął kosmyk włosa z jej twarzy. Ucałował czoło.
– Mała wiekowo. Ile już ma wzrostu?
Maggie wzięła głęboki wdech.
– Metr dwadzieścia dwa – wypuściła powietrze, a chłopak wytrzeszczył oczy.
– To niemożliwe – szepnął. – A tak w ogóle komu zwracasz naszą księżniczkę?
– Johanne i Pattie wróciły do Kanady, a jedynymi osobami w pobliżu, na które mogę polegać są Marry i Jessica.
Justin westchnął głośno i założył ręce na piersi, przypatrując się przy zamyśleniu córce. Maggie również patrzyła jak ich skarb bawi się w najlepsze. Chwilę potrwała cisza, gdy niespodzianie zadzwonił telefon Justina. Spojrzał na żonę znaczącym spojrzeniem i odszedł kilka metrów dalej, by móc spokojnie porozmawiać. Niestety teraz zaczęło mu się spieszyć.
– Scooter, nie mów mi o kontrakcie, gdy jestem dzień przed rocznicą – jęknął błagalnie. Menadżer był nieugięty. Wykonywał tylko należącą do niego pracę.
– Pamiętasz, rok temu rozmawialiśmy na ten temat. Ja Cię do niczego nie zmuszam. Antonio jednak nalega byś w dwóch tygodni dał znać. – Głos Scootera był poważny. Nie słychać było w nim ani nutki żalu, czy też lekkiego zdenerwowania nachalności L.A. Reida. – To się okaże. Może Ci się spodoba.
– Czytałeś co było wyryte na nim? – zapytał. Scooter od razu zaprzeczył.
– Niestety nie, ale Antonio mówił, że da się na nim zarobić – bąknął. Justin prychnął.
– I ty mu wierzysz? – odwrócił się po chwili i ujrzał jak Maggie i Emily spędzają razem czas.
Wyglądały jak dwa aniołki na zielonym, letnim tle, uśmiechnięte z wiankami na głowach. Schował jedną dłoń do kieszeni i usłyszał głośne westchnięcie Scootera.
– Sam się przekonasz. Zadzwoniłem by poinformować Cię o tym, przepraszam jeżeli w czymś przeszkodziłem – odchrząknął, próbując powstrzymać śmiech. Szatyn wywrócił oczami i bez słów zakończył rozmowę. Nie miał najmniejszej ochoty wysłuchiwać kolejnych bzdur związane z pracą.
Najważniejsza była rodzina.
Wymusił uśmiech, gdy ukochana spojrzała na niego z szerokim uśmiechem, po czym podszedł do nich, by móc spędzić czas z rodziną. W końcu wrócił do domu po tak długiej rozłąki z nimi.
Jessica i Marry były jedynymi osobami, które były w pobliżu, na które mogła polegać, więc oddała ją w ręce swoich przyjaciół. Kochały Emily jak swoją siostrzenicę i córkę. Oboje zaufali, że nic się nie stanie, ale na wszelki wypadek zawsze mogli zadzwonić.
W domu zaczęli pakować niezbędne rzeczy na podróż. Maggie szczerze zapomniała o bólu jakim przeżywała przez te wszystkie lata. Wciąż trzyma go za słowo. Jest w jak najlepszym porządku. Harry i Emily mają niezwykle dobre kontakty. Traktował ją jak własną córkę. W telefonie miała zdjęcie ich obojga ubrudzonych czekoladą, gdy robili ciasto. Upaćkane policzki, usta, ręce, nos... zabawy nigdy nie dość.
Blondynka stała w samym ręczniku w łazience przed lustrem, czesząc swoje złociste włosy, myśląc o Jamesie. Wciąż miała w głowie ten strzał z broni, jak strzelił kulą w czoło Penelopy. Jak krew spływała strumieniem, aż do jej stóp. Na ścianie czerwone plamy. Karygodne zachowanie wobec niej w czasie gdy była w ciąży z Emily. Nie czuła od niego miłości, ani chęci pomocy. Po prostu ją zamknął. I dopiero teraz uświadomiła sobie jak bardzo go nienawidzi. Że w życiu przez niego wycierpiała. Że to przez niego straciła prawie Justina. Że przez niego omal sama nie zginęłaby. I myśl, że jest biologicznym dziadkiem Emily doprowadzała ją do obłędu.
Niespodziewanie do łazienki zapukał Bieber. Bez jej odpowiedzi uchylił drzwi, uśmiechając się szelmowsko. Zaśmiała się pod nosem, a następnie pozwoliła mu wejść do środka. Jedną rękę miał za plecami i zagryzał wargi. Ściągnęła brwi.
– Co trzymasz za plecami, co? – pokazała czubek swojego języka, odkładając szczotkę obok umywalki. Spojrzała na niego, który po chwili położył podbródek na jej nagim ramieniu i zilustrował ją od dołu, aż po szyję. Musnął kawałek skóry delikatnie. Ponownie się zaśmiała, czując na ciele gęsią skórkę. – Przyszedłeś uprawiać seks, prawda?
– Nie do końca – mruknął. Założyła ręce na piersi i odwróciła się do niego. Skrzywił usta, a ona złapała za skrawek jego białej koszulki. Pocałowała przelotnie jego usta. – Chcę Ci coś dać. To z okazji naszej rocznicy. Sądziłem, że jako prezent spodoba Ci się.
Wyjął zza pleców czarne pudełko, opatulone miedzianą wstążką, która mieniła się cekinami. Ściągnęła brwi.
– Biżuteria? – spojrzała na niego spode łba, odwiązując wstążkę. Justin nie odezwał się, tylko czekał aż otworzy, by mógł zobaczyć jej reakcję. Wyciągnęła z czarnego pudełka, widząc kolejne pudełko. Wybuchła gromkim śmiechem. Jednak było to pudełko od marki Apple. Zaskoczona spojrzała na niego znów spode łba, lecz on unikał jej wzroku. Wysunęła z pudełka prezent, widząc złotego iPhone’a. Otworzyła szerzej oczy, ale nie była zbytnio wesoła. Wydobyła z siebie ciche westchnięcie zaskoczenia. – Złoty iPhone? Wiesz jak trudno takiego kupić?
– Dla Ciebie szukałem go przez te siedem miesięcy. Idealnie pasowałby do twoich włosów – ucałował jej czoło, przykładając potem swoje. – Nie podoba Ci się?
– Nie, jest naprawdę śliczny. Dziękuję, że trudziłeś się kupna go dla mnie... – jej głos zniżył się mruczenia pod nosem niczym śpiący kot. Mówiła jak katarynka, jednak Justin w czasie gdy bezmyślnie dziękowała, chwycił ją za podbródek i sprawił, że w końcu spojrzeli sobie w oczy. Uśmiechał się delikatnie do niej.
– Co się dzieje? Widzę, że ukrywasz przede mną niepokój, skarbie... – powiedział cicho. Westchnęła głośno i przymknęła delikatnie powieki, by móc trochę ochłonąć. Wzięła głęboki wdech i ponownie spojrzała na niego jak z lekka naburmuszona dziewczynka z wydętymi ustami. – Nie karz mi czekać, bo nie chcę się dowiadywać ostatni.
Odsunęła jego dłoń od siebie i odwróciła się do niego plecami, lecz widziała jak patrzył na nią w lustrze, a ona na niego. Zawiązała włosy w wysoki kok, lecz została odwrócona i widziała w jego twarzy lekką irytację. – Nie baw się ze mną w kotka i myszkę, Meg.
– To tylko babskie zmartwienie, nie przejmuj się – machnęła ręką. Zmarszczył czoło.
– Ty się nigdy takimi rzeczami nie przejmujesz, więc przestań kłamać. Jeżeli się czegoś dowiedziałaś, powiedz mi – syknął cicho przez zaciśnięte zęby. – Dla mnie ważne jest nasze bezpieczeństwo.
– To tylko... mój ojciec – schyliła głowę, lekko marszcząc czoło. Odsunął się lekko i połknął ślinę. Przypomniawszy sobie sytuację w Madrycie, aż podskoczyło mu ciśnienie. Znów zaczął się bać i odwrócił znów wzrok na żonę.
– Odezwał się? – pokręciła głową.
– Nie, ale... tu chodzi o Emily. Czuję, że James wie o niej. To znaczy na pewno o niej wie, ale chodzi mi o to, że... nikt nie wiedział o mojej ciąży, tylko Jessica, Roxan, Marry i Harry, ale oni w ogóle z Jamesem nie mieli kontaktu. Jak myślisz, przyjdzie tutaj po naszą córkę?
Justin zacisnął zęby i głośno westchnął.
– Za dużo myślisz, Meg. Chociaż jeżeli tak się stanie, że coś zrobi tobie albo Emily, będzie miał do czynienia ze mną, rozumiesz? – powiedział. – I nie martw się. Emily jest w dobrych rękach.
– Obyś miał rację, Justin – wtuliła się w jego ramiona, czując bijące od niego ciepło i uczucie bezpieczeństwa. – Kocham Cię.
– Kocham Cię – odpowiedział, całując ją w czubek głowy. Odsunęli się od siebie, następnie wziął telefon. Maggie wymusiła uśmiech. – Za dwie godziny wyjeżdżamy, do tego czasu lepiej trochę się prześpij. Ach i... nie myśl o swoim ojcu. Jeszcze mi na rocznicy zwariujesz przez te zmartwienia.
Musnął jej ciepłe wargi, a potem wyszedł z łazienki zamykając drzwi.
Dziewczyna ściągnęła ręcznik, nakładając na siebie pidżamę i ponownie rozczesała włosy. Jednak prośba Justina nie została spełniona. James był nieobliczalny i Bóg wie co mógłby im przyszykować na powitanie. Przypomniała sobie kopertę, którą dostała od Gabrieli. Przez cały rok leżała w jednym miejscu, czekając aż w końcu ktoś ją otworzy. Przeczytaj to, jeśli nie tej nocy... to innej... kto wie... może i przed twoim ślubem...
Wyciągnęła ze swojej biblioteczki w salonie Przed Świtem, po czym otworzyła na ostatnie strony. Podziękowania od autorki, gdzie znajdowała się koperta. Było cicho i przyjemnie. Czuła się sama, lecz czuła jak przez jej plecy coś błądzi. Jakby jakieś złe duchy obserwowały ją i chciały zabić. Wyciągnęła z dolnej szuflady nowy nożyk do kopert, który był dwa razy ostrzejszy i mogła go użyć nie tylko do cięcia się, albo otwierania kopert.
Kiedy w końcu otworzyła jego zawartość, serce momentalnie przyśpieszyło jej biciu. Zaczęła się bać. To list od twojego dziadka z czasów naszej młodości.
Wyciągnęła z niego pewną kopię jakiegoś dokumentu. Otworzyła go i zaczęła czytać coś co ją bardzo zaniepokoiło.

James Richardo Benetich był synem Johna Benetich’iego i Evy Benetich i bratem Teresy Benetich, którzy zginęli w niewyjaśnionych okolicznościach. Ich dom wyleciał w powietrze, a Jamesa Benetich uznano za zmarłego, lecz DNA chłopaka po szkolnych badaniach stwierdzono, iż jest ocalałym dzieckiem państwa Benetich. Znajduje się teraz w Kanadzie, gdzie studiuje magisterkę. Chłopak był w komisariacie wielokrotnie, ale odpowiadał na pytania, iż nic nie pamięta. Skierowano go do szpitala, gdzie lekarze chcieli przywrócić mu pamięć i może będzie wiedział kto jest sprawcą niewyjaśnionej katastrofy pod Petersburgiem. Niestety James uciekł ze szpitala kilka dni po przewiezieniu, a poszukiwania trwały przez większość czasu, jednak chłopca nie odnaleziono. Uznano go za niepoczytalnego i chorego umysłowo, iż był dla personelu bardzo agresywny.

Oficer Albinistr, 11.04.1986 rok

– Kochanie, nie śpisz jeszcze? – usłyszała głos zdziwionego Bieber’a, który miał w ręku ręcznik i wycierał nimi mokre włosy. Był bez koszulki, a krople wody spływały z jego ciała kaskadą. Odskoczyła od miejsca i schowała do książki list. Wzięła książkę i wstała.
– Chciałam tylko wziąć książkę, by móc trochę poczytać przed podróżą – odchrząknęła i schowała po chwili nożyk. Miała szczęście, że nie patrzył, bo by zadawał mnóstwo pytań.
– Powinnaś spać, a nie czytać. Chcę byś była wypoczęta na naszą rocznicę – oznajmił, wchodząc do kuchni. Wyjął z lodówki colę w puszce i napił się duszkiem. Bez odpowiedzi weszła na górę, zaczynając się jeszcze bardziej martwić.
Gabriela okłamała ją. Ale wiedziała, że zrobiła to tylko po to, iż wiedziała, że posłucha i otworzy to w odpowiednim czasie. Teraz nie był to najlepszy moment.


„Poczułam lód na ciele. Głośny huk dudnił mi w uszach, gdy dom wyleciał w powietrze.”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz